Pięćdziesiąt dwa

23 3 0
                                    

Elizabeth

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Elizabeth

Była przerażona i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Kręciło jej się w głowie, nie tyle przez słabość, ale od nadmiaru emocji, które stopniowo zaczynały ją przerastać. W efekcie czuła się oszołomiona, rozdygotana i tak wytrącona z równowagi, jak tylko było to możliwe. Jakby tego było mało, również chłód i deszcz robiły swoje, a Liz w pewnym momencie samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć, co było przyczyną dreszczy, które raz po raz wstrząsały całym jej ciałem.

Przebudzenie było gwałtowne i tak oszałamiające, że sama nie była pewna, jakim cudem udało jej się poderwać na równe nogi. Wspomnienia mieszały jej się ze sobą, tak ostre i wyraziste, że kiedy zamykała oczy, miała wrażenie, iż trwa w swego rodzaju pętli, a znajome obrazy powracają wciąż i wciąż – niepokojąco żywe, pełne szczegółów i wzbudzające czyste przerażenie. Wciąż czuła na sobie dotyk tamtej istoty, słyszała śmiech Miry i szept Huntera, jednak to wydawało się niczym w porównaniu z ostatnim echem wydarzeń, które majaczyło w jej pamięci.

Kimkolwiek był ten mężczyzna, próbowała ją zabić. Elizabeth doskonale zdawała sobie z tego sprawę, choć jednocześnie nie potrafiła wyobrazić sobie tego, jak możliwe było to, że wciąż żyła i na dodatek wydawała się być cała. Aż nazbyt wyraźnie pamiętała moment, w którym Hunter rzucił się na nią, a później... dosłownie wbił przypominające szpony palce w jej brzuch. Czuła krew, poza tym widziała ślady osoki, która wsiąkła w jej poszarpane ubranie. Zdecydowanie nie wyobraziła sobie czegoś takiego, tym bardziej, że nigdy nie miała w zwyczaju fantazjować. Zawsze pewnie stąpała po ziemi, a to, czego doświadczyła w ciągu jednego zaledwie wieczora, znacznie przekraczało zdolności jej pojmowania – i to najdelikatniej rzecz ujmując.

Raz po raz przesuwała drżącymi palcami po brzuchu, szukając... czegokolwiek, jednak skóra w tamtym miejscu była idealnie gładka i nienaruszona. Czuła, że w jej piersi narasta szloch – rozdzierający krzyk strachu i frustracji – jednak za wszelką cenę chciała go powstrzymać, podświadomie czując, że to prowadziło donikąd. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, aż do momentu, w którym poczuła towarzyszący wbijaniu paznokci w skórę ból, co w aż nazbyt wyraźny sposób uprzytomniło jej, że jednak była żywa. Swoją drogą, jej serce waliło tak mocno, że nie tylko wyraźnie je czuła, ale niemalże słyszała, chociaż z założenia coś podobnego nie powinno mieć racji bytu. Tak czy inaczej, to wystarczało, żeby ostatecznie utwierdzić ją w przekonaniu, że naprawdę żyła. Nie wierzyła w duchy i życie pozagrobowe, ale mimo wszystko po tym, co się wydarzyło...

Poruszając się trochę jak w transie, powoli uniosła głowę, by spojrzeć wprost w bladą twarz wpatrzonego w nią Damiena. Chłopak spokojnie stał tuż naprzeciwko niej, wyjątkowo dobrze panując nad emocjami, przez co trudno było jej ocenić, co tak naprawdę musiał czuć. Nie spodobało jej się to, tym bardziej, że w podobny sposób zachowywali się Hunter i Mira. Mimo wszystko w przypadku kuzyna Eleny efekt był mniej niepokojący, a Liz odniosła niejasne wrażenie, że chłopak walczył sam ze sobą, w gruncie rzeczy spokojniejszy w niewiele większym stopniu od niej. Czuła, że z uporem dusił w sobie emocje, próbując utrzymać maskę, która jednak nie była właściwa dla kogoś takiego jak on. Nie znała Damiena dobrze, jednak taka obojętność do niego nie pasowała. W wyrazie jego twarzy widziała coraz więcej niedoskonałości, w miarę jak faktyczne emocje zaczęły przedstawiać się na zewnątrz, chociaż jednocześnie chłopak wydawał się być na dobrej drodze do tego, żeby jednak nad nimi zapanować. To wydało jej się kolejną sprzecznością, której nie potrafiła pojąć i która skutecznie wprawiła Liz w jeszcze większe oszołomienie, choć dziewczyna nie przypuszczała nawet, że to w ogóle możliwe.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now