Rozdział 11

1.2K 62 28
                                    


Szybowanie i ściganie się wśród chmur było czymś, za czym Silva bardzo tęskniła. Żadne słowa nie opiszą tego cudownego uczucia, gdy wiatr delikatnie muska pióra skrzydeł, a ty, zawieszony w powietrzu, poddajesz się jego prądowi, mknąc między delikatnymi obłoczkami.

To była właśnie wolność.

Nie wiedziała, ile czasu spędziła z Azjelem na swawolach między chmurami. Mogły minąć kwadranse lub godziny. Tu nie liczyło się nic. W końcu jednak musieli przedostać się na Drugą Stronę. Anioł prowadził ją dobrze sobie znaną trasą. Trochę obawiał się jej końca, przecież od ostatniej wizyty dziewczyny zmienił się strażnik, który teraz był wkurzającym i irytującym...

— Stać! Kto leci?! — odezwał się zdenerwowany głos, spośród chmur.

Czarnowłosy przewrócił oczyma. Zaczyna się.

— Latający jeleń i sarenka — mruknął pod nosem Azjel, ale Silva była na tyle blisko, że usłyszała to i zaśmiała się dosyć głośno, jak na nią. — Anioł Azjel wraz z gościem — poinformował strażnika, zatrzymując się i wygładzając koszulę. Nie mógł przecież pokazać się w Niebie w pogniecionych rzeczach, jak jakiś niedołęga bez krzty kultury!

— Gościem? — zdziwił się głos. Nie codziennie pojawią się jakiś gość w Niebiosach. — Zaczekajcie, zaraz do was przyjdę. AJĆ! — zawył nagle strażnik, po czym rozległ się huk.

Następnie ciche szemranie i w końcu zza puszystego obłoczka wyszedł mały, tłuściutki cherubin o niewielkich skrzydłach, kręconych ciemnych włosach i wąsach. Miał nie więcej niż metr wzrostu. Wyklinał wszystko na czym świat stoi, masując obolały od upadku tyłek. Że też ciągle zapominał przestawić tego stołka. Zmierzył znudzonym wzrokiem anioła, po czym spojrzał na Silvę, która dotychczas śmiała się cicho z jego poczynań. Na jej widok ożywił się znacznie, podciągnął do góry za dużą pieluchę i poprawił długi czarny krawat i wyszczerzając zęby w uśmiechu powiedział:

— Ach proszę, proszę tutaj za róg — poprowadził ich za chmurkę, gdzie stało małe biurko z fotelem.

Leżał na nim staromodny kałmarz,  pióro i kubek kawy. Wokół biurka znajdowały się stosy kartek, opatrzonych plakietkami z różnymi kolorami. Nieopodal na buraczkowej poduszce siedziała dorodna gęś, patrząc się na nich czarnymi jak węgiel oczyma.

— Panienka także do nas? Już na stałe? — spytał uprzejmie cherubin.

Białowłosa uśmiechnęła się z rozbawieniem. Był przeuroczy!

— Nie, tylko na chwilkę — odparła z lekkim uśmiechem.

Strażnik sposępniał nieco. Wdrapał się na obrotowe krzesło, wziął do ręki kartkę i namoczył pióro w atramencie, po czym spytał:

— Przepustka jest?

— Jest jest — odparł Azjel pobłażliwie, po czym podał mu małą, żółtą kartkę, którą ten obejrzał dokładnie pod lupą. Następnie oddał ją właścicielowi i zanotował kilka słów na papierze.

— Znakomicie! — zawołał cherubin. — No moje gąsiorki... Gdybyście mogli tak stanąć o tam... — wskazał palcem przed siebie — tak, właśnie tam... — potwierdził, wyjmując stary aparat. — A teraz mówimy ser... — przyjaciele powtórzyli ostatnie słowo, podczas gdy cherubin pstryknął im zdjęcie. — Pięknie, moje gąsiorki. Teraz poczekajcie sekundę — poprosił ich, chodząc wśród stert papierów i szukając czegoś.

— Gąsiorki? — spytała białowłosa niedowierzająco.

— Ma dość specyficzne poczucie humoru — wyjaśnił Azjel. — Poza tym... tamta gęś to jego pupilka. Ma na imię Esmeralda.

