Rozdział 80

182 15 0
                                    


Zabawne. Kiedyś wolała zdechnąć na mrozie, niż wrócić do Hydry. Dziś jest jej generałem i podróżuje od bazy do bazy bez strachu, bez lęku i ze swoistą radością, że udało jej się osiągnąć niemożliwe.

Gdyby tylko Matthew to widział... Uśmiech zszedł z jej twarzy, a ona sama wstała, otrzepując się z resztek śniegu, który nie zdołał się roztopić. Pamiętała ciepłe palenisko i dwa bujane fotele. O tak, Matt bardzo lubił po całym dniu ciężkiej pracy ogrzać się przy kominku. Pozwalał jej siadać w drugim fotelu i opowiadał jej o zwierzętach lub o latach swojej młodości. Lubiła go słuchać. Miał taki przyjemny, łagodny głos, a opowiadał lepiej niż niejeden bajarz. Czasem o coś ją pytał. Ona odpowiadała, o ile była w stanie. Zawsze jednak wiedział, kiedy nie chciała o czymś mówić i nie pytał o więcej niż to konieczne.

To właśnie on nauczył ją, co to znaczy czuć coś innego niż głód, strach, nienawiść i niepewność. To właśnie on pomógł pokonać jej część z demonów przeszłości. Czasem zastanawiała się, co by było gdyby nie zachorował i żył nadal. Czy dalej mieszkaliby w jego chatce? Siadali przy drewnianym stole z talerzami pełnymi ciepłego bigosu i grubymi pajdami ciemnego chleba? Czy nadal ćwiczyliby strzelanie z łuku i wiatrówki, wędrowali po lesie i rozmawiali o jego bogatych darach? A może przenieśliby się gdzieś indziej, bardziej na wschód, bliżej miasta ze względu na jego stan zdrowia? Nie. Matt nigdy by się na to nie zgodził. Kochał las całym sercem i każdego dnia o świcie przed śniadaniem powtarzał, że to jest jego dom i miejsce na ziemi. Zawsze miał nadzieję, że kiedyś i ona takie odnajdzie.

Tu jest moje miejsce, odpowiadała wtedy.

Nie. I oboje o tym wiemy, gwiazdeczko. Kiedyś odejdziesz. I mam nadzieję, że odnajdziesz szczęście, mówił wtedy pewnie, patrząc na nią ciepło.

To on nauczył ją strzelać z łuku. Pokazał nowe rośliny i zioła. Pokazał, jak żyć po koszmarze, który przeżyła. Był dla niej ojcem, o którym nigdy nie zapomniała. I nie zapomni.

— Chciałabym, abyś był ze mnie dumny — wyszeptała w przestrzeń, a jej oddech zamienił się w parę.

Tak, pragnęła tego. Była pewna, że to właśnie dzięki niemu zdołała pozbierać się po koszmarze Hydry i zaczęła żyć (przynajmniej starała się żyć) jak człowiek, a nie bestia, którą chciano z nią uczynić.

~ Jestem z Ciebie dumny~ przemówił ktoś za nią, a jego głos był tak ciepły i znajomy, że jego brzmienie na chwilę sparaliżowało osiemnastolatkę.

Miała wrażenie, że nogi przyrosły jej do podłoża. Z wysiłkiem odwróciła się, powoli, z mocno walącym sercem w piersi.

— Matt? — wyszeptała zszokowana, a w jej gardle zaczęła tworzyć się gula.

~ We własnej osobie, gwiazdko~ uśmiechnął się mężczyzna serdecznie.

Był dokładnie taki sam jak go zapamiętała. Oliwkowa cera, pozioma zmarszczka na czole, prosty nos, dolna warga pełniejsza od górnej. Oczy zielone jak wiosenna trawa, ciemne kędziory okalające jego twarz. Serdeczny uśmiech, spojrzenie pełne ciepła i troski. Zielony strój myśliwego. Brakowało tylko strzelby, która zwykł przewieszać przez ramię podczas ich wędrówek.

— Ty żyjesz? — spytała cicho, w jej sercu tliła się cicha nadzieja, że tak właśnie jest, choć dusza wiedziała, że jest zupełnie inaczej.

~ Nie. Przyszedłem stamtąd, bo wiem, że potrzebujesz mojej rady~ powiedział.

Poczuła zawód. Tak bardzo chciałaby, żeby on także jakimś cudem żył. Jednak cieszyła się tym, co otrzymała. Wiedziała, że nie powinna go spotkać, duchy bliskich zmarłych miały towarzyszyć jej dopiero w ostatniej drodze. Jej serce radowało się, że mogła go spotkać teraz. Pragnęła go przytulić, poczuć towarzyszący mu zapach wierzby i zroszonej trawy, wyrzucić z siebie wszystkie smutki w jego ramionach.

— Czy mogę — zapytała niepewnie.

