Sześćdziesiąt trzy

30 3 0
                                    

Rufus

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Rufus

Claryssa miała wyjątkowo dobry nastrój, co aż nadto wrzucało się w oczy. Być może wrażenie to miało związek z jej strojem oraz tym, że chyba nigdy dotąd nie widział jej jakoś szczególnie poirytowanej. W zasadzie ta kobieta pod niektórymi względami mogłaby przypominać mu Laylę, gdyby oczywiście wziąć pod uwagę wieczny entuzjazm, różnica jednak polegała nad tym, że jak w przypadku Lay takie zachowanie przekładało się na ogólną słodycz oraz swego rodzaju niewinność, tak Claryssa przeistaczała się w absolutnie nieprzewidywalny, wręcz niebezpieczną istotę, którą dla bezpieczeństwa wolało się omijać szerokim łukiem.

– Rozmawialiśmy już o tym – przypomniał jej nie po raz pierwszy, cofając się o krok i próbując zmusić wampirzycę do tego, żeby w końcu go puściła. Fizyczny kontakt i zbytnia wylewność nigdy nie należały do czegoś, co tolerował, oczywiście pomijając momenty, w których zostawał sam na sam z Laylą albo w najzupełniej naturalny sposób decydował zbliżyć się do Claire. Sama kwestia okazywania emocji była dla niego problematyczna, a w przypadku Claryssy jedynym, czego tak naprawdę był pewien, wydawała się chęć tego, żeby porządnie jej przyłożyć. – Puść mnie w tej chwili!

– Dlaczego zawsze jesteś dla mnie taki nieuprzejmy? – westchnęła, ale przynajmniej z łaski swojej cofnęła się o krok, przynajmmniej ten jeden raz decydując się oszczędzić jego kręgosłup. Wymownie uniósł brwi, sam niepewny tego, czy bardziej dziwiła go jej reakcja, czy to, że jednak zauważała, iż traktował ją w co najmniej oschły sposób. – Po prostu cieszę się, że cię widzę – dodała, a na jej ustach pojawił się słodki uśmiech.

Dopiero kiedy stanęła przed nim, zakładając ramiona na piersiach, miał okazję uważnie jej się przyjrzeć. Nawet to okazało się trudne, bo spoglądanie na Claryssę przypominało trochę konieczność patrzenia w słońce – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Ciemne włosy mocno kontrastowały z jej bladą, lekko tylko oliwkową skórą, jednak to było niczym w zestawieniu z sukienką, którą miała na sobie. Różowy materiał bez trudu przykuwał uwagę, zresztą tak jak i sam kształt stroju – ciasny gorset, zwieńczony rozłożystą spódnicą, która sztywno trzymała się w jednej pozycji. Zwłaszcza w dawnych czasach taki strój nie wydawał się niczym dziwnym, tak jak i dość niecodzienne na obecną chwilę rozwiązania, które stosowały kobiety, jednak w przypadku Claryssy... Co więcej, kiedy przyjrzał się jej dokładniej, dostrzegł ozdobne kokardy, które znajdowały się zarówno w fałdach materiału, jak i misternie upiętych włosach. Wyglądała słodko i to jedno wydawało się aż nazbyt oczywiste – bardzo, ale to bardzo słodko, poza tym...

Tort weselny.

Nie był pewien, dlaczego akurat to porównanie w pierwszej kolejności przyszło mu do głowy, ale wampirzyca przypominała mu żywy, biegający i okazujący zbyt dużo entuzjazmu tort weselny.

– Tak...

W tamtej chwili na nic więcej nie było go stać, co zdecydowanie nie zdarzało mu się często. Z drugiej strony, ta kobieta od zawsze miała w sobie coś takiego, co nawet świętego byłoby w stanie wytrącić z równowagi, a Rufus sam w sobie nigdy nie należał do osób cierpliwych. Sama kwestia uczuć i spotkań towarzyskich stanowiła dla niego problematyczną kwestię, w wyniku czego przez większość czasu wolał trzymać się na dystans, najpewniej czując się we własnym towarzystwie. Claryssa balansowała gdzieś na przeciwległym krańcu, stanowiąc wręcz brutalny kontrast do jego charakteru... I każdego innego, bo nie potrafił przypomnieć sobie, żeby w całym swoim długim życiu natknął się na personę, która choć w niewielkim stopniu mogłaby dorównać tej dziewczynie – i całe szczęście, bo chociażby jeden jej sobowtór mógłby okazać się gorszy od samej Isobel.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now