Rozdział 90

180 17 3
                                    


Słońce chyliło się ku zachodowi, rozlewając na niebie odcienie różu i błękitu, które przeplatały się w perfekcyjny sposób. Zalegający wokoło śnieg skrzył się delikatnie w jego ostatnich promieniach. Zimne powietrze szczypało w policzki, na noc szykował się mróz, który zapewne narysuje tysiące wzorów na szybach okien oraz na roślinach.

Nastrój budowany przez to niezwykłe miejsce uzupełniał odgłos spienionych fal, które z rykiem uderzały o skaliste wybrzeże. Morze tego dnia miało intrygującą barwę, którą stanowiła mieszanka zieleni, granatu i szarości.

— Mówią, że ten klif najpiękniej wygląda wiosną — przemówiła melancholijnie białowłosa dziewczyna, patrząc w dal ponad horyzont. — Kwitną wtedy tu drzewa i kwiaty, a woń jest wprost magiczna. Szkoda, że nie będę mogła tego zobaczyć — ton jej głosu nabrał smutniejszej nuty. — Mam nadzieję, że kiedyś mi o tym opowiesz Azjelu.

Zza krzewów wyłoniła się sylwetka czarnowłosego anioła, który niegdyś był jej przyjacielem. Czarne pióra skrzydeł zdrajcy muskał chłodny wiatr, wprawiając je w drżenie.

— Skąd wiedziałaś? — zapytał cicho, stając obok niej.

— Przeczucie — odparła, unosząc kącik ust.

— Czymś się zdradziłem? — drążył dalej, choć było to niepotrzebne. 

Odwlekał nieuniknione.

— Nie — zaprzeczyła, a jej wzrok po raz pierwszy napotkał jego oczy. — Znam twą naturę, Azjelu. Od początku wiedziałam, że to ty jesteś szpiegiem — rzekła, a jej twarz przyozdobił lekki uśmiech. — Poza tym, czarne pióro miało na sobie trochę srebrnego pyłu, używanego przez anioły, tylko z twojego oddziału do wysyłania wiadomości.

Czarnowłosy prychnął cicho. Jak zawsze była bardzo spostrzegawcza, a on zbyt nieuważny.

— Jesteś zaskakująco spokojna — stwierdził.

— A co mam zrobić? Krzyczeć? Płakać? Walczyć? Co to da? Mój los jest przesądzony. Nie zabijesz mnie ty, zrobi to kto inny — wzruszyła ramionami.

— Nie chciałem tego — wyrzucił po chwili ciszy, kiedy próba duszenia w sobie emocji spełzła na niczym. — Ale Rose jest w ciąży, muszę ją chronić, a ty nie mogłaś zrozumieć, że Chaos jest zbyt potężny i nie zdołasz go powstrzymać — stwierdził gorzko. — Samar cię kochał. Może Chaos pozwoliłby ci żyć, gdybyś mu się poddała.

Nie była zdziwiona jego słowami. Po prostu bolało ją serce, że to wszystko potoczyło się w taki sposób.

— I pozwoliła się zniewolić? — spytała gorzko. — Klęczeć u jego stóp i korzyć się jak pies?

— To lepsze od śmierci — rzucił.

— To gorsze od tortur i śmierci — poprawiła go ostro, kiedy jej duma wzięła górę. — Tylko tchórze tak czynią.

— Sądzisz więc, że jestem tchórzem? — spytał z niedowierzaniem.

— Może — ponownie wzruszyła ramionami.

— Nic nie rozumiesz — powiedział cicho.

— Rozumiem więcej niż ci się zdaje — jej głos był ostry hak sztylet, prowokujący. — Zostałeś zdrajcą. Co teraz pomyśli Rose, jak to się wyda? Przeklnie los, że otrzymała takiego towarzysza i ojca swego dziecka, a Chaos zabije ich oboje przy pierwszej lepszej okazji. Dopiero wtedy zrozumiesz, jak bardzo głupi jesteś.

— Nigdy nie byłem tchórzem. Robię to wszystko dla nich! — zawołał zdenerwowany jej słowami.

— Skazujesz ich na śmierć i wieczne cierpienie — zawołała.

— Ale ty tego nie dożyjesz! — wykrzyczał wściekły, chwytając ją za gardło i wznosząc się nad wzburzone wody morza.

Kiedy poczuła, że zaczyna jej brakować powietrza w jej wnętrzu przez pewien czas zagościł strach. Otworzyła usta, chcąc zaczerpnąć tchu, lecz uniemożliwiała to żelazna dłoń, zaciskająca się na jej krtani. Z jej ust dobiegało żałosne charczenia, a skóra traciła stopniowo kolory. Nogi poruszały się chaotycznie w powietrzu, nie czując pod sobą gruntu.

To koniec, przeszło jej przez myśl. Mój czas jest już policzony.

Oczy Azjela pałały wściekłością.

— Kiedyś byłaś mi przyjaciółką. Dziś jesteś, tylko przeszkodą na drodze, którą trzeba zniszczyć — syknął, a następnie ją puścił.

Runęła w dół. Lot, który trwał ułamki sekund, zdawał się ciągnąć niemalże wieczność. Wspomnienia przelatywały przez jej głowę. Ciepłe objęcia matki. Delikatny uśmiech ojca i ich wspólne treningi. Chwile spędzone z bratem, ich przekomarzanki i podróże. Czas spędzony z Mattem. Spotkanie Avengers. Przyjęcie do Akademii. Pierwsze przyjaźnie i pierwsi wrogowie. Lekcje, nauczyciele i szkolna rutyna. Serdeczny uśmiech pana Webstera i wspólne pielęgnowanie ogrodu. Spotkania z Samarem. Chwile beztroski i relaksu. Tajemnice, nowe znajomości. Spotkanie Fay. Ponowne ujrzenie Kaydena i wszystkie chwile z nim spędzone, które napełniały jej serce radością.

W oczach lazurowookiej gościły łzy. Przed oczami miała obraz swoich przyjaciół i rodziny, których bardzo kochała.

— Alea iacta est — zdążyła wyszeptać, nim uderzyła o wodę, która pochłonęła ją w swe objęcia razem z ciemnością.

Kości zostały rzucone.

***

W tym samym czasie Corney poświęcała czas studiowaniu starożytnego manuskryptu, który znalazła dość niedawno. Napisany wymarłym językiem był naprawdę trudny do rozszyfrowania, przez co jego analiza zajęła jej długie godziny. Oderwała się na chwilę od pracy, rzucając okiem na kartkę, gdzie nabazgrała dotychczas kilka zdań, które zdołała odczytać. Reszta jak na razie była tajemnicą. Jej oczy otworzyły się szeroko, a wargi zadrżały, kiedy jej wzrok przesunął się po pierwszych linijkach tekstu.

Córka anioła, co życie wiedzie niebezpieczne,
Tytułu matki się zrzeknie,
By ziemskie dzieci były bezpieczne.
Krew i piach, i popiół jej ścieżkę znaczyć będą,
Ale ona się nie podda — inaczej gwiazdy zbledną.
Wypowie wojnę ojcu ciemności,
By położyć kres bezprawiu, mordowi i skrajności.
Zdrajca jej krew przeleje,
W szósty dzień przed zdarzeniem,
Które ma odmienić dzieje.

(...)

— Mój Boże — wyszeptała strwożona, zrywając się do biegu.

Nie zdawała sobie sprawy, że było już za późno.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now