~ Lepiej nie~ rzekł, wiedząc co ta ma na myśli. ~ To może się źle skończyć. Nigdy nie wiadomo, jak moja forma ~ zawahał się przez moment, nie wiedząc dokładnie, jak mógłby ująć swój obecny stan ~ duchowa ~ uzupełnił z zamyśleniem, testując to słowo. Tak, chyba właśnie ono było najodpowiedniejsze. ~ Zareaguje po spotkaniu z żywym ciałem. Nie chciałbym zrobić ci krzywdy.

— Rozumiem — przyznała z nutą zawodu. — Tak bardzo za tobą tęskniłam — szepnęła, wlewając w te słowa wszystkie swoje uczucia, które jej towarzyszyły.

~ Wiem, gwiazdko. I bardzo mi wstyd za mojego brata. Nigdy nie powinien tak postąpić ~ powiedział. 

Jego dłoń zacisnęła się w pięść, a zmarszczka na czole znacznie się pogłębiła, co miało być wyrazem gniewu.

— Nie przejmuj się nim. Już wszystko dobrze — zapewniła go troskliwie, przez chwilę zapominając, że jest tylko zjawą i nie może mieć ludzkich chorób. 

Swego czasu nie mógł się denerwować ze względu na nadciśnienie.

~ Wiem. Masz nowe życie. Dostałaś szansę od losu. Nie zmarnuj jej ~ rzekł z powagą.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Staram się jak mogę, ale to, co było daje mi ostro w kość. Ciężko mi pogodzić moje dwie strony, jeszcze ta dziwna moc boję się. Po prostu się boję, że nie dam rady i zawiodę wszystkich — wyznała to, co siedziało w niej od bardzo dawna. 

Wstydziła się do tego przyznać, lecz po prostu się bała, że nie podoła zadaniu i będzie musiała patrzeć jak świat pogrąża się w mroku. A najbardziej bała się, że zawiedzie wszystkich, którzy jej ufają i którzy pokładają w niej nadzieję. Tylko przy nim, przy jej Matthewie była w stanie zdobyć się na podobne wyznanie.

~ Każdy z nas dźwiga jakiś balast. Dlatego musimy zacisnąć zęby i iść dalej. Pogodzić się z tym, co było, choć wydaje się to bardzo trudne, i iść dalej. Budować swoją przyszłość ~ powiedział mądrze, choć wiedział, że póki dziewczyna sama tego nie pojmie nie zdoła jej pomóc.

— Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić — burknęła nieprzekonana.

~ Zawsze tak jest ~ stwierdził, a następnie spojrzał na nią zmartwiony. ~ Gwiazdko... jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Nie będzie odwrotu.

Panna Barnes westchnęła. Wiedziała, co chce uczynić i jakie mogą być tego konsekwencje. Lecz nie zamierzała się wycofać, tu chodziło o dobro jej ludzi. Zresztą, płatek czarnej róży już tkwił pod jej językiem, czekając, aż nadejdzie czas. Rozpoczęła niebezpieczny proces. Sama podjęła tą decyzję, bez przymusu, wiedząc czym to grozi. Tej jednej decyzji była pewna.

— Chcę. Zrobię to dla nich — zaznaczyła pewna swego.

~ Dla nich i dla siebie. Abyś w końcu mogła żyć bez strachu ~ poprawił ją.

— Tak — zgodziła, by następnie prędko podejść i zamknąć opiekuna w uścisku. 

Nie interesowały jej żadne konsekwencje.

— Matt... kocham cię. Jesteś mi drugim ojcem — wyznała cicho.

Zjawa uśmiechnęła się odwzajemniając uścisk. Ta dzielna dziewczyna była niemożliwa i nieustraszona. Co prawda początkowo wystraszył się, że może jej się coś stać, ale teraz, kiedy tkwiła w jego uścisku stwierdził, że się mylił. To dobrze. Mógł ją przytulić, ten jeden, ostatni raz. Był z niej tak bardzo dumny.

~ A ty zawsze byłaś mi jak córka ~ wyznał ciepło. Czując znajome ssanie w żołądku przestrzegł ją. ~ Uważaj na siebie. I pamiętaj...

— To ja piszę historię swego życia — powiedziała lazurowooka jednocześnie z przybranym ojcem. 

Uśmiechnęła się do niego, podobnie i on posłał jej łagodne spojrzenie i ciepły uśmiech. Matt nigdy nie lubił się żegnać. Nawet kiedy odchodził z tego świata ograniczył się, tylko do kilku zachowawczych słów. Podobnie teraz nie wypowiedział nic zbędnego. Powoli zaczął się rozmywać, a nim odszedł na zawsze z jego ust popłynęły słowa:

~ Pamiętaj, że bardzo cię kocham. Również twoja matka ciebie miłuje i jest z ciebie bardzo dumna....

Została sama. Wiatr delikatnie zawiał, rozwalając jej fryzurę. Na twarzy lazurowookiej gościł tęskny uśmiech i spokój. Teraz wiedziała, co czynić. Była pewna swoich postanowień, a Chaos pożałuje swych barbarzyńskich działań.

Angel From Heaven HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz