Rozdział 84

164 15 0
                                    


Nayla nijak na to zareagowała, mimo szepczącego jej do ucha doradcy. Patrzyła na dziewczynę z kamienną miną, choć coś mignęło przez sekundę w jej oczach. Nic nie powiedziała. Nie skrytykowała. Nie zareagowała. Silva wyczuła w tym swoją okazję. Zaczęła więc mówić dalej, kierując się potwierdzeniem, że należy kuć żelazo, póki gorące:

— On istnieje. I zbiera armię. Chce, aby ciemność zapanowała nad światem.

Przez chwilę panowało milczenie. Chyba zdali sobie sprawę, że ona mówi całkiem poważnie.

— Wiesz, że to co mówisz jest mało wiarygodne, prawda? — spytała cicho Wonder Women, uważnie obserwując młodą dziewczynę.

— A co, jeśli wymyślasz te bajki tylko po to, aby pozostać w Akademii? — wysnuła domysły sędzina, patrząc na nią podejrzliwie.

— Wasze słowa są nie na miejscu. Decyzja Rady zapadła i nie mam zamiaru jej lekceważyć — zaznaczyła twardo lazurowooka, a następnie dodała. — A teraz proszę o wysłuchanie...

Opowiedziała im wszystko, co sama wiedziała o Chaosie i Samarze. Pominęła tylko kilka szczegółów, takich jak podziemne krypty, czy to, że ona też posiadała Iskrę. Rada nie musiała wiedzieć o wszystkim. Kiedy skończyła na sali panowało grobowe milczenie. Wszyscy wydawali się teraz skupieni i uważani, zapewne rozważali wiele możliwości dalszego przebiegu tej wojny.

— Z twoich słów wynika, że wróg jest bardzo potężny — odezwał się w końcu Kapitan Ameryka, marszcząc w zamyśleniu brwi.

— Owszem — potwierdziła zdawkowo.

— Nie możemy tak ryzykować — odezwała się po pewnym czasie Nayla, a jej głos był przybrał nieznaną dotąd surową nutę. — Postąpiłaś nierozważnie i lekkomyślnie wywołując wojnę. Przez ciebie zginęło mnóstwo ludzi, a stracić życie może jeszcze więcej. Mało ci przelanej krwi?

Białowłosa czuła się zbita z tropu jej słowami. Nigdy nie spodziewała się po tej osobie podobnego wybuchu. W końcu Nayla uchodziła za najłagodniejszą z Rady.

— Jeśli nie ja, to kto obroni wszystkich przed ciemnością? — zadała pytanie, które od dawna jej ciążyło i było jednym z wielu motywów do pokonania Chaosu.

— To my podejmujemy decyzję. My jesteśmy bohaterami i strażnikami ludzkości i to my wiemy jak dbać o bezpieczeństwo i dobro ogółu — przemówiła, za każdym razem akcentując słowo MY. 

Miała oczywiście na myśli siebie i Radę.

— Tak? — uniosła kpiąco brew, lekko wyprowadzona z równowagi. — Do tej pory nie podjęliście żadnych działań. Siedzicie z założonymi rękami, czekając nie wiadomo na co.

— Zważaj na swe słowa, panno Barnes — pouczyła ją sędzina, która zaczynała ją coraz bardziej irytować. 

Jak miała zachować spokój, kiedy te pomyłki Merlina ciągle ją negowały?!

— Mówię to, co myślę — odrzekła buntowniczo.

— Pohamuj więc swoją śmiałość. Stoisz przed Najwyższą Radą — przypomniała jej kobieta, unosząc dumnie podbródek.

Osiemnastolatka westchnęła ciężko. Na nic są jej starania i tłumaczenia. Pora zacząć grać tak samo jak oni.

— Przejdźmy do meritum — zarządziła stalowym głosem. — Moje stanowisko jest jasne. Będę walczyć. Proszę was, szanowna Rado, o udzielenie pomocy.

— Nie — padła natychmiastowa odpowiedź Nayli. 

Silva zamrugała kilkakrotnie. Nie spodziewała się, że podejmie tą decyzję sama. Powinna przecież skonsultować to z innymi. Ukradkiem rozejrzała się po twarzach zebranych. Byli równie zdziwieni, co ona, choć nie wszyscy. Sędzina i starzec patrzyli na nią z wyższością. Nienawidziła takich ludzi.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now