Rozdział 69

220 17 0
                                    


Poprosiła, aby Billy Barney, szalony pilot, który swoją drogą chciał doprowadzić ją do zawału wykonując podczas lotu beczkę (tłumaczył się tym, że nie chciał potrącić biednych malutkich kaczuszek), wysadził ją kilka kilometrów od granicy z Białorusią. Zdążyła się już przebrać, więc odziana w eleganckie futra i mając przy sobie broń (nie wiedziała, skąd Fury wziął jej futra, czyżby był w jej pokoju bez zezwolenia? Ta myśl ją przerażała. Co jeśli widział obrazy?) udała się koleją (tym razem pociągiem pasażerskim) do Nowosybirska, gdzie już czekały na nią ciemne samochody terenowe z czterdziestoma agentami w ramach obstawy.

Tak ciepło jeszcze nikt z Hydry jej nie powitał. Wszyscy jej zasalutowali. Podczas podróży zdążyła zamienić z nimi kilka słów. Większość milczała, ale było czterech, którzy z odwagą prowadzili z nią niezobowiązujący dialog o broni i sztukach walki. Musiała przyznać, że polubiła ich. Czuła, że może im zaufać, a przez lata nauczyła się, że na swoich przeczuciach mogła śmiało polegać.

Wysiadła pięć kilometrów przed wsią Aleksandrowo, tam mieściła się jedna z baz. Co prawda nie zaliczała się do tych największych, ale to właśnie tu obecnie przebywał Valentynowicz Korsakorov, który (według zasad panujących w Hydrze) pod jej nieobecność miał zająć się organizacją. W gracją wysiadła z samochodu, płaszcz z futrem załopotał zaatakowany zimnym rosyjskim wiatrem. Zmierzyła wzrokiem mały komitet powitalny, czyli Korsakorova wraz z dowódcami bazy, którzy zgodnie jej zasalutowali.

Nie trzeba było być wybitnym umysłem, aby dostrzec, że chwilowa władza uderzyła Valentynowiczowi do głowy. Przywdział eleganckie futro z lisów, na jego palcu błyszczały złote pierścienie z rubinami, podobnież w jego uchu widniał złoty kolczyk. Złoty ząb (dwójka) błysnął, kiedy ten uśmiechnął się szeroko, rozwierając ramiona do uścisku.

Cofnęła się o krok, mierząc go ostrym spojrzeniem. Niech sobie nie pozwala na tak wiele. To ona była tutaj generałem. Mimo, że coś zgasło w jego oczach, nadal szeroko się uśmiechał. Złożył dłonie i powitał ją słowami:

— Pani generał! Jak miło gościć panią w naszych progach.

— Witajcie, pułkowniku — odparła chłodno, nie zdobywając się nawet na lekki uśmiech. Zresztą, to Hydra, tutaj nie było miejsca na uśmiechy i chichoty. — Mam nadzieję, że dobrze zaopiekowaliście się naszą matką podczas mojej nieobecności.

Zdawało jej się, że jego uśmiech stał się wymuszony. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę, starając się ukryć drżące dłonie.

— T-tak — odparł, jąkając się, gdy nadal czekała na odpowiedź. 

Jego zachowanie jej się nie spodobało, coś ukrywał, a to było niedopuszczalne.

— Coś nie tak, pułkowniku? — spytała, unosząc prowokacyjnie brew. 

Lepiej dla niego, żeby od razu powiedział, o co chodzi. Wtedy być może znajdzie w ich prawie jakąś lukę, która zamiast na śmierć skaże go na tortury.

— Nie, nie — zaprzeczył zbyt szybko mężczyzna. 

Że też musiała przybyć bez zapowiedzi! O jej obecności dowiedział się dopiero, kiedy przekroczyła granicę. Lęk ścisnął mu serce swą zimną dłonią i trzymał aż do teraz. Rzucił wszystko, ukrył puste butelki i odprawił panienki tylko po to, aby zachować życie i choć sprawiać pozory, że wykonuje swe zadania. Wiele słyszał o nowej dowódczyni. Córka Zimowego Żołnierza, jego jedyne dziecko. Ochrzczona mianem Wilka Północy, bezwzględna i wyrachowana. Nic się przed nią nie ukryje. Ludzie szeptali, że jest monstrum w ciele ludzkim. Bo jak ktoś narodzony w Hydrze i spędzający w niej prawie całe życie może być dobry i normalny? Widząc jej powątpiewający wzrok przełknął ślinę. Musiał wziąć się w garść inaczej straci życie szybciej niż generał zdąży wejść do bazy.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now