Rozdział 14

1K 57 13
                                    


Dosłownie kilka chwil później zza nowych uczniów wyszedł Fury, poprawiając kołnierz swego czarnego płaszcza, będącego nieodłączną częścią jego garderoby. Zmierzył wszystkich wzrokiem i oznajmił:

— Panna Morgana Stark dołączy do grupy młodych Avengers. Natomiast pan James Morgenstern odtąd należeć będzie do grupy najlepszych agentów. Miłego posiłku.

Prosto, jasno i rzetelnie. Każda wypowiedź ciemnoskórego była wprost pozbawiona emocji (nie licząc złości, czy zirytowania, gdy nie wszystko szło po jego myśli). Mężczyzna nigdy nie rozwodził się zbytnio nad jakimś tematem. Był realistą, twardo stąpającym po ziemi. Stanowił trudny orzech do zgryzienia. Dyrektor odwrócił się majestatycznie i wyszedł z pomieszczenia. Miał dzisiaj jeszcze kilka spraw do załatwienia. Rozkaz w sprawie zakazu użycia broni masowego rażenia podczas następnej misji sam się nie napisze, prawda?

James rozejrzał się po sali. Zatrzymał wzrok na jakimś punkcie i pewnym krokiem podszedł do stolika na środku sali. Do stolika Młodych Avengers, gdzie Nathan powitał go z szerokim uśmiechem, przedstawiając siebie i innych członków grupy. Dopiero wtedy Silva spuściła wzrok. Była zdenerwowana nową sytuacją, to fakt, ale w głębi duszy było jej przykro, że podszedł do tamtych ludzi, ignorując jej osobę. Czuła, że także jest synem Niebios, więc wiedział o więzi. Chciała go ostrzec, by nie ufał Młodym Avengers, ale nie mogła. Nathan Stark wytwarzał wokół siebie aurę pewności siebie, był niepisanym królem szkoły. Nie stanowił odpowiedniego towarzystwa, aczkolwiek ten, kto chciał wieść spokojne życie schodził mu z drogi i nie wdawał w spory. Jednocześnie, jeśli chciało się uzyskać jakieś wpływy, dobrze było żyć z nim w przyjacielskich stosunkach. A ona? Ona stanowiła kompletne zaprzeczenie powyższych stwierdzeń. Od rozpoczęcia nauki w Akademii mieli napięte stosunki, ich spotkania kończyły się w mało przyjemny sposób. A mimo to poradziła sobie bez niego, zdobywając potencjalnych sojuszników i zaufanie pracowników szkoły.
Wiedziała jednak, że to wszystko jest cienkie jak lód i delikatnie jak samotny liść na drzewie w wietrzny dzień. Jeden zły ruch i straci wszystko, co zbudowała. Dlatego też postrzegała syna Iron Mana jako zagrożenie i wroga. Zresztą, z wzajemnością. Postanowiła jednak nic nie robić, tylko czekać na jego ruch. Żadna cierpliwość nie jest przecież bezgraniczna, prawda? Zacisnęła dłoń w pięść i pokręciła głową, odganiając natrętne myśli. Po co się w ogóle przyjmowała tym nowym agentem? Nie znała go i nie chciała tej więzi. Jeśli chłopak to zignorował, to nawet lepiej. Mniej problemów.

— Em...przepraszam? — dobiegł do niej delikatny głos, niewątpliwie damski, podszyty nutką niepewności.

Uniosła wzrok. Panna Stark przyglądała im się niepewnie, zagryzając dolną wargę i kurczowo ściskając teczkę z papierami.

— Czy coś się stało? — spytał uprzejmie Michael.

To on w ich małej grupie był niczym prawdziwy dyplomata o niewinnym wyglądzie, który rozpracowywał ludzi od środka.

— No więc... zauważyłam, że masz mundurek Młodych Avengers, a nie siedzisz z tamtymi... i pomyślałam, że... czy mogłabym się dosiąść? — spytała nieśmiało, kierując pytanie bezpośrednio do białowłosej.

Od Morgany biła nieśmiałość, ale panna Barnes miała nieodparte wrażenie, że była to tylko przykrywka jej prawdziwego charakteru.

— Nie mam nic przeciwko temu —  zadeklarowała lazurowooka. — A wy? — spytała resztę

— Siadaj, śmiało — poklepał wolne miejsce obok siebie Ethan, uśmiechając się zachęcająco.

Wyglądał uroczo. Nikt nie powiedziałby, że jest wyśmienitym manipulatorem. Owszem, był typem sportowca, ale potrafił wykorzystać wszystkie swoje atuty i znajomości, by zdobyć jakieś informacje lub osiągnąć obrany cel.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now