Rozdział 59

269 17 1
                                    


Pół godziny przed czasem wszystkie były już gotowe. Uśmiechały się do siebie i szczodrze obsypywały komplementami. Wyglądały obłędnie. Uzbrojone, piękne i niebezpieczne. Tamtej nocy każda dziewczyna była księżniczką.

Kreacją Morgany była długa do kostek suknia w kolorze butelkowej zieleni. Krój miała w kształcie literki A, głęboki dekolt, lekko marszczony. Satyna pięknie połyskiwała w świetle lamp. Dziewczyna dobrała do tego czarne szpilki bez nosków z kokardą i posrebrzanym zdobieniem. Lokowane włosy upięła z tyłu srebrną spinką z kryształkami i motywami kwiatowymi. Długie kolczyki i naszyjnik z białymi kryształkami oraz makijaż składający się z morskich cieni do oczu i wiśniowej pomadki idealnie dopełniały całości.

Fay miała na sobie długą suknię w kolorze grafitu, która miała śliczne złote zdobienia kwiatowe wyszywane złotą nicią. Spódnica była mocno rozkloszowana, dekolt prosty, nie miała ramiączek. Kolia i kolczyki z niebieskimi kamieniami ślicznie błyszczały. Wzrokowa czerwień na ustach i szare cienie do oczu podkreślały jej urodę. Rude włosy zebrała w eleganckiego koka, z czego dwa kosmyki ślicznie kręciły się przy jej szlachetnej twarzy.

Louise zaczesała włosy w ślicznego kłosa. Wybrała śliwkową suknię o prostym kroju, marszczącą się na biodrze. Miała szerokie ramiączka i niezbyt duży dekolt. Dobrała do tego złotą biżuterię z czerwonymi kamyczkami. Idealnie podkreślała jej smukłą figurę. Beżowe cienie do oczów i usta w odcieniu różu pompejańskiego stanowiły jej jedyny makijaż.

Chloe wybrała makową, rozkloszowaną suknię z dekoltem w kształcie serca. Włosy miała lokowane i rozpuszczone. Z biżuterii miała świecący łańcuszek z białego złota i takie same kolczyki. Miała także truskawkowe usta i cienie w kolorze antracytu. Wyglądała zjawiskowo.

Silva z niedowierzaniem przygladała się swojemu odbiciu w lustrze. Jej suknia typu księżniczka miała kolor granatu i dekolt w kształcie serca. Była rozkloszowana, długa aż do ziemi, a dekold zdobiły setki malutkich kryształków, których część znajdowała się także na spódnicy. Miała karminowe usta, a lazur jej oczu podkreślały stalowe cienie. Białe włosy ułożono w piękną fryzurę, część z nich była spięta, a część swobodnie spływała na ramiona. Biżuteria, którą otrzymała rano idealnie dopełniła całości.

Ponad to każda z dziewcząt miała na nadgarstku bransoletkę otrzymaną od Nathana z jednym kamyczkiem, który w odpowiednim momencie będą musiały wcisnąć. Wówczas ich suknie zastąpią kostiumy do walki.

Spojrzały po sobie i uśmiechnęły się do siebie. Były gotowe. Już miały wychodzić, gdy ktoś zapukał do drzwi. Fay postanowiła rozwiązać ten problem, jako że to ona stała najbliżej. Bez wahania otworzyła drzwi i zaniemówiła, a jej oczy przybrały rozmiar spodków.

— Dobry wieczór. Czy zastałem moją córkę? — spytał głos po drugiej stronie łagodnie, nie chcąc wystraszyć rudowłosej.

Minęła dłuższa chwila, nim zielonooka opanowała się na tyle, żeby odpowiedzieć. Odzyskała rezon z niejakim zawstydzeniem spowodowanym jej reakcją.

— Tak, tak, jest. Proszę niech pan wejdzie — powiedziała przesuwając się i przepuszczając gościa.

Na jego widok wszystkie dziewczyny ścięło z nóg. Westchnęły zgodnie, a potem natychmiast się skarciły. To było nieodpowiednie zachowanie. Przywitały gościa uśmiechami i grzecznymi "Dobry wieczór", po czym ewakuowały się z pokoju białowłosej zostawiając ją samą z ojcem. Silva uśmiechnęła się do Bucky'iego.

— Wyglądasz onieśmielająco tato — powiedziała szczerze z figlarnym błyskiem w oku. — Ściąłeś włosy?

Barnes uniósł kącik ust na jej słowa. Może zmienił się z wyglądu, ale wewnątrz nic nie uległo zmianie (no, może nabrał więcej pewności siebie). A to wszystko zawdzięczał lazurowookiej, która swoim gwiazdkowym prezentem nakłoniła go do zmiany.

