Rozdział 39

485 35 11
                                    


W Akademii panował nieład.

Cóż, może było to zbyt łagodne określenie na widok, który Silva zastała w holu głównym, gdzie zarządzono zbiórkę. Uczniowie stali w grupkach, wielu mówiło podniesionym głosem, żywo gestykulując i tworząc nieprzyjemny hałas. Białowłosa już wiedziała, co Fay widziała w katakumbach. Cudowną ciszę i spokój. Stanęła przy jednym z filarów, podtrzymujących sklepienie. Oparła się o niego, krzyżując ręce na piersi i uważnie obserwując reakcję poszczególnych osób na minione wydarzenie. Większość, ku jej rozczarowaniu, była przerażona, niektórych nawet ogarnęła panika, więc płakali histerycznie, sama nie wiedziała, czy bardziej na pokaz, czy przez szczere emocje. Mniejszość była zdruzgotana, ci stali w swoich klasach, rozmawiając przyciszonymi głosami. Gdyby tylko mieli czas... zdołałaby zrobić z nich wojowników. Lecz tego czasu nie posiadali. Tylko niektóre osoby, w głównej mierze z ostatnich klas, zachowały względny spokój i opanowanie, chodząc i uspokajając młodsze roczniki. Przecież były to jeszcze dzieci, nieważne, że po podstawowych szkoleniach. Miały prawo do strachu, bo był to naturalny odruch ludzki.

Co czuła Silva? Ciężko to określić. Pod maską obojętności szalała prawdziwa burza emocji. Zaskoczenie nagłym atakiem mieszało się z niesmakiem, poczucie zdrady ze spokojem ducha, który ufał Panu, wszelkie obawy z determinacją. Nie wiedziała jak mogłaby nazwać ten stan, wszystko rozważała w swoim sercu i snuła kolejne plany. Może jej rozum i dusza nie stanowiły jedności, lecz dość często się zgadzały ze sobą. Niespodziewany atak przyniósł liczne zniszczenia. Eleganckie wazy i wiekowe obrazy nadawały się już tylko do kosza, ściany w niektórych miejscach były przypalone i pozbawione tynku. Nie było to nic szczególnego, w końcu widziała gorsze rzeczy. Wywnioskowała, że atak został przerwany, ale cóż było tego powodem? Może chcieli się upewnić, że Morgana i jej brat skonali? Może. Kilkoro uczniów zostało rannych, sześciu wymagało leczenia szpitalnego, czterech utraciło życie. Coś błysnęło na podłodze. Mała, złota broszka, którą widziała kiedyś na piersi Alice. Przesunęła się w stronę błyskotki, gdy nagle poczuła powiew powietrza. Zmarszczyła brwi. Czyżby jakieś tajne przejście? Obiecała sobie to sprawdzić po całym zamieszaniu. Niepostrzeżenie wzięła błyskotkę, chowając ją w kieszeni ciepłego swetra. Jeszcze się przyda.

Grono pedagogiczne najwyraźniej zapomniało o obecności uczniów. Wszyscy stali nieopodal wejścia, żywo debatując i często gestykulując. Silvie udało się posłuchać, że ten atak był podobny do innych, utajnionych, tylko ten był bardziej śmiały. Lazurowooka zdecydowała, że w najbliższym czasie urządzi sobie wycieczkę do tajnego archiwum.

Zamieszanie i gwar działały jej na nerwy, które i tak były lekko nadszarpnięte. Wszystkie kłamstwa i intrygi, które tego dnia wyszły na jaw, mocno nadszarpnęły jej cierpliwość i opanowanie. Hałas nie pozwolił jej między innymi dosłyszeć słów Nathana, który niespodziewanie zjawił się obok niej, będąc wystraszonym, zmartwionym i złym jednocześnie. Miarka się przebrała, kiedy kilka dziewczyn zawyło historycznie, jakby obdzierano je ze skóry.

Tak nie powinni zachowywać się żołnierze.

Już w Hydrze panowała większa dyscyplina w szeregach podczas tych nielicznych chwil, gdy dowódcy szli sobie "układać plany" (czytaj: skosztować kolejnego kieliszka spirytusu).

— SPOKÓJ, DO CHOLERY!!! — ryknęła Silva zła, a jej oczy przez chwilę nabrały złotej barwy.

Zapadła tymczasowa cisza, przecięta przez pojedyńcze kwilenie dziewcząt i ciche szepty. Lazurowooka nie chcąc tracić czasu, przemówiła pewnym siebie głosem:

— Zachowujecie się jak banda dzieciaków, które nigdy nie miały do czynienia z walką, czy śmiercią. Wasza histeria jest niepotrzebna, jesteście do cholery, przyszłością kraju, jego obrońcami, a teraz prezentujecie postawę zwykłych amatorów, co się przechwalają jacy to oni nie są, a co do czego to uciekają z płaczem. Rozwagi! I honoru! Żołnierz nie powinien rozklejać się i panikować, kiedy robi się gorąco.

