Elena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Renesmee
– Nessie! Nessie, tutaj!
Nie było możliwości, żebym nie zauważyła Layli i to nawet gdybym znalazła powód do tego, by postarać się tego dokonać. Jak zwykle okazała się zdecydowanie zbyt energiczna i pełna entuzjazmu, którym ze spokojem mogłaby obdarować przynajmniej połowę bywalców lotniska, o ile nie jeszcze więcej osób. Kto jak kto, ale moja szwagierka była aż nazbyt wyraźna nawet w tłumie, a kiedy mnie zobaczyła, zaczęła energicznie machać w moją stronę, tak uszczęśliwiona, że sama nie byłam w stanie powstrzymać się od uśmiechu.
Uniosłam rękę, chociaż wątpiłam, by jakiekolwiek wskazówki z mojej strony były Layli potrzebne. Poruszała się zwinnie i lekko, bez trudu znajdując drogę w ogólnym zamieszaniu i w kilka zaledwie minut materializując się u mojego boku. Właściwie nie byłam pewna, która której w pierwszej kolejności rzuciła się w ramiona, chociaż jeśli wziąć pod uwagę to, że sama omal nie wylądowałam na ziemi, odpowiedź wydawała się dość oczywista.
– Cześć! – wyrzuciłam z siebie na wydechu, mimowolnie rozluźniając się w odpowiedzi na bijące od jej ciała ciepło. Pachniała słodko i znajomo, a do mnie dopiero zaczynało docierać, jak bardzo stęskniłam się za nią przez te kilka miesięcy. – A gdzie...? – zaczęłam, ledwo tylko wyślizgnęłam się z jej objęć, by móc obrzucić ją zaciekawionym spojrzeniem.
– Hm... Zaraz przyjdą – stwierdziła, wywracając oczami. – Rufus ma ochotę mnie zabić, chociaż sam się zgodził – dodała, w znaczący sposób unosząc brwi.
Wywróciłam oczami, dochodząc do wniosku, że to akurat było do przewidzenia. Jakoś nie miałam wątpliwości co do tego, że wampir mógłby robić problemy i to już od momentu, w którym Gabriel w ogóle zadecydował się zaprosić swoją bliźniaczkę. Chyba nawet byłam pod wrażeniem tego, że dziewczynie udało się wymóc na mężu to, żeby w ogóle jej towarzyszył, chociaż bardziej prawdopodobne wydawało się, że co najwyżej bez żalu wyśle ją do nas sam z Claire. No cóż, zawsze wiedziałam, że Layla jest cudotwórczynią, ale wpływ, który potrafiła wywrzeć na Rufusie momentami zadziwiał nawet mnie.
Przechyliłam się lekko, żeby móc zobaczyć cokolwiek ponad ramieniem najstarszej z Licavoli (Och, tak – teraz Prime.), po czym uśmiechnęłam się niewinnie, ledwo tylko zauważyłam pozostałą dwójkę nieśmiertelnych. Claire wydała mi się zafascynowana, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła i wodząc wzrokiem na prawdo i lewo. Uświadomiłam sobie, że zwłaszcza ona po raz pierwszy opuściła Miasto Nocy, co po niemal wieku spędzonym w podziemiach musiało być dla niej bardziej fascynujące niż cokolwiek innego. Oczywiście nie mogłam powiedzieć tego o Rufusie, który najpewniej był przede wszystkim poirytowany, chociaż jak zwykle z łatwością przychodziło mu panowanie nad emocjami. Byłam raczej skłonna stwierdzić, że całą energię wkładał w to, żeby ignorować wszystkich wokół i za wszelką cenę usiłując się zdystansować, dokładnie jak na wszystkich uroczystościach, w których chcąc nie chcąc zdarzało mu się wziąć udział.