Rozdział 72

206 17 6
                                    


W bazach wszystko poszło po jej myśli. Nie zastała żadnych problemów, więc po kilku godzinach przeglądania papierów i "zwiedzania" (niektórzy dowódcy nadawaliby się idealnie na przewodników turystycznych) leciała do kolejnej i kolejnej. Szczęśliwie Adele, Aleksiej i Siergiej nie wdawali się już w żadne słowne potyczki, choć nie omieszkali żartować. A i w stosunku do panny Barnes nabrali większej swobody i w końcu mówili z nią jak człowiek z człowiekiem. Naprawdę ją pozytywnie zaskoczyli. Coś czuła, że jej misja się powiodła. Znalazła silnych sojuszników.

Obecnie przemierzała korytarze bazy w Kanadzie, czujnym okiem wyłapując wszystkie niedopatrzenia. Naprawdę, musiała porządnie się za nich wziąć i przywrócić im dawną chwałę!

Co z tego, skoro i tak wszystkich bez namysłu skazałaś na śmierć? Walka w pierwszej linii frontu z Chaosem to samobójstwo, zadrwiła z niej jej podświadomość.

Musiałam. Czasem tego się od nas wymaga, odparła.

Od kogo? Jesteś przywódcą uczniów z Akademii, ale i generałem Hydry. O których ludzi bardziej się troszczysz?

Nie masz o niczym bladego pojęcia. Zamknij więc jadaczkę i daj mi się skupić, warknęła, a podświadomość prychnęła rozjuszona, lecz posłusznie milczała.

 Pani generał!  zawołał ktoś. Uniosła wzrok. W jej stronę zmierzał niejaki Louis Hillton, porucznik i syn dowódcy bazy. Podszedł, a jego czerwone włosy zabłysły w blasku lamp. Entuzjastycznie potrząsnął jej dłonią.  To zaszczyt móc panią tutaj gościć. Zechciałaby Pani zmierzyć się z żołnierzami na ringu?  zapytał z błyskiem w oku.  Dzisiaj mamy rozgrywki.

Sukinkot, przeszło jej przez myśl. Od początku to planowali, dlatego jego ojciec był taki miły.

Przybrała dobrą minę do złej gry. Owszem, mogłaby się nie zgodzić i nie musiałaby nikomu się tłumaczyć ze swoich decyzji, w końcu to ona była generałem. Jednak, jeśli się nie zgodzi wzbudzi to powszechne wątpliwości. Jej władza zostanie podważona. Jej siła zostanie podważona. Zostanie uznana za słabą. Prawo Hydry mówiło, że przeżyć mogli tylko silni, a słabi byli eliminowani. Hydrą od wielu lat rządzić mogą tylko najsilniejsi z silnych.

Jeśli znajdą się śmiałkowie, którzy pragnęliby jej władzy musiałaby z nimi walczyć na śmierć i życie. Byłaby atakowana na każdym kroku, nawet spać musiałaby z otwartymi oczami i bronią w ręku. Jeśliby się nie zgodziła prędzej, czy później czekałaby ją śmierć. Decyzja była oczywista. Uśmiechnęła się do syna dowódcy. Lecz nie był to uśmiech miły, raczej ten, który przyprawiał o ciarki na plecach i szybsze bicie serca. Minęła go z godnością.

 Zatem nie każmy im czekać  mruknęła.

Pokaże im, co to znaczy być silną. Pokaże im, że z nią się nie zadziera. Pożałują, że kiedykolwiek ośmielili się rzucić jej wyzwanie.

***

Odprawiła swoich towarzyszy, którzy milcząc, odeszli w stronę areny, gdzie powoli zbierali się już inni żołnierze. Do rozgrywek została niecała godzina. Każdemu z uczestników pozostało czterdzieści pięć minut na odpowiednie przygotowanie się do walki.

Tu nie chodziło tylko o pieniądze z wygranej. Nie, na arenie była szansa na wyrównanie rachunków, rozstrzygnięcie sporów, ale przede wszystkim, to było jedno z niewielu miejsc, gdzie ustalało się hierarchię, umacniało swoją pozycję, walczyło o uznanie i wpływy.

Tam każdego miesiąca rozgrywało się piekło.