Gęś zasyczała przeciągle, kiedy tylko ich spojrzenia spoczęły na niej.

Milutka, pomyślała z sarkazmem Silva.

— Esmeraldo, bądź miła dla przybyszów — skarcił ją cherubin, na nowo zasiadając za biurkiem. Tym razem otworzył jakaś grubą kartotekę i wkleił do niej zdjęcie, pisząc coś w lewym dolnym rogu.

Zwierzę zagęgało dwukrotnie.

— Tatuś też Cię kocha, ale musi pracować — poinformował ją czule, po czym odchrząknął. — Na pierwszy ogień nasza nieznajoma! Pierwszy raz w Niebie?

— Nie. Drugi — odparła zgodnie z prawdą Silva.

— Ach tak, pewnie byłaś za kadencji mego brata. Awansował na pomocnika oddźwiergnego. Świętoszek — prychnął, ponownie zamaczając końcówkę pióra w atramencie.

— Wybacz, ale kim jesteś? — zapytała panna Barnes.

Ta kwestia nurtowała dziewczynę od dłuższego czasu.

— Bolek, cherubin i pierwszy strażnik — poinformował ją, wypinając dumnie pierś.

— Niecodzienne imię — zauważyła Silva.

— Czepiasz się — stwierdził, po czym dodał, puszczając do niej oczko. — Tak na marginesie... jestem stanu wolnego.

— Młody! Nie mamy całej wieczności! A ta panna jeszcze dziś musi wrócić — pogonił go Azjel. — Gdybyś tak mógł trochę szybciej...

— Szybciej, szybciej! Jesteście tacy niecierpliwi! — zdenerwował się cherubin.

— Bolek... — powiedział ostrzegawczo. Był gotowy nawet go zaskarżyć za "niesubordynację podczas pracy".

— Nazwisko — spytał tamten pospiesznie, skrupulatnie zapisując wszystkie informacje.

— Barnes — odpowiedziała bez wahania.

Bolek spojrzał na nią zdziwiony.

— Córka Zimowego Żołnierza? — dopytał się, na co przytaknęła. — O Matko! Pozdrów go ode mnie! Jestem wielkim fanem! — zawołał z ożywieniem, pokazując na swój najnowszy tatuaż na ramieniu, głoszący: I❤WinterSoldier.

Dziewczyna skołowana skinęła głową, natomiast Azjel odchrząknął ponaglająco.

— Imię? — spytał aniołek.

— Silva — odparła.

— To ty jesteś córką Catherine? — zrobił ogromne oczy. — Posiadającą moc...

— BOLEK! — zawołał rozeźlony anioł.

Cherubin burknął coś pod nosem, a Esmeralda zasyczała przeciągle.

— Wiek?

— Siedemnaście lat.

— Pochodzenie?

— Pół anioł, pół człowiek.

— Cel wizyty?

— Odprowadzenie przyjaciela.

— Planowany powrót?

— Za godzinę czasu ziemskiego.

Brązowowłosy skończył notatki zamaszystym podpisem. Następnie zwrócił się do anioła z wyraźną niechęcią:

— Imię?

— Azjel.

— Stanowisko?

— Posłaniec.

— Oddział?

— Dwieście osiemdziesiąty trzeci Specjalnych Sił Anielskich — wyrecytował z pamięci Azjel.

— Cel?

— Powrót do domu.

— Rozumiem — potaknął Bolek. — Podpiszcie się tu, tu i tu — wskazał miejsca, gdzie oboje złożyli podpisy. Z zadowoleniem je obejrzał. — Tak, tak. Wszystko jasne. Przechodźcie — odsłonił niewidzialną kurtynę, zza której przebiło się światło słoneczne.

Kiedy tylko anioł przeszedł, cherubin zatrzymał dziewczynę, podając jej zwiniętą karteczkę. — A ty, kwiatuszku... zadzwoń do mnie — posłał jej całusa w powietrzu.

Silva z niedowierzaniem pokręciła głową i przeszła przez zasłonę, zostawiając za sobą namolnego cherubina i napuszoną gęś.





Angel From Heaven HellTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon