Rozdział 36

694 39 11
                                    


SEN

Białowłosa dziewczyna stała na skraju pola uprawnego, chroniąc się w cieniu drzewa. Zdezorientowana rozejrzała się wokół, miejsce wyglądało znajomo. Szybko jej pamięć połączyła fakty, a na twarz dziewczyny wpłynął lekki uśmiech. No tak... kiedyś już tu była. Było dokładnie tak samo jak wtedy. Lato tamtego roku było równie słoneczne. Pola bogato obrodziły w zboża i kwiaty, drzewa aż uginały się pod wpływem dojrzewających owoców. Słońce było już wysoko na firmamencie nieba, pojedyńcze obłoczki leniwie sunęły się po błękicie nieboskłonu. Pamiętała, że był to drugi rok po śmierci matki, pierwszy odkąd spotkała brata i ponownie uciekła z tamtego piekła.

— Młoda nie ociągaj się! — zawołał Leo, przecinając pole.

W tamtym czasie, czasie swych wspólnych wędrówek, wylądowali w Polsce, dumnym kraju z wiekową tradycją i cudownymi krajobrazami.

— Leoś, daj się nacieszyć chwilą! — odkrzyknęła młoda dziewczyna, wyglądająca na idealną kopię lazurowookiej, kładąc się na ziemi.

Wtedy Silva uświadomiła sobie w czym tkwiła. Było to wspomnienie, a ona odgrywała w nim rolę osoby trzeciej. Nadal pamiętała, jak słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz, przyzwyczajoną bardziej do chłodów rosyjskiej tajgi. Czarnowłosy pokręcił głową, kładąc się obok jej sobowtóru. Było tak cudownie...

°°°°°°°°

Sceneria zmieniła się. Mały drewniany domek osadzony był w środku lasu iglastego, trwała zima. Z komina budowli wydobywał się dym, a w oknach paliło się światło. Domek wyglądał znajomo, toteż Silva podeszła do okna z zaskoczeniem zauważając, że nie zostawia na śniegu żadnych śladów. Stanęła na palcach, zaglądając do środka. Widok, który zastała, zbił ją z tropu. Na środku przytulnego salonu leżał puchaty dywan, a na nim mały, czarnowłosy chłopiec bawił się drewnianą lokomotywą. Wyglądał uroczo, zajęty zabawą nie zwracał uwagi na nic innego. Miał śliczne turkusowe oczy i nie więcej niż trzy wiosny. W fotelu siedział jej ojciec, czytając gazetę. W pobliżu na stoliku leżało ciasto śliwkowe. Jej uwagę zwróciły delikatne, piękne dźwięki, znajomej melodii, które wygrywała kobieta siedząca przy pianinie. Miała białe włosy, spięte w koka, była smukła, odziana w fioletową suknię. Grała z pasją, a w kominku, znajdującym się nieopodal wesoło trzaskał ogień.

— Mama — wyszeptała białowłosa, a z jej ust wydobyła się para.

Kobieta zdawała się jej nie słyszeć, dalej grała, a świat ponownie zawirował.

°°°°°°

Ziemia była czarna, naga, bez żadnego źdźbła trawy. W niektórych miejscach wyglądała jakby pokryta popiołem. Gdzie nie gdzie rosły czarne drzewa o czarnej korze, pozbawione liści. Stała na wzgórzu, skąd rozciągał się widok na całe Podziemie. Kraina podzielona była na trzy części, każda liczyła sobie wiele tysięcy kilometrów. Części Podziemia oddzielone były dwoma rzekami. Po lewej Styks, po prawej Lete. Styks miał ciemne wody, wiecznie wzburzone, w przeciwieństwie do Lete, która wiecznie była spokojna i krystalicznie czysta. Powiadali, że kiedyś nadejdzie czas, kiedy Lete się wzburzy, będzie to czas końca istnienia.

Królestwo znajdujące się po lewej stronie było własnością Lucyfera, środkowa część należała do Hadesa, a prawa do Hel. Dlaczego to ujrzała? Nie była zbyt mile widziana w żadnej z tych części, żaden żywy nie był tam mile widziany. Poza tym nadepnęła trzem władcą na odcisk, nazywając ich w jednej ze sprzeczek "starymi gburami, którzy widzą tylko czubek własnego nosa". Cóż, kiedyś mogła pożałować tych słów. Chociaż z drugiej strony dzięki niej doszli do porozumienia w sporze, który trwał dwa milenia. Mianowicie: który kolor jest lepszy? Brudna zieleń, czy barwa zgniłej trawy? Wtem ziemia zatrzęsła się, przez co białowłosa upadła. Powstało pęknięcie, z którego buchnął ogień. Piekielne ogary zaczęły ujadać, gdy ogromna łapa z metalowymi szponami wyłoniła się z Tartaru.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now