Rozdział 73

221 16 1
                                    


Arena była miejscem szczególnym i znajdowała się, tylko w głównych bazach danego kraju. To właśnie tu, raz w miesiącu, rozgrywały się walki, które mogły zagwarantować wpływy i wynieść zwykłego żołnierza na szczyt hierarchii (wystarczyło, że zabiłeś kogoś wyższego stażem i i za zgodą większości mogłeś przejąć jego stanowisko. Proste, prawda?). To właśnie tu rozstrzygało się niewyrównane rachunki i dowodzono swojej siły.

Co prawda comiesięczne "rozgrywki" (jak łagodnie nazywano walki) nie mogły się równać się z rozgrywanymi, co trzy lata "łowami", które kochał każdy żołnierz Hydry. To właśnie łowy najczęściej wspominała Silva, mówiąc o wywózkach w głąb Syberii i pozostawienie na pastwę losu, zimna i wrogów. Wygrywał najsilniejszy, a i był to najdoskonalszy trening ze wszystkich. Cóż, kult siły i przemocy był praktykowany w Hydrze przez wiele dziesięcioleci po dziś dzień i nie zapowiadało się, aby w najbliższym czasie go zaniechano.

Zabawne, prawda? Brzmienie tych słów wydawało się irracjonalne, a były one w pełni prawdziwe.

Hydra i tradycje? Hydra i prawo? Hydra i zasady?

Pora więc na sprostowanie wyobrażeń zwykłego człowieka. Zasady z reguły nie istniały, były tylko schematem, na który ktoś wysoki urzędem mógł powołać się dla wygody lub ktoś niższy stażem mógł wyrecytować, aby osiągnąć wybrany cel.

Prawo? Prawo było wpajane każdemu agentowi i żołnierzowi, każdy potrafił je wyrecytować o każdej porze dnia i roku. To była jedna z tych rzeczy, za których nieznajomość płaciło się głową. Prawo zawierało swego rodzaju kodeks postępowania każdego członka Hydry i wyraźnie mówiło co wolno, a czego nie. Wyznaczało surowe kary i wskazywało drogę, którą należało podążyć, aby przeżyć. Prawo było niepodważalnym argumentem, dlatego dowódcy uwielbiali się na nie powoływać, czasem trochę modyfikować dla własnych korzyści. No i oczywiście to dowódcy stanowili prawo, więc mogli robić dosłownie wszystko na co mają ochotę.

A tradycje? Tego nie dało się wykorzenić z ludzi, społeczeństwo ma wewnętrzną potrzebę posiadania takowych. Dlatego sprytnie zamieniono święta i tym podobne na Łowy i walki na arenie. Kto by pomyślał, że przyniesie to tyle korzyści? W końcu śmiertelność nieznacznie zmalała, a lojalność i morale żołnierzy wzrosły.

Arena została zbudowana na wzór rzymskiego koloseum. Ulokowana na ogromnej połaci ziemi, ukryta w gęstwinie lasu zapewniała widowisko na świeżym powietrzu. Miała kształt koła, ziemię przysypano piachem, który po deszczach zmieniał się w śmiercionośne błoto. Widownia zasiadała na czterech piętrach, wszystko zgodnie z panującą obecną hierarchią — w loży głównej, czyli najwyżej (skąd widać było całą arenę) dowódcy baz i osoby o wysokim stanowisku, najniżej (skąd był najgorszy widok) osoby o najniższym szczeblu.

Mary Ann była tylko jedną z wielu nic nie znaczących osóbek w Hydrze. Zwykłym żołnierzem na posyłki, którego życie liczyło się tylko tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jednak coś ją wyróżniało. Jako jedyna wśród tłumów nie interesowała się rozgrywkami na arenie. I jako jedyna nie zareagowała entuzjastycznie na wieść, że w tym miesiącu, dzisiaj, za kilkanaście minut walczyć na niej będzie nowy generał Hydry, Silva Barnes. Bo widzicie, kochani, nasza niepozorna Mary Ann miała w sobie jedną cechę, która odróżniała ją od reszty tej hołoty.

Instynkt samozachowawczy.

Dość niechętnie przyszła na rozgrywki, wolałaby spędzić ten czas na odpoczynku w swojej celi lub robić cokolwiek innego, byleby nie być tutaj. Brzydziła się tą karygodną formą rozrywki dla "wyższych sfer", ale zasady nakazywały, aby szczególnie dziś każdy był obecny podczas walk. A Mary Ann nie chciała ponownie spędzić kilku godzin na torturach. Wystarczy, że już przez Hydrę nie będzie mogła mówić do końca życia.

Angel From Heaven HellOù les histoires vivent. Découvrez maintenant