Rozdział 33

722 50 29
                                    


Panna Barnes przyłożyła dłoń do policzka, zaskoczona, że takie chucherko może uderzyć w taki sposób. Na szczęście mrowienie utwierdziło ją w przekonaniu, że rozpoczął się proces regeneracji, a więc nie zostanie żadny ślad. Nie zamierzała oddać, już współczuła dziewczynie tego, co nadejdzie. Zimny dreszcz przeszedł przez ciało białowłosej, gdy w jednym rogu sali, buchnął ogień, wydzielając fale gorąca. Płomienie trzaskały, pomarańcz, czerwień i żółć przeplatały się w osobliwym tańcu. Ogniowi nie towarzyszył dym, tylko jego woń, jak również zapach siarki, który nieprzyjemnie kręcił w nosie.

Niektórzy krzykneli z zaskoczenia, nie mogli uciec, bowiem płomienie zasłoniły wyjście, dlatego też uczniowie, sparaliżowani strachem, pozostali na miejscach, z paniką obserwując bieg wydarzeń. Nagle płomienie buchnęły aż pod sam sufit, nie zajęły jednak drewnianej konstrukcji, tylko ułożyły się w okrąg, wypalając na podłodze ogromny pentagram. W środku nich dostrzec można było ciemną sylwetkę mężczyzny, która stawała się coraz wyraźniejsza, aż z ognia wyłonił się postawny mężczyzna, który wręcz grzeszył wyjątkową, magnetyczną urodą.

Sylwetkę miał smukłą, lecz niewątpliwie posiadał ogrom siły. Rysy twarzy miał ostre, włosy czarne jak pióra kruka, oczy magnetyczne, w niezwykłym odcieniu turkusu, lśniły teraz nieskrywaną furią, pod wpływem, której nawet najtwardsi mieszkańcy Podziemia uginali karki.

Cóż, w zasadzie byli to wszyscy z wyjątkiem ich Króla Niosącego Światło.

Mężczyzna wyglądał równie pięknie, co przerażająco, sama jego obecność naznaczona była tak wielką mocą, że niektórzy, obdarzeni magią, kulili się pod jej wpływem. Jego wściekły wzrok powoli przejechał po wszystkich uczniach, dłuższą chwilę zatrzymując się na niczym niewzruszonej Silvie, a w końcu spoczywając na wystraszonej Alice.

— Coś. Ty. Powiedziała? — wycedził, gdy ogień za jego plecami zgasł i tylko dym unosił się znad znaku na ziemi, a on sam podszedł  kilkanaście kroków bliżej, niczym drapieżnik do swej ofiary, poruszając się z gracją.

— Co? — zdołała wydukać oniemiała Alice, cofając się z wystraszoną miną na widok furii przybysza.

— Pytam się! — huknął, echo jego głosu odbiło się od ścian i wróciło z podwójną mocą, wywołując dreszcze zebranych. — Jak tyś ją nazwała?!

Głos miał głęboki, czaiła się w nim groźba i jakaś inna niewytłumaczalna nuta, będąca towarzyszem aury władzy i metalicznego zapachu krwi, który był nieodłączną częścią jego natury. Turkusowe oczy lśniły niewytłumaczalnym blaskiem, wywołując strach wśród uczniów, którzy bali się choćby głośniej oddychać, aby nie zwrócić na siebie jego uwagi.

— Nie powinno cię to interesować — prychnęła Alice, znajdując w sobie resztki arogancji i odwagi.

Szybko pożałowała swych słów. Mężczyzna bowiem w kilku susach znalazł się przy niej, chwycił ją za gardło i przyparł do jednego z filarów, ściskając. Cały drżał z wściekłości, resztkami sił powstrzymując się od przemiany.

— NIENAWIDZĘ SIĘ POWTARZAĆ! — ryknął, a zebrani wstrzymali dech, ich oczy pełne były czystego przerażenia. — Zadałem ci pytanie!

— Dz-dziwką H-hyd-hydry — wycharczała młoda Barton, a po jej policzkach popłynęły łzy.

