Jesteśmy przyjaciółmi, Nico (KO)

7 0 0
                                    


"Nico nie kochał jakoś szczególnie słońca, ale tym razem powitał jego ciepło z radością. Poczuł się dzięki niemu bardziej cielesny - zaczepiony - w świecie śmiertelników. Z każdym skokiem przez cienie powrót stawał się coraz trudniejszy i trudniejszy. Nawet w pełnym świetle jego ręka przechodziła przez przedmioty. Pasek i miecz wciąż opadały mu do kostek bez specjalnego powodu. A raz, kiedy nie patrzył przed siebie, przeszedł przez pień drzewa. Nico pamiętał słowa wypowiedziane do niego przez Jasona Grace'a w pałacu Notusa: „Może już czas, byś wyszedł z cienia". 

„Gdybym tylko potrafił" - pomyślał. Po raz pierwszy w życiu zaczął się bać ciemności, ponieważ groziło mu roztopienie się w niej na wieki.

[...]

Nico nie lubił Łowczyń Artemidy. Tragedie szły za nimi równie pewnie jak psy i drapieżne ptaki. Jego siostra Bianca zginęła po dołączeniu do Łowczyń. A potem Thalia Grace została ich dowódczynią i zaczęła rekrutować kolejne dziewczyny, co uwierało Nica - jakby można było zapomnieć o śmierci Bianki. Jakby można ją było kimś zastąpić. 

Kiedy Nico obudził się w Barrachinie i znalazł liścik Łowczyńo porwaniu Reyny, zdewastował całe podwórko w złości. Nie chciał, żeby Łowczynie ukradły mu kolejną ważną dla niego osobę. Na szczęście odzyskał Reynę, ale nie podobało mu się, że stałasię taka ponura. Ilekroć usiłował ją zapytać o to, co się wydarzyło na Calle San Jose - o te duch, wpatrzone w nią, szepczące oskarżenia - Reyna kazała mu się zamknąć. 

Nico wiedział jedną rzecz o duchach. Niebezpiecznie było pozwalać im, żeby dostały ci się do głowy. Chciał pomóc Reynie ale ponieważ jego własną strategią było samotne radzenie sobie z problemami i odpychanie każdego, kto usiłował się do niego zbliżyć, nie mógł mieć do niej pretensji o to samo.

[...]

- Nie chcę rozmawiać o San Juan.

 -Ale powinnaś. - Nico czuł się we własnym ciele jak ktoś obcy. Dlaczego namawiał Reynę na podzielenie się z nim tą opowieścią? To nie było w jego stylu, to nie był jego interes. A mimo to mówił dalej. - Najważniejsza sprawa dotycząca duchów: większość z nich straciła własny głos. Na Łąkach Asfodelowych miliony dusz włóczą się bez celu, usiłując przypomnieć sobie, kim były. Wiesz, dlaczego tak kończą? Ponieważ za życia nigdy nie opowiedziały się po żadnej stronie. Nigdy nie powiedziały niczego głośno, a więc nigdy nie zostały usłyszane. Twój głos jest twoją tożsamością. Jeśli się nim nie posługujesz - oznajmił, wzruszając ramionami - to jesteś w połowie drogi na Łąki Asfodelowe. 

Reyna skrzywiła się. 

 - Tak według ciebie wygląda rozmowa motywująca? 

 Trener Hedge odchrząknął.

- Jak dla mnie robi się tu zanadto psychologicznie. Idę napisać parę listów.

[...]

Nico otworzył torbę z zakupami. Wyciągnął z niej pudełko owsianych ciasteczek i podsunął je Reynie.

Zmarszczyła nos.

- Wyglądają, jakby były zatęchłe już w czasach dinozaurów.

- Być może. Ale ja ostatnio mam wielki apetyt. Smakuje mi wszelkie jedzenie... może z wyjątkiem pestek granatu. Tych mam dość.

Reyna wybrała markizę i ugryzła ją.

- Te duchy w San Juan... to moi przodkowie. Nico nie ponaglał jej. Lekka bryza marszczyła kamuflującą sieć okrywającą Atenę Partenos. - Rodzina Ramírez-Arellano jest bardzo stara - powiedziała w końcu. -   - Nie znam całej jej historii. Moi przodkowie mieszkali w Hiszpanii, kiedy była ona rzymską prowincją. Mój pra-pra-pra-nie-wiem-ile-razy-pradziadek był konkwistadorem. Przybył do Puerto Rico z Poncem de Leónem. 

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Where stories live. Discover now