Rozdział 43

529 26 11
                                    


Sen zmorzył ją dopiero koło godziny pierwszej. Nie pamiętała, co jej się śniło, ale może to i lepiej? Koszmary i wizje senne były naprawdę wyczerpujące. Silva spała marne trzy godziny, choć to i tak było więcej, niż czasami sypiała w Hydrze. W tamtym piekle trzeba było być nieustannie czujnym, bo nie wiadomo było skąd nadejdzie zagrożenie.

O poranku stawiła się na lotnisku, skąd punktualnie o godzinie czwartej szesnaście wystartował myśliwiec, na którego była pokładzie. Pojazd miał ją odstawić na obrzeżach małej wioski, około stu kilometrów od granicy. Z tego samego miejsca też miała zostać odebrana, punkt dwudziesta druga. Nie przywdziała tego dnia ani munduru, ani kostiumu. Zwykłe wojskowe spodnie i kurtka wystarczyły jej do ukrycia broni, a przez ramię przewiesiła karabin. Włosy zaplotła w warkocza, który przerzuciła przez lewe ramię. Na głowie miała zielony beret. To, co chciała uczynić przekraczało ludzkie pojęcie. Teoretycznie nie było możliwe. Porywała się z motyką na słońce, podpisywała na siebie wyrok śmierci... lecz nie mogła odpuścić. Świadomość, że nie spróbowała prześladowałaby ją po granice żywota. Ryzykowne posunięcie nie miało prawa się zdarzyć, a cały zamysł nigdy nie miał prawa pojawić się w jej myśli. Ale jednak. Dziewczyna obiecała sobie, że kiedy tylko wróci do Akademii (o ile wróci) poświęci na odpoczynek cały dzień, aby zregenerować siły. Podczas lotu zdrzemnęła się krótko, więc nawet nie zauważyła kiedy przelecieli nad Europą.

— Zapnij pasy — wybudził ją ze snu głośny głos pilota. — Za chwilę lądujemy — poinformował ją, ustawiając odpowiednie parametry.

Posłusznie wykonała polecenie. Już po chwili myśliwiec zatrzymał się w miejscu. Wówczas odpięła pasy i zarzuciła zielono-czarny plecak na ramię. Pilot, jeden z agentów SHIELD, zdjął chwilowo słuchawki i odwrócił się do niej, mówiąc:

— Będę czekał tu o dwudziestej drugiej. Z reguły nie toleruję spóźnień, ale to Rosja — skrzywdził się. Może kiedyś wykonywał tutaj mało przyjemną misję? Albo to stąd pochodzi blizna na jego ramieniu. — Będę czekał na ciebie góra pięć minut. Potem odlatuję, a ty tu zostajesz.

Przekaz był jasny. Zero spóźnień, inaczej będzie musiała radzić sobie sama.

— Dziękuję — skinęła mu głową z wdzięcznością. — Jeśli nie wrócę...przekaż Fury'emu, że w moim pokoju kwiatki skrywają ciekawą historię.

— Okej — potaknął automatycznie, po czym zmarszczył brwi. — Zaraz, czekaj...co? — odwrócił się, lecz dziewczyny już nie było.

***

Na zewnątrz było bardzo zimno. Wiatr huczał złowieszczo, a płatki śniegu wirowały, targane w różne strony jego podmuchami. Pogoda ta była normą w tych terenach, choć białowłosa miała cichą nadzieję, że wiatr wkrótce ustanie, podobnie jak śnieg. Dziewczyna pobłogosławiła w myślach chwilę, w której zdecydowała się wziąć grubą kurtkę z kożuchem, która choć trochę chroniła ją przed zimnem. Aby dojść na stację, skąd miał odjechać jej pociąg, musiała przejść całe miasto, pogrążone w ciemności, którą rozjaśniały lampy uliczne. Śnieg na brukowanej drodze skrzypiał pod jej stopami, przewieszony przez ramię karabin lśnił pod wpływem światła, które zagościło w niektórych domach. Ludzie musieli przygotować się do pracy, do której często musieli dojechać. Jedynymi mieszkańcami Veroneza, których spotkała po drodze był piekarz (który sumiennie zagniatał ciasto na chleb i który pozwolił jej kupić kilka bułek), mleczarz  (którego ubłagała o kawałek sera) i pracownik fabryki, który przygotowywał się do pracy. Stacja nic się nie zmieniła od czasów jej ostatniej misji, a to było sześć lat temu, o ile pamięć jej nie myliła. Stare tory, spomiędzy których wiosną i latem śmiało wyrastała trawa, ceglany domek konduktora, którego żona uwielbiała petunie (kwiaty te widać było prawie w każdym oknie), drewniana budka, w której siedział niegdyś poczciwy staruszek o imieniu Nikołaj, a teraz zasiadał prawdopodobnie jego syn, sądząc po tym, że chłopak był bardzo podobny do ojca oraz zielona ławeczka, znajdująca się pod zadaszeniem, która spełniała rolę poczekalni.Osiemnastolatka poprawiła plecak na ramieniu i podeszła do budki, uśmiechając się lekko, aby sprawić dobre wrażenie. Nie chciała rozgłosu, ani niepotrzebnej uwagi. Nachyliła się i zastukała w szybkę, którą już po sekundzie chłopak rozsunął.

Angel From Heaven HellOù les histoires vivent. Découvrez maintenant