Jeśli sądziła, że tym wywoła jego litość, grubo się myliła. Demony, które opętały jej duszę dawno temu nie były już tak odważne i pyskate, jak zazwyczaj. Skuliły się gdzieś na krańcu jej umysłu, drżąc ze strachu i błagając swego pana o to, żeby nie zostały wykryte. Bały się. Bały się istoty stojącej przed nimi tak samo jak ich pana. Mężczyzna nachylił się ku dziewczynie, warcząc kolejne zdanie:

— Jak śmiałaś, gówniaro, nazwać tak kogoś, kto może sprzątnąć cię pstryknięciem palców, lecz jest zbyt szlachetny, aby to zrobić?! Jak śmiałaś podnieść na nią rękę?! — krzycząc to ścisnął jej dłoń z całej siły, aż chrupnęły kości, łamiąc się w kilku miejscach. Dziewczyna zawyła z bólu. — JAK ŚMIAŁAŚ, PYTAM SIĘ! — ryknął ponownie z wściekłością.

— N-n-n... — próbowała wyjąkać coś na swoją obronę, ale była zbyt przerażona, chciała zniknąć, a twarz mężczyzny będzie nawiedzać ją w koszmarach.

— ZAMILCZ SMARKULO! Ona może ma opory, lecz ja takich nie posiadam. Zabiję Cię! Będziesz cierpieć w Tartarze! — wołał.

Tak, miał to przed oczami. Jej tortury, kiedy natnie każdy centymetr jej ciała, jej krzyki, gdy będzie błagać go o śmierć, o litość. Jednak w jej wypadku, śmierć byłaby wybawieniem, a pojęcie litości było mu obce.

Azazel znów się nakręciłeś — powiedziała głośno Silva w jednym z wymarłych języków.

Niezbyt przejęła się losem Alice. Skąd znała taki język? Cóż, skoro jej jedyne rodzeństwo był obywatelem Piekła, musiała dobrze znać łacinę i owy wymarły język.

— Ten wybryk natury — syknął mężczyzna w tym samym języku do białowłosej będąc nadal wzburzony. Nie mógł znieść, że pozwolił, aby jakaś nędzna śmiertelniczka podniosła rękę na Silvę.

— Puść ją, proszę — rzekła lazurowooka. —  Jest niewarta twojej uwagi.

Turkusowooki spojrzał z obrzydzeniem na wijącą się z bólu Alice, po czym ją puścił, a ta z hukiem spadła na ziemię. Panna Barnes miała rację, głupia śmiertelniczka nie była warta jego uwagi. Zapłaci za swoje, kiedy tylko nikt nie będzie widział.

— Masz rację — odparł mężczyzna. Szybko się nudził. — Mam mądrą siostrzyczkę — stwierdził z szelmowskim uśmiechem, odwracając się ku lazurowookiej.

— Z którą nadal się nie przywitałeś — dopowiedziała tamta z udawanym oburzeniem wstając.

Oboje, ku największemu zadziwieniu uczniów padli sobie w ramiona. Mężczyzna był wyższy od białowłosej, sięgała mu ona zaledwie do ramion. Zamknął ją w szczelnym uścisku i okręcił kilka razy. Tak bardzo za nią tęsknił! Niespodziewanie rozległ się odgłos przeładowywanej broni. Całe grono pedagogiczne, Avengers i kilku agentów, mierzyli do przybysza z broni.

— Stać! Ręce do góry i nie ruszaj się! Na ziemię! — krzyczał Fury.

Czarnowłosy ostrożnie odłożył osiemnastolatkę na ziemię i odwrócił się w ich kierunku, unosząc dłonie z szerokim uśmiechem.

— Nie! — zawołała białowłosa stając przed nim i osłaniając go własnym ciałem.

— Odsuń się Silva — powiedział dyrektor surowo.

— Mogę? — szepnął jej na ucho mężczyzna prosząco.

Niechby tylko pozwoliła, to wtedy...

— Nie. Zamknij się już — syknęła do niego rozeźlona.

Skubaniec, nawet nie uprzedził jej o swojej wizycie i jeszcze narobił kłopotów. Poza tym nie odzywał się szmat czasu, więc miała pełne prawo być na niego obrażona.

— Odsuń się! — krzyknął po raz ostatni Fury.

Był zdesperowany, jakaś istota przybywa na teren Akademii, atakuje uczennicę i jeszcze stoi z głupkowatym uśmieszkem. Dodatkowo był pewny, że ta karykatura w pokoju nauczycielskim, przedstawiająca jego w stroju baletnicy (RÓŻOWYM!) to była jego sprawka. Nie wiedział skąd, ale miał taką pewność.

— Nie! — zawołała panna Barnes twardo z zaciętym wyrazem twarzy. — Nie wydam wam mego brata, choćbyście torturowali mnie miesiącami!

Po jej słowach nastała grobowa cisza.

Angel From Heaven HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz