Rozdział 28

776 42 14
                                    


Czuła jakby dryfowała po spokojnych wodach oceanu. Niemalże słyszała kojący zmysły szum fal i zaobsorbowane krzyki mew szybujących nad wodą i korzystających z morskiej bryzy. Wrażenie to było równie piękne, co złudne. Ciemność rozjaśniła się do stopnia brudnego pomarańczu. Odzyskawszy świadomość Silva poczuła przyjemne ciepło, jakie dawały zapewne futra, którymi była nakryta i ogień, który trzaskał gdzieś w oddali. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach leśnych ziół i jakiejś potrawy. Zraniona noga już nie promieniowała bólem, ale była przedziwnie odrętwiała. Silva otworzyła niepewnie oczy, mrugając kilkukrotnie, aby odgonić mleczną mgłę. Jak zdążyła się zorientować znajdowała się w jaskini, leżała przykryta futrami na półce skalnej. Obok niej na stoliku stały maści ziołowe, chyba z rumianku, nagietka lekarskiego i rozmarynu lekarskiego, co wywnioskowała po zapachu. Nieopodal wesoło trzaskał ogień, nad nim zawieszono niewielki kociołek z cudownie pachnącą zawartością. W jaskini (jak wywnioskowała po chłodnych ścianach, pokrytych mchem i zwisających z góry pojedyńczych stalaktytach) znajdowały się także dwa fotele, regał z książkami i niewielka komoda. Jaskinia musiała być zamieszkana, dziwnym bowiem był fakt, że znajdowały się tam pojedyńcze meble.

— Wreszcie się obudziłaś — odezwał się męski głos z wyraźną ulgą.

Białowłosa zmierzyła przybysza nieufnym spojrzeniem. Na oko liczył sobie dwadzieścia trzy wiosny, włosy miał kruczoczarne, a oczy koloru doskonałej kawy z mlekiem. Jego sylwetka była wysportowana, lecz nie należał do chudych i smukłych sportowców. Pod szarą koszulką wyraźnie zarysowane były mięśnie. Białowłosa chciała zadać mu tyle pytań, zrugać, że przyniósł ją tu bez jej zgody, zapytać o jej wilka i podziękować za ratunek, lecz w jej gardle panowała Sahara, więc zamiast słów wydobyła z siebie niezrozumiały skrzek.

— No tak, przepraszam, zapomniałem — powiedział chłopak, pospiesznie podając jej szklankę wody.

Przyjęła ją z pewną podejżliwością przyglądając się jej zawartości. Co jeśli...

— Spokojnie — powiedział chłopak, podkładając do ognia kilka drzew. — Gdybym chciał Cię otruć zrobiłbym to już dawno.

Mimowolnie musiała przyznać mu rację, dlatego też wzięła kilka upragnionych łyków przepysznej źródlanej wody.

— Dziękuję — powiedziała niepewnie, odkładając naczynie tuż obok miseczek z maściami i wywarami.

— Drobiazg — wzruszył ramionami, mieszając coś w garnuszku. — Obiad powinien być za kwadrans. Wybacz, lecz nie jestem wytrawnym kucharzem, więc musimy się zadowolić starą, dobrą potrawką z królika.

— Nie trzeba... — zaczęła, lecz ciemnowłosy natychmiast jej przerwał.

— Trzeba, trzeba. Musisz nabrać sił, spałaś dwa dni. Zraniłaś się w nogę i niestety wdało się zakażenie, dlatego też możesz czasem czuć w niej odrętwienie. Ale spokojnie, sytuacja jest opanowana — rzekł, rozcierając kilka ziół w moździerzu.

— Cóż... dziękuję, że się mną zająłeś, lecz nie chcę przeszkadzać — powiedziała lazurowooka zakłopotana.

— Nie przeszkadzasz — zapewnił ją, po czym nastała cisza.

— Był ze mną przyjaciel — zaczęła niepewnie, czując się nieswojo podczas przedłużającego się milczenia. — Biały wilk o czerwonych oczach. Wiesz może gdzie jest? — spytała ostrożnie, widząc napinające się mięśnie chłopaka, który po chwili westchnął głęboko.

— To... trudne do wyjaśnienia — odparł zdawkowo, nakładając do drewnianych misek potrawkę z królika. Jedną podał białowłosej, z drugą zasiadł w jednym z foteli.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now