Rozdział 65

254 16 0
                                    


Ileżby kiedyś dał, aby zamienić się z nią miejscami? Niegdyś chciał być wolny jak ptak, a nie być drapieżnikiem, który utknął w sidłach chorej organizacji. Teraz nie zamieniłby się za żadne skarby świata. Może nie tu było jego miejsce, ale miał u boku wieloletniego przyjaciela i córkę z którą pogodził się po latach. Czego chcieć więcej?

— Byłaś bardzo dzielna — powiedział po rosyjsku, jak nakazała, zerkając na nią kątem oka. 

Skoro byli podsłuchiwani... w Akademii był zdrajca. Być może było ich więcej niż jeden. Najwyraźniej jego pracodawca, rozpatrując CV potencjalnego zdrajcy zapomniał zapytać o jego znajomość języków. Jakby to skomentowała Silva? Ups?

— Ale to nie wystarczyło — odparła białowłosa gorzko. Nie mogła powstrzymać wyrzutów sumienia. Mogła temu zaradzić, gdyby tylko lepiej się przygotowała. — Zginęło tyle osób...

— Przewidziałaś to — odpowiedział, doskonale zdając sobie sprawę z prawdziwości swoich słów. 

Na każdej wojnie giną ludzie, żadna bitwa nie kończy się bezkrwawo. Takie były już koleje losu i nikt nie mógł na to nic poradzić. Bucky wiedział, że jego córka także miała taką świadomość. Wiedział też, że się na to przygotowała, ale czasem zapomniał, że samo przygotowywanie nie wystarczy.

— Ale nie wiedziałam, że to tak będzie boleć — powiedziała, spoglądając na niego przelotnie.

Kiedyś zabijała. Z zimną krwią mordowała niewinnych ludzi, bo jej oprawcom tak było wygodnie. Teraz mordowała siły zła, które zagrażały światu. Nie była bohaterką, miała zbyt wiele krwi na rękach. Jednak każda śmierć zadana z powodu tej wojny bolała ją jakby jej winą było przerwanie ich linii życia.

— Jesteś silna, córko — stwierdził Bucky pewnie. — Nie zapominaj o tym. Nie wszystkim dasz radę pomóc, choćbyś nawet bardzo tego chciała.

To prawda. Ratując jednego, narażała innych. Realizując swoje plany, założenia często przekraczały jej obliczenia. Jeden będzie pragnął pomocy, inny — choć równie potrzebujący — będzie nią gardził. Najgorsze są wybory — dwie osoby narażone na śmierć i tylko jedną możesz uratować.

— Wiem, tato. Dziękuję — powiedziała, odganiając czarne myśli. 

Nie powinna myśleć w ten sposób. Nie teraz.

— Tymczasem powinnaś odpoczywać. Przeszłaś wczoraj piekło — zauważył słusznie z troską. 

Rozumiał, co Silva czyniła i jak wielkiej odpowiedzialności się podjęła. Ale zasługiwała na odpoczynek. Sama przeżywała pewne rzeczy, nie była robotem bez uczuć i potrzeb.

— Oboje wiemy, że to nie jest odpowiednie określenie — stwierdziła ponuro, przypominając sobie horror poprzedniej nocy.

Przez te ciągnące się w nieskończoność minuty znowu tam była. Jeden z dowódców recytował słowa, potem następowała pustka i liczyły się tylko rozkazy. Płacz, krzyk, pisk. Zacisnęła oczy.

Nie wracaj do tego, nakazała sobie

— Co z Azazelem? — spytała.

Choć widziała się z nim niedawno, już tęskniła. Był jej bratem, najbliższą osobą. Tylko on i ojciec byli w stanie ją zrozumieć. Martwiła się nie otrzymując od niego żadnych wieści. Poza tym to, że oboje żyją i mają się świetnie już się wydało. Pomogli jej przecież podczas ataku, dzielnie zdzierając maski i zjawiając się tuż przy niej. Dlatego nie było sensu mówić półsłówkami i nie używać imion. Szpieg, kimkolwiek był, i tak wiedział o ich istnieniu i mimo, że posługiwali się rosyjskim, imię jej brata było zbyt rozpoznawalne.

Angel From Heaven HellOnde as histórias ganham vida. Descobre agora