Pożegnanie (ZA)

3 0 0
                                    


"Percy otrząsnął się z zamyślenia.

- Masz rację, Annabeth.... czy wymierzyłaś to miejsce na swojej spiżowej mapie?

Jej szare oczy pociemniały, co Percy mógł łatwo zinterpretować: "Pamiętaj, co powiedziałam. Zachowaj swój sen dla siebie".

- Tak - odrzekła z namysłem. - Jest na Tybrze. Myślę, że je znajdę, ale powinnam...

- Zabrać mnie ze sobą - skończył za nią Percy. - Tak, masz rację.

Annabeth przeszyła go wzrokiem.

- To nie jest...

- Bezpieczne. Jeden półbóg idący samotnie przez Rzym. Pójdę z tobą aż nad Tyber. Możemy wykorzystać nasz list polecający, jeśli spotkamy tego boga rzeki, Tiberinusa. Może on udzieli nam pomocy lub rady. Potem możesz pójść dalej sama.

Zamilkli, wymieniając twarde spojrzenia, ale Percy nie ustąpił. Kiedy zaczęli ze sobą chodzić, matka wbiła Percy'emu do głowy: "Do dobrych obyczajów należy odprowadzenie dziewczyny do jej drzwi". Jeśli tak było, to musiało również należeć do dobrych obyczajów odprowadzenie jej na próg samotnej misji grożącej śmiercią.

- Dobrze - mruknęła w końcu. - Hazel, skoro już jesteśmy w Rzymie, to chyba możesz określić miejsce pobytu Nica?

Hazel zamrugała, jakby otrząsała się z transu, w którym oglądała przedstawienie Percy i Annabeth.

[...]

Trener Hedge odchrząknął.

- Annabeth... nie bardzo mi się podoba, że pójdziecie tylko we dwójkę. Pamiętajcie: zachowujcie się przyzwoicie. Jeśli usłyszę o jakiś numerach, dostaniecie szlaban aż do zamarznięcia Styksu.

Grożenie szlabanem w sytuacji, gdy wszyscy mieli za chwilę ryzykować życie, było tak absurdalne, że Percy nie mógł powstrzymać uśmiechu.

[...] 

Czasami śmiertelnicy są dziwniejsi od potworów.

[...]

Annabeth rozwiązała ten problem. Pogrzebała w swoim plecaku, wyjęła laptop Dedala i wystukała kilka komend. Z boku wyskoczyła plastikowa karta.

Pomachała nią triumfalnie.

- Międzynarodowa karta kredytowa. W nagłych wypadkach.

Percy popatrzył na nią ze zdumieniem.

- Jak ty to... Nie. Nieważne. Nie chcę wiedzieć. Po prostu bądź taka niesamowita.

[...]

- To jest to - powiedziała Annabeth, wskazując na resztki kamiennego mostu. - Poznaję to z mapy. Ale co robimy teraz?

Percy był rad, że użyła liczby mnogiej. Nie chciał jej jeszcze opuszczać. Prawdę mówiąc, nie był pewny czy zdoła to uczynić, gdy nadejdzie czas. Przypomniał sobie słowa Gai: "Polegniesz sam?".

[...]

Wzięli się za ręce nad stolikiem. Percy z lubością patrzył na nią w słońcu. Jej włosy zawsze stawały się takie jasne i ciepłe. Jej oczy przywierały barwę nieba i bruku,  na przemian były niebieskie i brązowe.

Zastanawiał się, czy powiedzieć jej o swoim śnie, w którym Gaja niszczyła Obóz Herosów. Uznał, że nie powinien tego robić.  Po co Annabeth martwić się czymś nowym, kiedy czeka ją coś tak strasznego?

Ale... co by się stało, gdyby nie udało im się pokonać piratów Chrysaora? On i Annabeth zostali by zakłuci w łańcuchy i przekazani sługom Gai. Ich krew miała być przelana na starożytnych kamieniach. Podejrzewał, że przewieziono by ich do Grecji i złożono w jakiejś strasznej ofierze. Ale już nie raz byli razem w ciężkich opałach. Mogliby wymyślić jakiś plan ucieczki, skorzystać z okazji... i Annabeth nie stałaby teraz u progu swojej samotnej misji w Rzymie.

