Pułapka na myszy (ZA)

5 0 0
                                    


" Z tych rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi.

Miała nadzieję, że to Percy, ale do kajuty zajrzał Frank Zhang.

- Mm... przepraszam. Mogę...?

Była tak zaskoczona jego widokiem, że dopiero po chwili do niej dotarło, że Frank chcę wejść.

- No pewnie - powiedziała. - Wejdź. 

Wszedł do środka i rozejrzał się po kajucie. Nie było w niej wiele do oglądania. Na biurku oprócz stosu książek, jakiegoś magazynu i długopisu leżało zdjęcie jej ojca pilotującego dwupłatowca "Sopwith Camel". Szczerzył zęby w uśmiechu i unosił kciuki. Annabeth lubiła to zdjęcie. Przypominało jej czasy, w których byli sobie tak bliscy, kiedy aby ją ocalić, zbombardował cały zastęp potworów uzbrojonych w karabiny maszynowe z niebiańskiego spiżu - najlepszy prezent, jaki może sobie wymarzyć dziewczyna.

Na ścianie na haku wisiała czapka nowojorskich Yankees, jej najcenniejszy podarunek od matki. Kiedyś ta czapka była magiczna: ten, kto ją nałożył, stawał się niewidzialny. Od czasu sprzeczki z Ateną utraciła tę moc. Annabeth uparła się, żeby zabrać ją na misję, choć nie bardzo wiedziała dlaczego. Każdego ranka nakładała ją na głowę, mając nadzieję że czar znowu zadziała. Jak dotąd czapka przypominała tylko o gniewie matki.

Po za tym w kajucie nie był nic. Annabeth lubiła proste i czyste wnętrza. Twierdziła, że to pomaga jej myśleć. Percy w to nie wierzył, bo zawsze miała najlepsze stopnie, ale jak większość półbogów, miała też ADHD. Nie potrafiła się skupić, gdy w jej najbliższym otoczeniu było zbyt wiele przedmiotów.

- No więc... Frank, o co chodzi?

Frank był chyba ostatnią osobą spośród całej załogi, której wizyty w jej kajucie mogła się spodziewać. Gdy zarumienił się i wyjął z kieszeni chińską pułapkę, nadal nie miała pojęcia o co chodzi.

- To mnie wnerwia - mruknął. - Możesz mi pokazać, na czym polega ta sztuczka? No wiesz... chyba tylko ciebie mogę o to zapytać.

Jego słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Zaraz... Frank prosił ją o pomoc? A potem zaświtało jej w głowie: no jasne, był upokorzony. Leo dość bezceremonialnie się z niego nabijał. Nikt nie lubił byś pośmiewiskiem. Jego mina mówiła sama za siebie: Frank nie chce, żeby to się powtórzyło. Chcę rozwiązać tę zagadkę bez zamieniania się w iguanę.

Poczuła się dziwnie dumna. Frank jej zaufał, wierzył, że nie będzie się z niego wyśmiewać. A zresztą zawsze miała słabość do każdego, kto chciał się czegoś dowiedzieć - nawet czegoś tak prostego jak zasada działania chińskiej pułapki.

Poklepała koję obok siebie.

- Oczywiście. Siadaj.

Frank usiadł na skraju materaca, jakby był gotów do szybkiej ucieczki. Annabeth wzięła pleciony rulonik i przytrzymała tuż przy laptopie.

Stuknęła w klawisz skanowania w podczerwieni. Po paru sekundach na ekranie pojawił się trójwymiarowy model chińskiej pułapki. Obróciła laptop, żeby Frank mógł zobaczyć ekran.

- Jak to zrobiłaś? - zdziwił się.

- Nowatorska technika starożytnych Greków. No dobra, patrz. Ta struktura to cylindryczny spolt dwuosiowy, więc ma doskonałą elastyczność. - Manipulowała obrazem tak, że splot rozszerzał się i ścieśniał jak akordeon. - Kiedy wciskasz palce do środka, splot się rozluźnia. Ale kiedy próbujesz je wyciągnąć, obwód się kurczy, bo splot się zacieśnia. Nie można się uwolnić, ciągnąc i szarpiąc palce.

Frank wpatrywał się w nią beznamiętnie.

- Ale jakie jest rozwiązanie?

- No... - Pokazała mu część wyliczeń: niewiarygodną odporność pułapki na rozciąganie i nacisk, w zależności od materiału, z którego wykonano splot. - To zdumiewające jak na taką strukturę, prawda? Lekarze używają ją do wyciągów, a elektrycy...

- Ale jakie jest rozwiązanie?

Annabeth roześmiała się.

- Nie walczysz z tym. Wpychasz palce do środka, a nie wyciągasz. To rozluźnia splot.

- Och. - Frank spróbował. Podziałało. - Dzięki, ale... nie mogłaś mi tego po prostu pokazać, bez tych trójwymiarowych wykresów i kalkulacji?

Annabeth zawahała się. Czasami mądrość płynie z dziwnych miejsc, nawet z olbrzymiej, nastoletniej złotej rybki.

- Chyba masz rację. To było głupie. Ja też się czasami uczę.

Frank ponowił próbę.

- To łatwe, jeśli się zna sposób.

- Najlepsze pułapki zwykle są proste. Trzeba tylko trochę pomyśleć i mieć nadzieję, że twoja ofiara nie pomyśli.

Frank pokiwał głową. Sprawiał wrażenie, że ociąga się z wyjściem.

- Frank, Leo nie zrobił tego naumyślnie. Po prostu go poniosło. Kiedy ktoś go wnerwia, broni się kpinami.

Frank zmarszczył czoło.

- Dlaczego miałbym go wnerwiać?

- Jesteś dwa razy większy od niego. Potrafisz zmieniać się w smoka.

"I Hazel cię lubi" - pomyślała, ale tego nie powiedziała.

Frank chyba nie dał się przekonać.

- Leo potrafi wzywać ogień - obrócił pułapkę.- Annabeth... może mogłabyś mi pomóc w czymś innym, nie tak prostym? Bo ja mam... wy to chyba nazywacie piętą Achillesa.

Annabeth poczuła się tak, jakby napiła się rzymskiej gorącej czekolady. Nigdy do końca nie pojmowała wyrażenia "misiowaty", ale teraz właśnie to odczuła. Frank był po prostu wielkim pluszowym misiem. Zrozumiała, dlaczego Hazel go lubi.

- Z przyjemnością - odpowiedziała. - Czy ktoś już wie o tej achillesowej pięcie?

- Percy i Hazel. Tylko oni. Percy... to naprawdę równy gość. Pójdę za nim wszędzie. Chyba o tym wiesz.

Annabeth poklepała go po ramieniu.

- Percy ma dryg do znajdowania sobie dobrych przyjaciół. Takich jak ty. Ale, Frank, możesz zaufać każdemu na tym okręcie. Nawet Leonowi. Jesteśmy jedną drużyną. Musimy mieć do siebie zaufanie.

- No... chyba tak.

- Więc na czym polega twoja słabość?

Zabrzmiał dzwonek na kolację i Frank poderwał się.

- Może... może później. - powiedział. - Trudno mi o tym rozmawiać. Ale dziękuję ci, Annabeth. - Uniósł pleciony rulonik. - Najważniejsze: nie komplikować."

strona 208-211

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Where stories live. Discover now