Rozdział 52

362 17 0
                                    


W katakumbach panowało niemałe poruszenie. Wielu uczniów zgromadzonych w podziemiach Akademii i gwar rozmów ożywiały to miejsce, które do tej pory było ciche, spokojne, jakby martwe. Corney z szerokim uśmiechem rozmawiała ze zgromadzonymi. Nie znali jej tożsamości, nie znali jej z korytarzy szkoły, a mimo to rozmawiali z nią jak ze starą dobrą znajomą. Młoda wampirzyca w końcu poczuła się jak kilka wieków temu, jak normalna uczennica, tylko teraz było trochę inaczej, jakby lepiej. Nie wszyscy absolwenci przybyli na zebranie. Brakowało kilku osób, ale podobno była to wina nagłych wezwań do ich miejsc pracy. Wiedząc, że spotkanie będzie dotyczyło istotnych kwestii, wyznaczyli osoby, które miały przemawiać w ich imieniu. Dopiero w tamtym momencie Fay zdała sobie sprawę, że nie doceniała swego miejsca zamieszkania. Wiedziała, że katakumby były rozległe, a pomieszczenia duże (wręcz ogromne), co dumnie reprezentowała monumentalna sala zebrań, pusta, utrzymana w odcieniach szarości z niewyraźnym akcentem ciemnej zieleni w niektórych miejscach. Jednak nigdy nie spodziewała się, że zmieści się tu aż tyle osób.

Silva wkroczyła do środka z pięcio-minutowym spóźnieniem. Jeśli wierzyć przeczuciom był to celowy zabieg, dzięki temu cała uwaga zgromadzonych skupiła się na niej. Nie minęła sekunda a przy jej boku pojawiła się panna Vlad, jak zawsze towarzysząc jej w takich chwilach. Dyskretnie podała jej zwiniętą, pomiętą kartkę, wiadomość od brata dziewczyny. Miała tylko nadzieję, że nie dzieje się nic złego. Panna Barnes rzuciła okiem na wiadomość.

"RAPORT 12. SZEREGI WROGA NA CHWILĘ OBECNĄ: 3000A.L.W.M.V. E.S."

Białowłosa skrzywiła się na przeczytane słowa. Azazel i Morgana nie mieli dobrych wieści.

– Jaki jest stan naszego zgromadzenia na chwilę obecną? – spytała cicho rudowłosej wampirzycy.

– Trzy setki – poinformowała ją, zastanawiając się po co lazurowookiej taka informacja.

Co było na tej kartce? Co córka Zimowego Żołnierza ma zamiar z nimi zrobić? Natomiast twarz panny Barnes wykrzywiła się w grymasie. Trzy setki! Trzy setki przeciw trzem tysiącom! Niech Bóg ma ich w swojej opiece, bowiem przyszłość malowała się w ciemnych barwach, pomimo wsparcia z Hydry.

Nie mogła jednak dać po sobie poznać swego zdenerwowania. To byli jej ludzie, jej przyjaciele, jej żołnierze! Musiała być dla nich oparciem, dać im nadzieję i potrzebną im siłę. Nie mogli się poddać. Nigdy. Przeszła przez salę i weszła na stojące przy jednej ze ścian krzesło, aby wszyscy mogli ją zobaczyć. Rozejrzała się po ich twarzach, skupionych, pełnych nadziei i woli walki. Cholera, nie może im tego powiedzieć. Nie mogła im tego odebrać. Tylko jakieś monstrum byłoby w stanie to zrobić. A do tego stopnia jeszcze nie awansowała. Zniszczyła swoją przemowę, drąc kilka kartek papieru na strzępy. Zamiast tych pustych słów, które wcześniej ułożyła, powiedziała to, co miała na myśli:

– Nie będę układać jakiś wzruszających słów. Nie będę wam mówiła cukierkowych zdań, zapewniając, że wszyscy przeżyją i będą żyli długo i szczęśliwie. Mamy wojnę, a ona zbiera okropne żniwa. Nasz wróg jest potężny, sprytny i przebiegły. Jest nim Chaos – powiedziała bez lęku, a jej słowa odbiły się echem od ścian.

Zdenerwowane i przestraszone szepty uczniów wypełniły pomieszczenie. Silva przeczekała kilka chwil, dając im je na przemyślenia i uspokojenie. Następnie rzekła:

– Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie – na sali ponownie zapadła cisza. Blisko trzy setki par oczu było w nią wpatrzonych, uważnie śledząc nawet najmniejszy jej ruch. – Ale taka jest prawda, nie mam zamiaru was okłamywać. Sama wypowiedziałam mu tą wojnę, bo wiedziałam, że jest to nieuniknione. Przyjdzie tu, do serca naszej szkoły. Z zimną krwią zabije każdego na swojej drodze. A to będzie dopiero początek. Jest chory, chce władzy. Z ludzi uczyni niewolników – przerwała na chwilę, aby wziąć wdech i poukładać sobie kolejne słowa. Chciała tak wiele rzec, a mieli tak mało czasu. Po chwili kontynuowała z mocą. – Dlatego zdecydowałam, że chcę go powstrzymać. Zniszczyć zło na początku jego destrukcyjnej drogi. Przez długi czas myślałam, że dam sobie radę sama – spojrzała na swoje otwarte dłonie. Ile zła wyrządziły? Ile śmierci i bólu zadały? Tylko ona to wiedziała i miała zamiar zabrać tą tajemnicę do grobu. Zwinęła je w pięści. W jej umyśle trwała teraz szaleńcza bitwa myśli. Niełatwo przychodziło przyznanie się do pomyłki przed tyloma osobami. – Myliłam się – stwierdziła sucho, po czym przeniosła wzrok na zgromadzonych. W jej lazurowych oczach tańczyły wojownicze ogniki. – Bez was mi się nie uda. Wiem, że już wcześniej to zrobiłam i otrzymałam odpowiedź. Ale, jak głosi przysłowie: Tempora mutantur et nos mutamus in illis. Czasy się zmieniają i my się zmieniamy wraz z nimi. Dlatego proszę was po raz kolejny. Proszę was, a nie zmuszam. To jest wasza wola i wasza decyzja. Pomożecie mi zniszczyć zło w samym zarodku? – spytała z nadzieją.

Angel From Heaven HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz