Rozdział 25

893 52 26
                                    


Nikt nie śmiał się odezwać. Członkowie Rady z uwagą słuchali ich wymiany zdań i zapisywali staranne notatki, aby podczas późniejszych obrad mogli swobodnie odnosić się do słów córki Zimowego Żołnierza. Silva nie dała po sobie poznać zdenerwowania, jakie wywoływała u niej wprawdzie niebezpieczna sytuacja. Splotła trzęsące się dłonie (sama nie wiedziała, czy trzęsły się bardziej ze złości, czy ze stresu) i odpowiedziała na zadane pytanie:

— Przeciwnicy używali środków paraliżujących, uczestnicy natomiast usypiających. Dalej...

— Akademia posiada też ochroniarzy i wojskowych — odezwał się mężczyzna, przerywając jej kolejny raz.

Wystarczy, że wytrąci ją z równowagi, a ona pokaże swoją prawdziwą twarz. Tak niewiele brakuje...

— Nie pochodziły z żadnej z ich broni — stwierdziła dziewczyna, jakoby znała jego zamiary. Nie zrażał się jednak, choć powoli sam zaczynał się denerwować. Im dłużej to trwa, tym większe ryzyko zdemaskowania.

— Skąd pani mogła to wiedzieć? — pytał dalej.

— Widziałam zbrojownię — odparła zdawkowo.

Między nimi toczyła się nie tylko walka słowna, lecz także walka na spojrzenia. Żadne z nich nie chciało odpuścić.

— I tylko na tej podstawie... — zaczął lekceważąco, lecz białowłosa przerwała mu, mając już dość tej potyczki słownej.

— Z całym szacunkiem, panie generale, ale wiem o czym mówię. Znam każdy typ broni i stosowane do nich naboje, mogę to określić z odległości, podobnie jak to, że wniósł pan broń na salę, co jak mniemam nie jest dozwolone — zakończyła ostro.

Przez salę przeszły szmery. Kilkadziesiąt ciekawskich, jak i nagannych spojrzeń spoczęło na generale, którego oblał zimny pot. Smarkula wiedziała, co robi. Nieświadomie wpadł we własną pułapkę!

— Haroldzie, czy to prawda? — spytała Amelia Silberne, patrząc na niego srogim wzrokiem.

Było to przecież pogwałcenie świętych praw ich zgromadzenia. Mężczyzna chwycił się swojej jedynej deski ratunku, przybierając grymas na twarzy. Jego towarzysze trzymali za połami płaszczy broń w pogotowiu.

— Nie — zaprzeczył, prychając, po czym dodał, mierząc białowłosą wzrokiem pełnym obrzydzenia. — Mamy wierzyć komuś, kto pół życia spędził w Hydrze?

— Mamy może wierzyć jej porucznikowi? — warknęła agresywnie osiemnastolatka.

— To obraza majestatu generała! — wykrzyczał z oburzeniem mężczyzna siedzący obok stojącego. Jego dłoń jednak powędrowała ku odbezpieczonej broni.

— Mówi prawdę! — potwierdził Bucky zrywając się na równe nogi. Jak mógł zapomnieć te twarze?! Jego czujność została uśpiona, za co przeklinał siebie po tysiąckroć.

Potem wszystko działo się szybko. Generał Harold prędko wyciągnął broń zza marynarki i wycelował w białowłosą, która zdawała sobie sprawę, że jej właściciel pociągnie za spust bez żadnych skrupułów.

— Haroldzie! — krzyknęła Amelia Silberne, patrząc na generała z przerażeniem.

Jak on, wojskowy z wysokim stopniem i wieloma odznaczeniami wojskowymi mógł celować w stronę uczennicy, która nie dość, że była bezbronna, to jeszcze działała na pożytek szkoły, dbając o bezpieczeństwo uczniów. Wydawał się prawym człowiekiem, godnym zaufania, doskonałym towarzyszem i mentorem. Jak mógł to robić? Było to przecież pogwałcenie świętych praw ich zgromadzenia!

— Prawo pierwsze. Zdrada karana jest śmiercią — wyrecytował generał Harold dobrze znaną lazurowookiej formułkę.

