Rozdział 82

178 14 2
                                    


Niedługo miał nastąpić Nowy Rok. Nowy początek i porządek w świecie.

Ogrody skąpane w blasku latarni wydawały się jej jedną z niewielu bezpiecznych przystani, gdzie mogła pobyć sama i pomyśleć. Śnieg skrzypiał pod jej kozakami, purpurowe chmury zasnuły niebo zapowiadając następne opady białego puchu. Silva uśmiechnęła się lekko. Słodko-gorzki smak w ustach będący środkiem przygotowawczym do "zabiegu", jak nazwała to, co ją czeka, wydawał się niczym w porównaniu do ciężaru rozmowy, która ją czeka.

— Kaydenie, piękna dziś noc, prawda? — spytała, kiedy czarnowłosy zbliżył się do niej tak, że spacerowali teraz ramię w ramię.

— Masz rację. Piękna — stwierdził, lecz nie podziwiał uroków tej pory dnia. 

Jego wzrok utkwiony był w obliczu białowłosej, a kryło się w nim tyle emocji, że speszyło to lazurowooką. Mimo to uśmiechnęła się łagodnie, mówiąc:

— Chciałeś ze mną pomówić. Proszę, teraz masz okazję.

— Chciałbym ci tyle powiedzieć, ale brakuje mi słów. Żałuję tego, co się stało. Bardzo żałuję — podkreślił, a żal i gorycz znalazły wyraźne odbicie w jego głosie.

— To już przeszłość — przypomniała mu, a jakiś cień przemknął po jej zaróżowionej od niskiej temperatury twarzy. Głos osiemnastolatki nabrał chłodniejszej nuty, gdy powiedziała, cały czas patrząc przed siebie. — A ona często boli. To od nas zależy, co z tym zrobimy. Ja, mój ból przekułam w mą zbroję, która ochrania mnie przed bolesnymi pociskami.

Złotooki spuścił głowę na jej słowa. Było mu przykro, jej słowa, zachowanie były efektem cholernych błędów, które popełnił. Może niektórzy sądzą, że jest "miękką kluchą", lecz był elfem, na dodatek uzdrowicielem, co sprowadzało się do tego, że miał dość łagodną naturę. Ale o swoje potrafił walczyć i był wdzięczny białowłosej, że zechciała go wysłuchać. Niczego innego nie pragnął. Zamiast dalej brnąć w wyrzuty sumienia i niezbyt przekonujące tłumaczenia, westchnął i podjął nowy wątek, prawdziwą historię jego życia po "śmierci".

— Tak naprawdę to nigdy nie umarłem — zaczął, odwracając wzrok od dziewczyny i patrząc przed siebie.

— Zdążyłam zauważyć — prychnęła rozbawiona jego wypowiedzią.

Chłopak jednak nie zraził się jej reakcją i kontynuował:

— Kula trafiła mnie, owszem, lecz wbiła się tylko w kość. Ustały moje czynności życiowe, lecz nie doszło do śmierci mózgu. To było coś na wzór hibernacji wskutek odniesionych ran — wytłumaczył najprościej jak potrafił, a kolejnym dwóm zdaniom towarzyszył wstyd. — Obudziłem się, kiedy bazę trawiły płomienie. Zląkłem się i uciekłem. Potem znalazły mnie wilki i przetransportowały do kliniki w Norwegii. Tamtejsza wataha wzięła mnie pod swoją opiekę, a ja zakumplowałem się z Jamesem. Zyskuje przy bliższym poznaniu — dodał, widząc grymas na twarzy lazurowookiej, kiedy wspomniał o srebrnookim.

— Tia — westchnęła Silva, dochodząc do wniosku, że skoro to czas szczerości, to nie powinna ukrywać niektórych rzeczy. — Z nim to ciężka sprawa... to mój towarzysz — wyznała, patrząc na niego przelotnie.

Szok odbił się na twarzy młodzieńca. Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć, to było... co najmniej dziwne.

— Ale... Victoria... — zaczął, niezbyt wiedząc jak zareagować na tą informację. 

Nic nie zauważył między tą dwójką, a jego przyjaciel nigdy nie wspominał o więzi. Główny temat rozmów stanowiła ostatnio Victoria, dziewczyna, która zawróciła w głowie bratu Alfy norweskiej watahy.

Angel From Heaven HellTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang