Wiadomość od Annabeth (DH)

6 0 0
                                    


"Jason zasnął na swojej wachcie. Co gorsza, zasnął w powietrzu, kilka set metrów nad powierzchnią morza.

[...]

Ciśnienie w uszach opada tak szybko, że człowiek mdleje. 

I to właśnie mu się przydarzyło.

Co jeszcze gorsze, natychmiast coś mu się przyśniło. W głębi podświadomości pomyślała: "No nie! Teraz!?".

[...]

Kiedy drzwi się otworzyły, pojawiły się w nich dwie postacie. Jedną był faun - nie, pomyślał Jason - satyr. Nauczył się ich rozróżniać w Obozie Herosów, a trener Hedge zawsze go poprawiał, gdy się pomylił. Satyrowie byli bardziej chętni do pomocy, bardziej angażowali się w sprawy półbogów. Tego satyra Jason zobaczył chyba po raz pierwszy, ale był pewny, że jest od Greków. Żaden faun nie poszedłby takim stanowczym krokiem w środku nocy do grupy uzbrojonych Rzymian.

Ubrany był w zieloną koszulkę ekologa z obrazkami wielorybów, tygrysów i innych zagrożonych stworzeń. Nic nie osłaniało jego kosmatych nóg i kopyt. Miał kozią bródkę, kręcone brązowe włosy wepchnięte pod rastafariańską czapkę i naszyjnik z trzcinowych piszczałek.  Skubał skraj koszulki, ale sposobie, w jaki patrzył na Rzymian, notując ich pozycję i broń, Jason poznał, że temu satyrowi walka nie była obca.

U jego boku stała ruda dziewczyna, którą Jason znał z Obozu Herosów - ich wyrocznia, Rachel Elizabeth Dare. Miała długie kędzierzawe włosy, prostą białą bluzkę i dżinsy ozdobione ręcznymi malunkami tuszem. Trzymała niebieską plastikową szczotkę do włosów, którą uderzała się nerwowo w udo jak talizmanem przynoszącym szczęście.

Przypomniał sobie, jak recytowała przy ognisku wersy przepowiedni, która sprawiła, że on, Piper i Leo wyruszyli na swoją pierwszą wspólną misję. Była śmiertelną nastolatką - nie półboginią - ale z jakichś powodów, których nigdy nie pojął, duch Delf wybrał ją na swoją rzeczniczkę.

Pytanie, co ona robi wśród Rzymian.

[....]

Rachek wzruszyła ramionami.

- Kiedyś tą szczotką zdzieliłam Kronosa w oko. Nie, nie mam innej broni.

Rzymianie nie bardzo wiedzieli, jak na to zareagować. Nie wydawało się, że dziewczyna żartuje.

- A twój przyjaciel? - Reyna wskazała głową satyra. - Myślałam, że przyjdziesz sama.

- To jest Grover Underwood. Przewodniczący Rady.

- Jakiej rady? - zapytał Oktawian.

- Starszych Kopytnych, człowieku - powiedział Grover piskliwym głosem, jakby się wystraszył, ale Jason podejrzewał, że satyr ma w sobie więcej ikry, niż to okazuję. - Doprawdy, czy wy, Rzymianie, nie macie pojęcia o przyrodzie, drzewach i ptaszkach? Mam dla was pewne wiadomości, które powinniście poznać. No i jestem licencjonowanym ochroniarzem. Chronię Rachel, jakbyście chcieli wiedzieć.

Reyna wyglądała, jakby starała się nie uśmiechnąć.

- Ale nie masz broni? 

- Tylko te piszczałki. - Nagle posmutniał. - Percy zawsze mówił, że mój cover Born to be wild powinno się uznać za niebezpieczną broń, ale chyba nie jest aż tak zły.

Oktawian uśmiechnął się drwiąco.

- Jeszcze jeden koleś Percy'ego Jacksona. Mnie to wystarczy. 

[...]

- Mam wiadomość. Od Annabeth.

Jason pomyślał, że chyba się przesłyszał. Annabeth była w Tartarze. Nie mogła wysłać nikomu żadnej wiadomości na papierowej serwetce.

[...]

Reyna wzięła serwetkę. Kiedy zaczęła czytać,  uniosła brwi. Rozchyliła usta. W końcu spojrzała na Rachel.

- To jakiś żart?

- Chciałabym. Oni naprawdę są w Tartarze.

- Ale jak...

- Nie wiem. Ten list pojawił się w ogniu parafialnym w naszym pawilonie jadalnym. To jest pismo Annabeth. I wymienia twoje pełne nazwisko.

[...]

Reyna wzięła od niego serwetkę.

- Dlaczego zwraca się z tym do mnie?

Rachel uśmiechnęła się.

- Bo jest mądra. Wierzy, że możesz tego dokonać, Reyno Avilo Ramirez-Arellano.

[...]

Ręka Reyny powędrowała do rękojeści sztyletu.

- Przecież to nie ważne! - powiedział szybko satyr. - Zrozum, nie podjęlibyśmy ryzyka przybycia tutaj. gdybyśmy nie ufali instynktowi Annabeth. Rzymski wódz sprowadzający najważniejszy grecki posąg z powrotem do Obozu Herosów... Ona wie, że to mogłoby zapobiec wojnie.

[...]

Zwróciła się do Greków.

- Zrobię to dla Annabeth, w nadziei, na pokój między naszymi obozami, ale to nie znaczy, że zapomniałam o zniewadze, jakiej doznał od was Obóz Jupiter. Wasz okręt podpalił nasze miasto. To wy wypowiedzieliście wojnę, nie my. A teraz możecie odejśc.

Grover tupnął kopytem.

- Percy nigdy by...

- Grover - powiedziała Rachel. - musimy iść.

[...]

- Wiadomość od Annabeth... - Piper pokręciła głową ze zdumieniem. - Nie rozumiem, jak to możliwe, ale jeśli...

- Ona wciąż żyje - powiedział Leo. - Bogom niech będą dzięki... i podaj mi ten ostry sos.

Frank zmarszczył brwi.

- Niby co to miało znaczyć?

Leo otarł podbródek z okruszków.

- To znaczy: podaj mi ostry sos, Zhang. Wciąż jestem głodny."

strona 228-233, 236, 240. Dom Hadesa

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Où les histoires vivent. Découvrez maintenant