Jego stary mundur wojskowy wciąż świetnie leżał. Sądził, że musiał być poprawiany przez krawca, w końcu od tamtego czasu przybyło mu metalowe ramię i trochę mięśni. W dodatku kolor nie był wypłowiały, wręcz przeciwnie — mundur wyglądał tak samo jak w momencie, kiedy po raz pierwszy go otrzymał.

Spodziewał się, że przywoła on bolesne wspomnienia lub niechcianą przeszłość. Mylił się, po kilku kwadransach bezmyślnego wpatrywania się w prezent postanowił, że czas na małą zmianę. Dlatego ściął włosy. Wyglądał teraz dokładnie tak samo jak podczas wojny (chociaż Silva sądziła, że ma trochę więcej zmarszczek). Żywił nadzieję, że ta zmiana pozwoli mu przystosować się do tego nowoczesnego świata. Pamiętał, że w przeciwieństwie do córki zawsze na treningach w terenie potrzebował czasu, aby zaadoptować się do innych warunków. W przeciwieństwie do Silvy, która kiedy tylko chciała mogła wtopić się w tłum lub poruszać się po dżungli jakby żyła tam od zawsze. Dlatego stanowili dobrany duet morderców. On służył jej swoją siłą i doświadczeniem, ona swoimi umiejętnościami strategicznymi i w terenie.

— Tylko trochę — powiedział. — Wyglądasz prześlicznie, córeczko — rzekł ciepło.

W tamtym momencie tak bardzo przypominała mu jego ukochaną Catherine. Ona również miała takie same włosy, białe jak śnieg, który niedawno okrył ziemię. Także miała oczy jak najczystszy lazur, w których migotały wesołe iskry. Jej uśmiech był równie ciepły, jak ich córki. Westchnął. Za każdym razem, kiedy wspominał jego Catherine, bolało go serce, mimo że wewnątrz rozlewało się ciepło. Silva była tak bardzo do niej podobna. Jak kropla wody.

— Tato? Wszystko w porządku? — spytała panna Barnes, zaniepokojona chwilowym brakiem kontaktu z ojcem. 

Wyglądał jakby przez chwilę jego umysł był daleko daleko w klatce wspomnień.

— Tak — potwierdził, ocknąwszy się.

Przypomniał sobie po co przybył do jej kwatery. Z kieszeni wyjął staromodną szkatułkę z czerwonego drewna. Przez chwilę wpatrywał się w nią, po czym podał córce, mówiąc:

— Należała do twojej matki. To jedyne, co nam po niej zostało. Teraz należy do ciebie.

Zdecydowanie zrobił postępy. Nie był już tak nieufny i mówił o wiele więcej, nie lękał się okazywać emocji. Panna Barnes była z niego dumna. Wiedziała, że otrzymał pomocną dłoń od nowego terapeuty, podobnie jak ona niegdyś otrzymała ją od Matthewa. Nie znała tożsamości tej osoby. Wiedziała tylko, że był to były wojskowy, pracujący obecnie jako lekarz. Spojrzała na szkatułkę z zadumą i podekscytowaniem. Ujęła ją w dłoń i ostrożnie otworzyła. W środku leżała elegancka spinka zdobiona kwiatami z białych i niebieskich kamyczków. Mieniła się w świetle lamp kolorami tęczy. Lazurowooka z głębokim wzruszeniem wpięła ją we włosy, a szkatułkę odłożyła. Następnie przytuliła ojca, zamykając oczy, aby nie pozwolić wypłynąć łzom.

— Dziękuję — szepnęła cicho.

— Nie. To ja dziękuję — odparł. — Nie płacz, słowiku, bo tamte panny postanowią skrócić życie pewnego staruszka za to, że zepsuł ich pracę — powiedział po chwili z rozbawieniem.

Silva parsknęła śmiechem na jego słowa. Miał rację, dziewczyny bywały nieobliczalne.

— Nie dałyby ci rady, tato — powiedziała, wyswobadzając się z uścisku. — Oboje to wiemy.

Bucky odpowiedział uśmiechem na jej słowa. Był to widok tak rzadki, że osiemnastolatka zapamiętała go, kryjąc w swoim sercu. Barnes po chwili zaproponował jej ramię.

— Zechcesz towarzyszyć staruszkowi w drodze na bal?

Silva uśmiechnęła się do ojca i przyjęła jego propozycję.

— Oczywiście, tato.

— Zatem ruszajmy. Jesteśmy spóźnieni jakieś dziesięć minut — zauważył.

Białowłosa uśmiechnęła się do ojca szeroko.

— Cóż. Powiadają, że królowa nigdy się nie spóźnia. To goście przychodzą za wcześnie.

Bucky parsknął na jej słowa.

— Skoro moja córcia jest królową to ja musiałem być kiedyś królem — zauważył.

— Najlepszym królem i ojcem na świecie — powiedziała szczerze.

Nim opuścili jej pokój obdarowali się uśmiechami. Zapowiadało się wielkie wejście.

Angel From Heaven HellDove le storie prendono vita. Scoprilo ora