Rozdział 32

724 45 7
                                    


Silva miała ochotę zniknąć z pola widzenia, by nie czuć na sobie tych współczujących spojrzeń. Nie była słaba, nie potrzebowała ich litości. Winiła siebie, że zbyt przywiązała się do agentów, więc ciężko jej będzie zerwać z nimi kontakty. Zawiodła się. Zawiodła się nie tyle na nich, co na sobie. Dlaczego tak bardzo im zaufała? Była głupia sądząc, że w końcu znalazła osoby, które będą jej oparciem i nie odwrócą się z powodu pierwszego lepszego problemu. Taki ktoś nie istniał. Ludzie byli podli, o czym wiedzieli wszyscy aniołowie, a mimo to strzegli i kochali istoty ludzkie, tak jak umiłował je Ojciec. Czasem żałowała, że po części płynęła w niej krew człowieka.

Panna Barnes chciała zaszyć się w sali treningowej i przez resztę dnia uderzać w worek. Co z tego, że nie było jej dwa tygodnie i powinna nadrobić materiał? Wiedziała, że da sobie radę. Zamiary zniweczył jej Nathan, który — gdy przechodziła obok stolika, gdzie siedział on razem z Morganą — pociągnął ją za rękę i zmusił, aby usiadła obok niego i jego siostry. Czuł jej emocje, mieszankę smutku, zawodu i poczucia samotności. Do tego przerażała go pustka, która przez chwilę nastąpiła w jej duszy. Jakby przez ułamek sekundy nie czuła kompletnie nic.

— Co się stało? — spytał chłopak, patrząc na dziewczynę z troską.

Nie czynił tego z powodu poczucia obowiązku spłaty długu względem niej. Nie był jej nic winien, podobnie jak ona jemu. Nie kierowała nim też wdzięczność za uzdrowienie, czy poczucie obowiązku wynagrodzenia jej wszystkiego, co uczynił. Nie. Teraz postrzegał ją jako sojusznika, a nawet koleżankę, więc jego emocje względem niej były na miejscu.

— Nic — odparła osiemnastolatka, wzruszając ramionami.

W jej mniemaniu chłopak był zbyt ciekawski i to mogło go kiedyś doprowadzić do zguby. Nie wiedziała, który Nathan jest gorszy. Ten, który uprzykrzał jej życie, czy ten, który się o nią martwił i koniecznie chciał o wszystkim wiedzieć.

— Nie kłam — zastrzegł, krzywiąc się.

Nienawidził, kiedy ktoś próbował oszukać. Wystarczyło, że ojciec wczoraj próbował wcisnąć mu bajeczkę o swoim zapracowaniu, a dzisiaj Alice chciała go przekonać o swojej niewinności. Chciał pomóc córce Zimowego Żołnierza, lecz nie mógł, kiedy nie była ona w stosunku do niego szczera.

— Nie powinno Cię to interesować — rzekła szorstko, chcąc spławić chłopaka.

Nie mieli wieczności na pogaduszki, coś niedobrego działo się w Akademii, a nauczyciele ukrywali przed nimi prawdę. Białowłosa czuła, że z dnia na dzień jest coraz gorzej, toteż wolała być w najwyższym stanie gotowości i nie dać się zaskoczyć.

— To wina tamtych? — spytał młody Stark, ruchem głowy wskazując stolik, przy którym zasiadali młodzi agenci wraz z Azjelem i śmiali się z czegoś. Podświadomie czuł, że maczali w tym swoje paluchy, a grymas na twarzy Silvy utwierdził go w tym przekonaniu. — Zaraz się z nimi rozprawię — rzekł, wstając i podwijając rękawy bluzy.

Już dawno nikomu nie przyłożył, a bywało to iście relaksujące.

— Wracaj na miejsce — warknęła Silva, a on, wyczuwając nuty groźby w jej głosie i czując jej zdenerwowanie, posłusznie wykonał rozkaz.

W końcu niedawno wrócił do żywych, nie chciał jeszcze wracać do zaświatów.

— To powiedz mi o co chodzi — rzekł dosadnie z zawziętością wymalowaną na twarzy.

Dziewczyna westchnęła, szukając wzrokiem pomocy u Morgany. Szatynka wzruszyła ramionami. W takiej sytuacji nawet ona była bezsilna, a szczerze powiedziawszy sama chciała wiedzieć, co jest przyczyną smutku jej współlokatorki. Jeśli faktycznie byli to tamci agenci, z przyjemnością skopałaby im tyłki.

— Nie chcą mnie znać, bo byłam w Hydrze — powiedziała w końcu Silva, w duchu wierząc, że tak zwane "wygadanie się" może faktycznie jej dopomóc. — Mają rację — przyznała. — Jestem zagrożeniem dla was wszystkich.

W jej umyśle wciąż majaczyło wspomnienie, jak niszczyła bazy Hydry, z zimną krwią mordując kolejnych oprawców. Padał wtedy ulewny deszcz, a ona zapomniała, co to litość. Nadal pamiętała, że dość niedawno straciła kontrolę, zabijając Starka. Na każdym treningu musiała się hamować i bardzo uważać, żeby nie skrzywdzić żadnego ucznia. Nigdy nie chciała, żeby tak się stało. Jednak los chciał inaczej, a ona już nie wiedziała, co powinna czynić, żeby zmienić jego bieg na lepszy.

— Łżesz, kobieto, jajecznica była chyba źle doprawiona — stwierdził syn Iron Mana z wyraźnym oburzeniem. — To, że oni tak uważają i lękają się o swoje tyłki, to już tylko i wyłącznie ich sprawa. A...

— Poczekajcie chwilę — przerwała im dotąd milcząca Morgana, patrząc gdzieś w bok. — Zbliża się pani władza.

Faktycznie, ku ich stoliku energicznym krokiem ze złością wymalowaną na twarzy zbliżała się Alice.

— Ty! — syknęła, wskazując palcem na Silvę, która stwierdziła, że po ujrzeniu panny Barton nie będzie w stanie nic więcej przełknąć. Dlatego też odłożyła sztućce i odezwała się do córki Clinta neutralnym tonem głosu:

— Witaj, Alice. Miło Cię widzieć w pełni sił. Stało się coś?

Dziewczyna sapnęła z oburzeniem, po czym syknęła wściekła:

— Coś ty zrobiła naszemu Nathanowi?! Zrobiłaś mu wodę z mózgu, wiedźmo!

Już wiedziała, czyja jest to wina. Barnes była niebezpieczna, powinni ją odseparować, a najlepiej skazać na śmierć. Może nauczyciele zaufali komuś, kto narodził się w Hydrze, ale ona nie była głupia, widziała, że dziewczyna będzie stosować różnorakie sztuczki, by ich zmanipulować. Poza tym głosy w głowie mówiły, że jest bardzo niebezpieczna i jeśli nie jest po ich stronie, należy ją zlikwidować. Lazurowooka z rozbawieniem uniosła kąciki ust. Czego ta dziewczyna nie wymyśli? Stark dobrze zrobił porzucając to toksyczne środowisko.

— Nazywano mnie różnie, ale to jakaś nowość. Wodą z mózgu nazywasz własne zdanie Nathana, czy to, że w końcu otworzył oczy? — spytała prześmiewczo.

— Zamknij się, szmato! — krzyknęła Alice, a na stołówce zapadła cisza. Panny Barton to nie powstrzymało, wręcz przeciwnie, mówiła coraz to głośniej. — Jesteś nic nie wartą maszyną do zabijania, bez prawa do życia! Dziwka Hydry!

Ostatnie słowa nie zdążyły odbić się od ścian stołówki, a ręka Alice zderzyła się z policzkiem Silvy. Wtedy zatrzęsła się ziemia.





Angel From Heaven HellDär berättelser lever. Upptäck nu