Ręka na spuście drgnęła, by zakończyć żywot zdrajczyni, jednak to panna Barnes była szybsza. Jednym sprawnym ruchem zabrała stojącemu obok niej strażnikowi broń i oddała kilka strzałów, bezbłędnie trafiając przeciwników. Żołnierze Hydry wraz z generałem Haroldem padli martwi na podłogę sali. Przed śmiercią zdołali wydusić jednogłośne "Hail Hydra!". Krew spłynęła z ich ciał smugami, brudząc świeżo wypastowaną podłogę.

— Prawo czwarte. Zabij albo zostań zgładzony — szepnęła Silva opuszczając broń.

Zapadła przerażająca cisza, dzwoniąca w uszach. Wszystko trwało zaledwie trzy minuty.

— Lekarza! — krzyknęła Amelia.

Główny sędzia, Drake Grander z każdą chwilą tracił coraz więcej krwi. Natychmiast zjawił się przy nich sztab doktorów, którzy zabrali rannego do miejscowego szpitala polowego. Amelia podniosła się na równe nogi, korzystając ze wsparcia drugiej sędziny, po czym spytała rozemocjonowana:

— Co tu się, do cholery, wydarzyło?! Silva, wyjaśnij nam skąd wiedziałaś, że generał Harold wniósł broń na salę obrad?

Panna Barnes porzuciła broń, nie chcąc, by jej dłuższe przetrzymywanie zostało odebrane jako przymierzenie do kolejnego ataku. Dziewczyna pewnym krokiem podeszła do ciała generała. Pociągnęła rękaw munduru jego lewej ręki, którą następnie obróciła. Oczom zgromadzonych ukazał się znak Hydry, co zostało skomentowane głośnymi i pełnymi niedowierzania szeptami.

— Widziałam go w Hydrze — rzekła zdawkowo nastolatka. — Jeśli on był generałem godnym zasiadania w tej radzie, to ja nie mam prawa nazywać się zawodowym zabójcą — dodała gorzko, patrząc pani Silberne wyzywająco w oczy. Była zła, że kobieta dopuściła do takiego zaniedbania. — Sprawdźcie pozostałych, mają ten sam znak na lewej ręce.

Pani Silberne westchnęła po czym zarządziła:

— Zabrać mi te trupy sprzed oczu — jej rozkaz został wykonany, a ona mówiła dalej. — Oficjalnie uznaję generała Harolda Sternbecka za winnego zdrady i nadanymi mi prawami odbieram mu wszelkie odznaczenia. Ani on, ani jego towarzysze nie spoczną na cmentarzu wojskowym, tylko w bezimiennych grobach, aby podkreślić wielkość zbrodni, którą popełnili. Ponadto zakazuję opuszczania tej sali członkom Rady w celu zweryfikowania, czy nie posiadają znaku zdrady.

— Tak jest! — zasalutowali kolejni żołnierze, aby po chwili odejść i natychmiast wdrożyć rozkazy w życie.

— Panno Barnes — zwróciła się do Silvy już łagodniejszym tonem. — Niech spisze panna swoje zeznania i odda dyrektorowi Fury'emu. Ponadto ma panna zakaz opuszczania Akademii do odwołania.

Białowłosa poczuła się dziwnie. Uratowała ich już dwa razy, a oni nadal jej nie ufali. Rozumiała to, że mogli mieć, co do niej zastrzeżenia, bo była w Hydrze, ale do cholery, ile razy ma ich uratować, by jej zaufali? A po za tym, to oznacza, że na święta, ferie i wakacje, ani weekendy nie wyściubi nosa spoza murów placówki! Chciała zaoponować, zaprotestować, ale Amelia wiedziała, co osiemnastolatka chce zrobić. Ta dziewucha nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Nie dość, że Hydra na nią poluje, to jeszcze te niewyjaśnione ataki. Zwróciła się do lazurowookiej ostrym tonem, wręcz mrożąc spojrzeniem:

— Decyzja zapadła — następnie dodała. — Uważam obecną sesję Rady Nadzwyczajnej za zamkniętą.

Po tych słowach szybkim krokiem opuściła salę, a zaraz za nią pobiegła jej przyboczna. Silva nie zamierzała dłużej czekać i wściekła wyszła bocznym wyjściem. Głupie zakazy! Niedorzeczne! Nie miała zamiaru się do nich stosować. Poprowadzi śledztwo na własną rękę, choćby potem miała spędzić pół życia w areszcie.

Współczuła temu, kogo napotka na swej drodze.





Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now