— Nie jesteśmy żołnierzami — odezwała się blondynka z piątego rocznika. Chyba miała na imię Melisa. — Spójrz, jak wiele osób dziś zginęło! Nie masz w sobie współczucia? Nie byliśmy gotowi na atak!

— Mówisz, że wielu dziś zginęło? — spytała Silva, a jej głos podszyty był kpiną. — Jeszcze niewiele widziałaś — stwierdziła, mając przed oczami stosy martwych ciał żołnierzy i cywilów w Hydrze. Także na niektórych misjach urządzane były tzw. "krwawe jatki". Były jednak szybko uciszone przez media, a wszystko kończyło się kolejną szarą teczką, rzuconą w kąt, a sprawy tuszowane były przez rząd z największą starannością. — Może i nas zaskoczyli, lecz to powinna być lekcja dla nas i już nigdy nie powinniśmy do tego dopuścić. A ci młodzi ludzie umarli za wielką sprawę, broniąc murów szkoły przed wrogiem. Winni być pochowani z honorami. Ludzie na wojnie giną i trzeba się z tym pogodzić.

— Mądre słowa — pochwalił Fury. Jak zwykle pojawiał się niespodziewanie i nikt nie wiedział kiedy dokładnie się zjawił. Czarnoskóry świdrował białowłosą uważnym spojrzeniem. — Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego uważasz, panno Barnes, że znajdujemy się w stanie wojny?

Silva zacisnęła usta w wąską linię. Mówienie o tym winno przychodzić jej z trudem, dlatego przeklęła siebie w duchu, gdy zimne słowa opuściły jej wargi bez żadnego oporu.

— Znaleźliśmy się w niej, kiedy tylko te kanalie zamordowały mi brata i przyjaciółkę. Dla mnie nie ma innego rozwiązania.

Zarejestrowała wielkie pokłady niedowierzania Nathana, który spoglądał na nią z szokiem i bólem.

— Morgana? — zdołał wykrztusić.

Jego świat właśnie legł w gruzach.

— Została skazana na śmierć przez niejakiego Alexandra. Jego sługusy wykonały robotę — splunęła z obrzydzeniem wypisanym na twarzy.

— To nie powód, aby wszczynać wojnę. Miejże umiar, dziewczyno, i nie podejmuj pochopnych decyzji — warknęła pani Harrods, blada jak ściana.

— Zaataowali kilkukrotnie szkołę. Zamordowali uczniów i zniszczyli wiarę naszych żołnierzy. Cóż, dla mnie to wystarczający powód — odparła córka Zimowego Żołnierza ostro.

— Oni nie są żołnierzami. A to nie Hydra — zauważył dyrektor, choć w jego oczach majaczyło zrozumienie.

— Więc na kogo ich szkolicie? — spytała opryskliwie. — Czyż nie na posłuszne marionetki? Ostateczny egzamin ich selekcjonuje. Ten, kto ma odwagę zabić zostaje. A ten, co nie... cóż... — wzruszyła ramionami — jest zmuszany do pracy w waszych jednostkach bez możliwości odmowy.

Twarze dyrektora i reszty grona pedagogicznego wyrażały głęboki szok. Skąd wiedziała takie informacje?! Były przecież ściśle utajnione i tylko nieliczni  mieli do nich dostęp.

— Panno Barnes! — krzyknął surowo dyrektor.

— Silva! — syknęli niektórzy nauczyciele z oburzeniem.

— Co? Czyż nie mam racji? — uniosła prowokacyjnie brew, po czym dodała sucho. — Teraz wybaczcie, chciałabym przeżyć żałobę w SAMOTNOŚCI — zaakceptowała ostatni wyraz, odwracając się i wracając do swego pokoju.

— Silva... — zaczął Bucky zaniepokojony zachowaniem córki.

— Nic nie mów, tato. Proszę. Dajcie mi wszyscy spokój — rzekła cicho, pozwalając, by do jej głosu wdarły się nutki bólu.

Wróciła do swej kwatery, teraz dziwnie pustej. Nawet stąd słyszała wołanie wściekłego Fury'ego.

— SZLABAN BARNES!!!!! DO ODWOŁANIA!!!

Wzruszyła skromnie ramionami, po czym przebrała się w strój sportowy.

Pora zniszczyć kilka worków.





Kocham końcówkę 😂😍

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now