Sto dziewięćdziesiąt dwa

21 4 0
                                    

Damien

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Damien

Gniew go zaskoczył, choć w jakiś trudny do zrozumienia sposób wydał mu się najzupełniej naturalną reakcją. Wciąż czuł moc, którą wykorzystał, żeby zmusić wampiry do odsunięcia się od Liz, obojętny na to, że po raz kolejny musiał ujawnić się właściwie na jej oczach. Poczuł na sobie jej spojrzenie – przerażone i bliskie paniki – co mogłoby dać mu nadzieję na to, żeby po raz kolejny wykpić się szokiem, instynktownie jednak czuł, że drugi raz ta taktyka nie będzie miała racji bytu.

No cóż, to nie było ważne, przynajmniej w tamtej chwili. Na początek dobre byłoby to, żeby oboje wyszli z domu Jessiki w jednym kawałku, co niekoniecznie musiało być takie oczywiste.

Wyraźnie widział, jak rozdrażnionej wampir podrywa się na równe nogi. Po wyrazie jego twarzy dało się zauważyć, że nie był zachwycony tym, że ktokolwiek mógłby ciągnąć nim na długość całego korytarza, posyłając na wieńczącą go ścianę. Dotychczas rubinowe tęczówki pociemniały, zdradzając narastającą z każdą kolejną sekundą furię oraz dezorientację. Nie wiedział, że ma do czynienia z telepatą? Tym lepiej.

Damien przemieścił się, stając bliżej wciąż opierającej się o ścianę Liz, by łatwiej móc ją osłonić, gdyby cokolwiek poszło nie tak. Dziewczyna energicznie potrząsała głową, nerwowo mamrocząc coś pod nosem, jakby chciała przekonać samą siebie, że wszystko jest w porządku – i że to, co widziała, w rzeczywistości nie miało racji bytu. Och, Liz, chciałbym, pomyślał, ledwo powstrzymując przeciągłe westchnienie. Już od dłuższego czasu była w niebezpieczeństwie, a teraz miało być już tylko gorzej.

Gniewne warkniecie wyrwało go z zamyślenia. Zauważył swojego przeciwnika, który bez chwili wahania rzucił się w jego stronę, jak nic mając w planach rozerwać mu gardło. Nie miał do czynienia z telepatą, co dodatkowo ułatwiło sprawę, choć podczas walki z kimś tak odpornym, jak wampir, zawsze lepiej było zachować pokorę. Teraz dodatkowo musiał chronić pozbawioną jakichkolwiek wyjątkowych cech Elizabeth, która bynajmniej nie zamierzała ułatwić mu zadania, wciąż z uporem tkwiąc w miejscu.

Cholera, zdecydowanie nie tego spodziewał się po jakiejkolwiek imprezie. Nie bał się walki, bo choć rzadko wpasowywał się w kłopoty, dzięki ojcu i tych kilku nieszczęsnych dekadach, które spędził w Mieście Nocy, kiedy panowała tam Isobel, musiał nauczyć się bronić. To było niczym stały element wampirzego życia. Co więcej, zdążył zauważyć, że kiedy miało się na nazwisko Licavoli, problemy potrafiły pojawić się samoistnie, więc należało spodziewać się dosłownie wszystkiego. Tak było i w tym przypadku, a jakby tego było mało, Liz po raz kolejny znalazła się w zdecydowanie najgorszym z możliwych miejsc i to w nieodpowiednim czasie. Nie miał pojęcia, jakie trzeba było mieć szczęście, żeby najpierw zostać niemalże zabitym przez demona, a teraz wampira, ale on bez wątpienia je miała.

– Damien... – usłyszał tuż za plecami, jednak zmusił się do tego, żeby puścić słowa dziewczyny mimo uszu. Przybrał pozycję gotowego do ataku drapieżnika, stając na lekko ugiętych nogach i szykując się do tego, żeby po raz kolejny wykorzystać moc. – Damien, do cholery! – wybuchła, ale i to nie zrobiło na nim wrażenia.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now