Sto siedem

22 3 0
                                    

Isabeau

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Isabeau

Obudził ją jej własny krzyk. Poderwała się na łóżku, dziwnie roztrzęsiona i niezdolna do tego, żeby tak po prostu się uspokoić. Wciąż wrzeszczała, dopiero po chwili w pełni uświadamiając sobie, że jest w znajomej sypialni, a wokół niej nie dzieje się nic, co nie powinno jej niepokoić. Kiedy na dodatek poczuła na ramionach muśnięcie chłodnych dłoni, a chwilę później znalazła się w objęciach Dimitra, natychmiast zaczęła się uspokajać, w końcu zdolna do tego, żeby przynajmniej spróbować się rozluźnić.

– Beau... Już, Isabeau – usłyszała tuż przy uchu jego głos i mimowolnie zadrżała, kiedy słodki oddech owiał jej policzek. – Jest w porządku – zapewnił ją pośpiesznie i chociaż w pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować i zapewnić go, że doskonale radzi sobie z sytuacją i emocjami, ostatecznie zdecydowała się tego nie robić.

W głowie wciąż miała mętlik, którego w żaden sposób nie potrafiła opanować. W pewnym momencie przestała nawet walczyć o to, żeby odzyskać panowanie nad sobą, w zamian poddając się objęciom Dimitra, przywierając do niego całym ciałem, zupełnie jakby podejrzewała, że wampir w każdej chwili będzie w stanie oswobodzić się z jej uścisku i po prostu zniknąć. Łaknęła jego bliskości, choć ten jeden raz nie dbając o to, czy jej zachowanie przypadkiem nie zostanie odebrane jako słabość. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej czuła się w podobny sposób, aż do tego stopnia roztrzęsiona i stęskniona za ramionami męża. Miała go przy sobie i choć jego obecność zapewniała jej jakże upragnione ukojenie, wciąż towarzyszył jej strach, którego w żaden sensowny sposób nie potrafiła sprecyzować. Nie lubiła się bać, a kiedy do tego dochodziło, zwykle za wszelką cenę usiłowała zamaskować niechciane uczucia, niezależne od możliwych konsekwencji i tego, jak wielkim zaufaniem darzyła Dimitra i swoich najbliższych. Od dziecka wmawiała sobie, że należy być silną, a zwłaszcza po śmierci Aldero w pełni uwierzyła w to, że jedynie takie postępowanie ma sens – i że niezależnie od wszystkiego powinna była udawać, że wszystko jest w najzupełniejszym porządku.

Tak przynajmniej było kiedyś, a Isabeau czuła, że coś się zmieniło. Pozwalała, żeby Dimitr przytulał ją do siebie, kołysząc prawie jak małe dziecko, a to wydawało jej się dobre i jak najbardziej na miejscu. Chociaż przez moment miała wrażenie, że znowu jest niedoświadczoną dziewczynką, którą własny dar skutecznie wytrącał z równowagi, wcale nie próbowała z tym walczyć, aż nazbyt świadoma tego, że wszystko jest takim, jakie od samego początku być powinno. Miała przy sobie męża, dokładnie tak jak zawsze przez te wszystkie lata, kiedy Dimitr jak gdyby nigdy nic czuwał przy niej, kiedy zasypiała, choć sam od dawna nie był w stanie pozwolić sobie na odpoczynek. Czasami wciąż ją tym zadziwiał, tak jak i tym, że z taką cierpliwością znosił jej ziemne nastroje i charakter, który niejednego doprowadziłby do szaleństwa.

Och, zwłaszcza w ostatnim czasie nawet najbardziej błahe gesty miały dla niej większe znaczenie, aniżeli kiedykolwiek wcześniej.

Dimitr ostrożnie odsunął ją od siebie, po czym ułożył dłoń na jej policzku, zachęcająco unosząc jej głowę. Spojrzała mu w oczy, szybko orientując się, że był zmartwiony i dziwnie spięty. Rubinowe tęczówki pociemniały od nadmiaru emocji, a może pragnienia, ale choć taki widok niejedną choć po części śmiertelną istotę przyprawiłby o dreszcz niepokoju, Isabeau czuła się pewnie. Niezależnie od sytuacji potrafiła się bronić, zresztą nie miała wątpliwości co do tego, że mąż nie potrafiłby jej skrzywdzić – i to nie tylko dlatego, że byłaby zdolna do tego, by skopać mu tyłek, gdyby tylko spróbował podnieść na nią rękę.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz