Boscy rodzice (ZH)

26 3 0
                                    


ZAGUBIONY HEROS

"A Leo był irytujący jak zawsze.

- Ale super! - Wypluł piórko pegaza. - Dokąd lecimy?

- Do bezpiecznego miejsca - odpowiedziała Annabeth. - Do jedynego bezpiecznego miejsca dla takich jak my "mieszańców". Do Obozu Herosów.

Mieszańców? Piper nastawiła uszu. Nienawidziła tego słowa. Zbyt często je słyszała i nigdy nie było komplementem. Mieszaniec. Pół Indianka, pół biała.

- To miał być dowcip? - zapytała.

- Nie, chciała powiedzieć, że jesteśmy półbogami - odrzekł Jason. - W połowie bogami, w połowie śmiertelnikami.

Annabeth odwróciła do nich głowę.

- Wygląda na to, że dużo wiesz, Jasonie. Tak, jesteśmy półbogami. Moją matką jest Atena, bogini mądrości. Butch jest synem Iris, bogini tęczy.

Leo zakrztusił się.

- Twoja mama jest boginią tęczy?

- A co, nie podoba ci się? - warknął Butch.

- Ależ skąd. Brzmi bardzo męsko.

- Butch jest naszym najlepszym koniarzem - powiedziała Annabeth. - Znakomicie sobie radzi z pegazami.

- Tęcze, koniki - mruknął Leo.

- Zaraz cię wywalę z rydwanu - warknął Butch.

[...]

- Annabeth! - Młodzieniec z łukiem i kołczanem na plecach przecisnął się przez tłum. - Powiedziałem ci, że możesz sobie pożyczyć rydwan, nie mówiłem, że możesz go zniszczyć!

- Will, tak mi przykro - westchnęła Annabeth.  - Naprawię go. Obiecuję.

Will rzucił ponure spojrzenie najpierw na rydwan, a potem na Piper, Leona i Jasona.

- To ci? Chyba mają więcej niż po trzynaście lat. Dlaczego wcześniej ich nie uznano?

- Uznano? - zapytał Leo.

Ale zanim Annabeth zdążyła odpowiedzieć, Will zapytał:

- A co z Percym?

- Ani śladu - odrzekła Annabeth.

Przez tłum obozowiczów przebiegł ponury pomruk. Piper nie miała pojęcia, kim był ten Percy, zrozumiała tylko, że wszystkich trapi jego zniknięcie.

[...]

- Piper, przestań.

Posłuchała. Nie bała się ani trochę Drew, ale Annabeth nie wyglądała na kogoś, w kim chciałaby mieć wroga.

[...]

Przez tłum przebiegł zbiorowy szmer, jakby wszyscy nagle wstrzymali oddechy. Obozowicze cofnęli się gwałtownie. Z początku Piper pomyślała, że zrobiła coś głupiego. Potem dotarło do niej, że ich twarze skąpane są w dziwnym czerwonym świetle, jakby ktoś zapalił za nią pochodnię. Odwróciła się i doznała szoku.

Nad głową Leona jaśniał holograficzny symbol - płonący most.

- To jest uznanie - powiedziała Annabeth.

- Co mam zrobić? - Leo cofnął się aż do jeziora, potem zerknął w wodę i krzyknął: Włosy mi się palą!

Zaczął gwałtownie poruszać głową, ale symbol jej nie opuszczał, chwiejąc się i podskakując, jakby Leo próbował napisać coś w powietrzu buchającymi płomieniami.

- Nie podoba mi się to - mruknął Butch. - Ta klątwa...

- Butch, przymknij się - powiedziała Annabeth. -  Leo, właśnie zostałeś uznany...

- Przez Boga - wpadł jej w słowo Jason. - To symbol Wulkana, tak?

Wszystkie oczy zwróciły się na niego.

- Jasonie - powiedziała powoli Annabeth.  - Skąd to wiesz?

- Nie wiem skąd.

- Wolkana? - zapytał Leo. -  Nie lubię Star Treka. O czym wy mówicie?

- Wulkan jest rzymskim imieniem Hefajstosa - wyjaśniła mu Annabeth. - Boga kowalstwa i ognia.

Ognisty młot znikł, ale Leo wciąż robił dziwne uniki, jakby w to nie uwierzył.

- Bóg czego? Kto?

Annabeth zwróciła się do młodzieńca z łukiem.

- Will, możesz oprowadzić Leona po obozie? Przedstaw go jego współtowarzyszom z Dziewątki.

- Oczywiście, Annabeth.

- Co to jest, ta Dziewiątka? - zapytał Leo. - I nie jestem żadnym Wolkaninem!

- Idziemy, panie Spock. Wszystko ci wyjaśnię. - Wiil położył mu rękę na ramieniu i popchnął w stronę domków.

Annabeth skupiła teraz całą uwagę na Jasonie. Zwykle Piper nie lubiła, gdy inne dziewczyny za bardzo interesowały się jej chłopakiem, ale na Annabeth jego uroda wyraźnie nie robiła wrażenia. Patrzyła na niego badawczo, jakby był jakimś skomplikowanym wykresem. W końcu powiedziała:

- Wyciągnij rękę.

Piper zobaczyła, czemu Annabeth się przygląda, i wytrzeszczyła oczy.

Po kąpieli w jeziorze Jason zdjął kurtkę i teraz, na zewnętrznej stronie prawego ramienia, widać było tatuaż. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Przecież widziała jego ramiona z tysiąc razy! Tatuaż nie mógł się nagle pojawić, a był bardzi wyraźny, trudno byłoby go przeoczyć: z tuzin pionowych linii, podobnych do kodu kreskowego, a nad nimi orzeł i litery SPQR. 

- Nigdy nie widziałam takiego znaku - powiedziała Annabeth. - Skąd to masz?

Jason pokręcił głową.

- Trochę mnie już męczy to powtarzanie, ale powiem jeszcze raz: nie wiem.

Podeszli inni obozowicze, starając się obejrzeć tatuaż. Wyglądało na to, że bardzo ich zaniepokoił - prawie tak, jakby ktoś wypowiedział im wojnę.

- Wygląda, jakby ci go wypalono - powiedziała Annabeth.

- Bo tak było - odrzekł Jason i natychmiast się skrzywił, jakby ostry ból przeszył mu głowę. - To znaczy... tak myślę. Nie pamiętam.

Wszyscy milczeli. Annabeth najwyraźniej była ich przywódczynią. Czekali, co ona powie.

- Powinien zaraz pójść do Chejrona - oświadczyła. - Drew, mogłabyś...

- Oczywiście - Drew wzięła Jasona pod rękę. - Idziemy, skarbie. Przedstawię cię naszemu dyrektorowi. Jest... bardzo interesującym facetem.

Rzuciła Piper triumfujące spojrzenie i poprowadziła Jasona w stronę wielkiefo niebieskiego budynku na wzgórzu.

Tłum zaczał się rozchodzić. W końcu zostały tylko Piper i Annabeth.

- Kim jest ten Chejron? - zapytała Piper. - Czy z Jasonem jest coś nie tak?

Annabeth zawahała się.

- Dobre pytanie, Piper. Chodź, oprowadzę cię. Musimy pogadać." 

strona 35-41

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Where stories live. Discover now