Sto pięćdziesiąt pięć

19 4 0
                                    

Alessia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Alessia

W milczeniu wpatrywała się w twarz dziewczyny. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie pary pełnych bólu oczu. W jakimś stopniu to wydawało jej się okropne, chociaż starała się tego nie okazywać, siląc się przede wszystkim na spokój. Nie chciała, żeby dziewczyna zorientowała się, że jej rozmówczyni w rzeczywistości jest przerażona. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, w duchu dziękując przede wszystkim za to, że nie padło jedno z najistotniejszych pytań: jak?

W głowie szukała czegoś, co mogłaby powiedzieć i co zabrzmiałoby choć odrobinie sensownie. Pragnęła, żeby było to coś pocieszającego, co utwierdziłoby dziewczynę w przenoszeniu, że jednak może być dobrze. Być może byłoby to złudne poczucie bezpieczeństwa, jednak Ali sądziła, że byłoby to najlepszym z możliwych rozwiązań – przynajmniej na razie.

Musiała spróbować zadzwonić do Isabeau, dokładnie jak zaplanowała na początku. Ciotka mogłaby jej pomóc, o wiele lepiej znając się na ziołach i najpewniej mogąc doradzić jej coś, co przynajmniej uśmierzyłoby ból wilkołaczycy. Chciała również zaryzykować wprowadzenie swojego planu i poszukanie czegoś na wzmocnienie. Co prawda problem zdecydowanie nie leżał w niedoborze kilku witamin, ale trudno. Zamierzała spróbować, chwytając się każdego możliwego rozwiązania, jeśli tylko miało rację bytu. Wciąż nie miała pewności, czy w tej drugiej kwestii lepsza będzie Isabeau czy może dziadek Carlisle, ale...

Z zamyślenia skutecznie wyrwał ją dziwny, zdławiony dźwięk. Poderwała głowę akurat w chwili, w której już i tak na wpół leżąca Nattie jęknęła, obejmując ramionami brzuch i zginając się wpół. Z jej gardła wydobyło się coś, co Ali była w stanie określić tylko i wyłącznie jako bulgotanie, jakby w przełyku dziewczyny utknęło coś, czego w żaden sposób nie była w stanie się pozbyć. Zakaszlała, a przynajmniej próbowała, bo i na to wydawała się nie mieć siły. Błyszcząc oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a na twarzy odmalował wyraz czystego przerażenia, którego nawet nie próbowała opanowywać. Alessia zastygła w bezruchu, czując, że powinna coś zrobić, ale jednocześnie nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca chociażby o milimetr – i to pomimo tego, że w naturalny sposób zapragnęła chwycić niedoszłą wilkołaczycę za ramiona i jakkolwiek jej pomóc, niezależnie od tego, co się z nią działo.

Już w następnej sekundzie pochyliła się do przodu, oddychając coraz szybciej i ciężej, a chwilę później Ali wyraźnie poczuła aż nazbyt charakterystyczny, oszałamiająco zapach. Zamarła w bezruchu, czując się trochę tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie, chociaż tym razem zdecydowanie nie miała w planach rzucić się komuś do gardła.

Kiedy już w następnej chwili Nattie najzwyczajniej w świecie zwymiotowała krwią, zmieniło się wszystko.

Sama nie była pewna kiedy i jakim cudem zdołała poderwać się na równe nogi, a tym bardziej zmaterializować przy drzwiach. Oparła się o nie plecami, nerwowo zaciskając dłoń na klamce i chyba jedynie cudem nie miażdżąc ją w coraz silniejszym uścisku. Czuła, że serce tłucze jej się w piersi, waląc tak szybko i mocno, że ledwo była w stanie oddychać. Gardło paliło żywym ogniem, choć jednocześnie nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby przełknąć choć kilka kropel krwi Nattie – wręcz przeciwnie: Ali miała wrażenie, że prędzej dołączy do dziewczyny, zwracając wszystko to, co zdążyła wypić w sypialni, zanim w ogóle zdecydowała się na jakiekolwiek spotkanie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now