Woreczek i Trener (DH)

2 0 0
                                    


"- Wielkie dzięki, Leo - burknęła Hazel. - Teraz pewnie zaatakują nas starożytne greckie potwory w postaci olbrzymich komarów.

Frank przyglądał się tym dwojgu, zastanawiając się, jak to się stało, że napięcie między nimi znikło. Wciąż nie wiedział, co przydarzyło Leonowi podczas pięciu dni jego nieobecności, ale najwyraźniej coś go zmieniło. Nadal lubił sobie pożartować, ale Frank wyczuwał tę zmianę - jak w okręcie z nowym kilem. Można nie wiedzieć kilu, ale wyczuwa się go po sposobie, w jaki okręt pruje fale.

Leo już przestał się na nim wyżywać. Chętniej gawędził z Hazel, nie rzucając na nią tych ukradkowych, tęsknych, rozmarzonych spojrzeń, które zawsze Franka irytowały.

Hazel zdradziła mu, co o tym myśli.

- Poznał kogoś.

Frank nie mógł w to uwierzyć.

- Jak? Gdzie? Niby skąd możesz wiedzieć?

Uśmiechnęła się.

- Po prostu wiem.

Jakby była córką Wenus, a nie Plutona. Frank nic z tego nie rozumiał.

Oczywiście odczuwał ulgę, widząc, że Leo już nie podrywa jego dziewczyny, ale trochę się o niego martwił. Nie zawsze się ze sobą zgadzali, ale po tym wszystkim, co razem przeszli, wolałby, żeby żadna dziewczyna nie złamała mu serca.

- Ahoj! - Głos Nica wyrwał go z tych rozmyślań. Nico, jak zwykle, siedział na szczycie przedniego masztu.

[...]

- Yyy... z twoją dziewczyną, Mellie, wszystko w porządku? - zapytał.

- Nie twój interes! - warknął satyr.

- Jasne.

Hedge przewrócił oczami.

- No dobra! Skoro już musisz wiedzieć... tak, rozmawiałem z Mellie. Ale ona nie jest już moją dziewczyną.

- Och...- Franka szczerze to zmartwiło. - Zerwaliście?

- Nie, ty głupku! Wyszła za mnie! To moja żona!

Franka zamurowało.

- Trenerze...to... to wspaniała nowina! Kiedy...? Jak...?

- Nie twój interes!

- Mmm... w porządku.

- Pod koniec maja. Tuż zanim wyruszyliśmy na tę wyprawę. Nie chcieliśmy robić zamieszania.

[...]

I przez cały ten czas Hedge miał już żonę? Był nowożeńcem, a jednak zdecydował się wyruszyć na wyprawę? Nic dziwnego, że tak często korzystał z iryfonu. Nic dziwnego, że wciąż tak zrzędził i było wobec wszystkich opryskliwy.

[...]

- Normalnie... tak. Ale widzisz... Ona jest w delikatnym stanie. To nie byłoby bezpieczne.

- W delikatnym... - Frank wytrzeszczył oczy. - Ma mieć dziecko? Będziesz ojcem?!

- Krzyknij trochę głośniej  - burknął Trener. - Bo cię nie dosłyszeli w Chorwacji.

Frank mimo woli się uśmiechnął.

[...]

- Dobra, powiem ci! - Hedge znowu westchnął. - Kiedy byłem na swojej pierwszej wyprawie jako poszukiwacz półbogów, trafiłem do Arizony. Po tego dzieciaka, Clarisse.

- Clarisse?

- Twoją siostrę przyrodnią. Córkę Aresa. Ostra była. Wojownicza. Duży potencjał. W każdym razie miałem tam sen. 

[...]

A jego przyjaciele z Piątej Kohorty... Jak muszą się czuć, kiedy Oktawian rozkazał im maszerować na Obóz Herosów? Zapragnął tam być, choćby po to, by tej gnidzie, temu niewydarzonemu augurowi, wepchnąć w gardło jakiegoś pluszowego misia.

[...]

- No więc posłuchajcie. O to mój plan.

Hazel zmrużyła oczy.

- Nienawidzę twoich planów.

- Potrzebne jest mi magiczne drewienko. Szybko!

Franka zatkało. Hazel cofnęła się, instynktownie zakrywając ręką kieszeń kurtki.

- Leo, nie możesz...

- Znalazłem rozwiązanie. - Leo zwrócił się do Franka. - Ty odegrasz główną rolę, ale ja cię ochronię.

Frank pomyślał, że tyle razy już widział, jak z palców Leona buchają płomienie. Wystarczy jego jeden fałszywy ruch i może spłonąć drewienko, od którego zależy życie Franka.

Ale nie wiadomo dlaczego nie poczuł strachu. Od czasu pokonania krowich potworów w Wenecji już nie myślał o kruchości swojego życia. Tak, nawet maleńki płomyk może go zabić. Ale przecież wyszedł cało z tylu niewiarygodnych zagrożeń i tata był z niego dumny.  Frank uznał, że bez względu na to, jaki czeka go los, nie będzie się tym przejmował. Po prostu zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc swoim przyjaciołom.

[...]

- Ale mi się trafili oporni słuchacze! - Leo zgasił płomień. - Chyba tylko to zdoła was przekonać.

Wyciągnął rękę do Franka.

- Och... nie, nie. - Frank cofnął się. Nagle opuściła go odwaga, wszystkie myśli o akceptacji swojego losu wydały mu się bardzo odległe. - Nie było rozmowy, Leo. Dzięki, ale ja... ja nie mogę...

- Stary, przecież mi ufasz.

Frankowi szybciej zabiło serce. Ufa Leonowi? No pewnie... jeśli chodzi o silnik. O jakiś psikus. Ale jeśli chodzi o życie?

[...]

Leo zgasił ogień. Spojrzał na Franka, marszcząc brwi.

- Kto jest twoim najlepszym kumplem?

- Frank, nie odpowiadaj. - powiedziała Hazel. - Ale... Leo, to było niesamowite.

- Prawda?

[...]

- I... Leo... dzięki.

Jedno słowo za tak wielki dar? Ale Leo się uśmiechnął.

- A od czego są genialni przyjaciele?

[...]

Trener Hedge chrząknął.

- Nie znoszę szczelin między światami. Lepiej idźmy tam i rozwalmy parę głów.

Frank spojrzał na jego ponurą minę. Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.

- Trenerze, powinieneś zostać na pokładzie i osłaniać nas ogniem balisty.

Hedge zmarszczył czoło.

- Ja miałabym tutaj pozostać? Ja? Jestem waszym najlepszym żołnierzem!

- Możemy potrzebować wsparcia z powietrza. Tak jak w Rzymie. Ocaliłeś nasze braccae.

Nie dodał: "I chcę, żebyś wrócił żywy do swojej żony i dziecka".

Hedge najwyraźniej odgadł tę intencję. Twarz mu złagodniała. W oczach pojawiła się ulga. 

- No... - mruknął - chyba rzeczywiście ktoś będzie musiał ocalić wam braccae.

Jason poklepał go po ramieniu. Potem kiwnął głową do Franka, jakby chciał wyrazić mu wdzięczność."

strona 441-442, 444-448, 450-453, Dom Hadesa

Olimpijscy Herosi: Moje ulubione cytaty i fragmenty!Where stories live. Discover now