Przejęła jedną z kwater, gdzie przebrała się w odpowiedni strój. Żadnego munduru, było jej go zbyt szkoda. Zamiast tego szara koszulka, dresy i wygodne adidasy. Włosy związała w wysokiego kucyka. Strój sportowy nadawał się idealnie. Weszła do łazienki, gdzie obmyła twarz zimną wodą. Starała się oddychać głęboko, by uspokoić oszalałe serce, chciała pozbyć się tych nerwów i wszystkich uczuć, bo na uczucia nie było tam miejsca.

Nie tam. Nie w przedsionku piekła, gdzie nie istnieją żadne zasady.

Jednak jakaś jej cząstka uśmiechała się szeroko. Cieszyła się jak mała dziewczynka na powrót w dawne, znajome progi krwi i bólu, a nie w nieznajome, zimne tereny wojowania z Chaosem. Silva westchnęła. Dawno temu obiecała sobie, że jej noga już nigdy tam nie powstanie. Była w błędzie. Jak zawsze w takich sprawach. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej oczy skrzyły się dziwnym blaskiem, a coś wędrowało pod skórą, mrowiąc ją nieprzyjemnie. Magia nieśmiało nuciła swe pieśni, prosząc o uwolnienie. Czuła jak coś w jej wnętrzu mruknęło przeciągle, jakby wiedziało, co ma zamiar uczynić. Obserwowało czujnie te same odbicie, prężąc się i czekając na te kilka słów.

Silva westchnęła. Bała się to uczynić, lecz w obecnej sytuacji nie miała wyjścia. Tylko tak mogła przeżyć. Pomruk nasilił się niecierpliwie. Wiedział, radował się, że w końcu ujrzy światło dnia. Jak za starych, dobrych czasów przeleje litry krwi na arenie.

 Wiem, że ostatnimi czasy nie mogłyśmy się dogadać — zaczęła, patrząc w swoje odbicie. Coś wewnątrz niej zastrzygło uszami, słuchając uważnie. Było gotowe.  Po Hydrze chciałam jak najdłużej zostać sobą. Porzucić to, co było i zacząć żyć od nowa  cichy warkot wyraził niezadowolenie jej drugiej strony duszy z tego postępowania. Białowłosa nie zraziła się tym, mówiąc dalej. — Ale ostatnio jest mi coraz trudniej. Zdaję sobie sprawę, że bez ciebie sobie nie poradzę, bez ciebie nie ma i mnie, tak jak i ty nie istniejesz beze mnie. Kiedy zaatakowano Azazela  zawiesiła na chwilę głos, starając się odpowiednio dobrać słowa. Warkot nasilił się w odpowiedzi. Tak, jej druga strona duszy również miłowała jej brata.  Uwolniłam, tylko twoją niewielką część, myśląc, że to wystarczy. Myliłam się  stwierdziła, wzdychając.  Mam nadzieję, że kiedyś się dogadamy. A tymczasem, rób to, co kochasz. Niszcz i zabijaj, Wilku Północy  nakazała pewnie, patrząc prosto w swoje odbicie. Lazurowe oczy błyszczały nienaturalnie.  Oddaję ci kontrolę.

Ledwie to rzekła, a coś strzykło w jej kręgosłupie. Zgięła się w pół, wciągając gwałtownie powietrze, gdy ból przeszł jej ciało jak zatruta strzała. Minął szybciej niż mrugnięcie oka. Powoli się wyprostowała, a jej postawa emanowała siłą i władzą. Biła z niej pewność siebie, pewność zwycięstwa i żądza krwi. Twarz do tej pory ściągnięta w niepokoju stała się kamienną maską. Usta wygięły się w osobliwym uśmiechu, a lazur oczu utonął w morzu szczerego złota.

Oto dzieło Hydry.

Jej prawdziwe dziecko.

Jej chluba i największe przekleństwo.

Oto prawdziwy Wilk Północy.

 Zapewniam cię, Silva — przemówiła dziewczyna niskim głosem z chrypą, jakby nie był używany od dawna. — Pożałują dnia, w którym wyzwali wilka do walki. Jeszcze zegną przed nami kolana i ugną karki, bijąc pokłony.

Ptaki zerwały się z pobliskich drzew, gdy z uchylonego okna wypłynął złowieszczy śmiech.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now