"Nie ma znaczenia, kiedy ty zginiesz" - powiedziała Gaja.

Percy wiedział, że to okropne, ale już prawie żałował, że nie zostali porwani przez piratów. Przynajmniej on i Annabeth byliby do końca razem.

- Nie masz czego się wstydzić - powiedziała. - Myślisz o Chrysaorze, tak? Miecze nie rozwiązują każdego problemu. I w końcu nas uratowałeś.

Uśmiechnął się mimowolnie.

- Jak ty to robisz? Zawsze wiesz, o czym myślę.

- Znam cię.

"I mimo to mnie lubisz?" - chciał zapytać, ale się powstrzymał.

- Percy, nie możesz brać na siebie całego ciężaru naszej misji. To niemożliwe. Dlatego jest nas siedmioro. I będziesz musiał pozwolić mi samej odszukać Atenę Partenos.

- Tak mi ciebie brakowało - wyznał. - Przez tyle miesięcy. Odebrano nam kawał życia. Gdybym znowu cię utracił...

[...]

 - Musisz mi zaufać - powiedziała Annabeth, a Percy odniósł wrażenie, że mówi do swojego sandwicza, bo nie patrzyła na niego. - Musisz wierzyć, że wrócę.

Przełknął kęs pizzy.

- Wierzę w ciebie. Nie w tym rzecz. Ale mam wierzyć, że wrócisz skąd?

[...]

Percy chwycił dłoń Annabeth - może trochę za mocno.

- Tiberinusie, pozwól mi z nią pójść. Chociaż kawałek dalej.

Rea Sylwia roześmiała się rozkosznie.

- Przecież nie możesz, głuptasie. Musisz wrócić na wasz okręt i zebrać resztę przyjaciół. Musicie stawić czoła gigantom! Jak? To się objawi na klindze noża Piper. Annabeth kroczy inną ścieżką. Musi tam iść sama.

- To prawda - dodał Tiberinus. - Annabeth musi sama stanąć przed strażnikiem świątyni. To jedyny sposób. A ty, Percy Jacksonie, masz mniej czasu, niż ci się wydaję, by ocalić waszego przyjaciela uwięzionego w tej kadzi. Musisz się pospieszyć.

Percy czuł, że pizza ciąży mu na żołądku jak bryła cementowa.

- Ale...

- W porządku, Percy. - Annabeth uścisnęła mu rękę. - Muszę to zrobić.

Chciał zaprotestować, ale jej mina go powstrzymała. Była przerażona, ale robiła wszystko, żeby to ukryć - dla jego dobra. Gdyby próbował wyrazić swój sprzeciw, byłoby jej ciężej. Albo, co gorsza, mógłby ją przekonać, a wtedy żyłaby z świadomością, że cofnęła się przed swoim największym wyzwaniem... zakładając, że w ogóle przeżyją w sytuacji, gdy Rzym ma być zrównany z ziemią, a Gaja ma powstać i zniszczyć świat. Posąg Ateny był kluczem do pokonania gigantów. Percy nie wiedział, co to właściwie oznacza, ale Annabeth była jedyną osobą, która mogła to odkryć.

- Masz rację - przyznał z trudem. - Bądź bezpieczna.

Rea Sylwia zachichotała, jakby to był jakiś śmieszny komentarz.

- Bezpieczna? W żadnej mierze! Ale potrzebna. Chodź, Annabeth. Pokażemy ci, gdzie jest początek twojej ścieżki. Później będziesz zdana tylko na siebie.

Annabeth pocałowała Percy'ego. Zawahała się na chwilę, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Potem zarzuciła plecak na ramiona i wspięła się na siadełko skutera. 

Percy zżymał się w duchu. Wolałby walczyć z każdym potworem na świecie. Wolałby jeszcze raz walczyć z Chrysaoem. Zmusił się jednak, by pozostać przy stoliku, i patrzył, jak Annabeth odjeżdża skuterem ulicami Rzymu z Gregorym Peckiem i Audrey Hepburn."

strona 356-358, 360-363, 366-367, Znak Ateny

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Where stories live. Discover now