Rozdział 61

277 18 2
                                    


— Niedobrze mi — z zamyślenia wyrwał ją cierpiętniczy głos Ashtona, który odziany w doskonale wykrojony frak, chwycił się za brzuch. 

Nikt nie wiedział, czy te słowa były swoistą reakcją na słowa Najwyższej Sędziny, czy raczej prostym stwierdzeniem będącym efektem przejedzenia.

— Nie kracz — skrzywił się Nathaniel, który właśnie raczył się pierogami z kapustą i grzybami. 

To była chyba już jego trzecia porcja, a minęła dopiero godzina.

— Skoro nie czujesz się najlepiej, to nie jedz więcej babeczek — stwierdziła siostra braci Yellow, chociaż sama, co chwilę sięgała po kolejne ciastko. 

Kremówki były godne noszenia miana raju dla podniebienia.

— Chyba masz rację — stwierdził blondyn, a następnie nałożył sobie napoleonkę, mrucząc pod nosem coś w stylu "chodź do tatusia".

Panna Barnes wymieniła z pozostałymi rozbawione spojrzenia. Sama nie mogła się oprzeć i rozsmakowała się w tarcie bezowej z owocami. Może te ciasta nie należały do tradycyjnych, ale nie mogli pozwolić, aby się zmarnowały. W pewnym momencie Silva poczuła chłodną dłoń Fay, oplatającą jej nadgarstek. Z trudem powstrzymała się przed instynktowną reakcją obronną i podniosła wzrok na rudowłosą. Ta delikatnym ruchem głowy poprosiła o rozmowę na osobności. Białowłosa odłożyła pusty talerz i porwała kubek z kompotem owocowym.

— Idę się przejść — powiedziała. — Fay idziesz ze mną?

— Jasne — odparła tamta, odkładając sztućce. 

Barszcz czerwony z uszkami musiał zaczekać.

Oddaliły się w stronę nieco, ale nikt nie podążył za nimi. Może wiedzieli, że wampirzyca i córka Zimowego Żołnierza muszą omówić pewne kwestie na osobności? Dziewczyny szły powoli, czasem zatrzymywały się. Z daleka mogło wydawać się, że podziwiają dekoracje i taki właśnie miały zamiar. Nie mogły wzbudzać podejrzeń. Po pewnym czasie (gdy były pewne, że nikt ich nie podsłucha) Corney powiedziała:

— Wybacz, że odciągnęłam cię od przyjaciół, ale sądzę, że nie chciałabyś, aby wiedzieli o tym, co mam zamiar ci przekazać.

Silva wzrokiem zachęciła ją do rozwinięcia swojej wypowiedzi, a ziarnko niepokoju zasiało się w jej sercu. Co było aż tak ważne? Ktoś zrezygnował? Na jaw wyszły nowe, straszne fakty? A może dowiedzieli się o jej podwójnym życiu?

— Po ostatnim zebraniu w sali znalazłam to — powiedziała rudowłosa z malutkiej kieszonki wyjmując jedno czarne pióro.

Silva zmrużyła oczy, przyglądając się znalezisku. Piórko było delikatne, czarne jak smoła. Było nieco lśniące, zdecydowanie nie należało do żadnego z przedstawicieli ptaków. Należało do anioła. Silva nie wiedziała jak określić swoje uczucia. Była bardziej zła, czy zawiedziona? A może zniesmaczona?

— Mamy zdrajcę w naszych szeregach — powiedziała cicho. — Spodziewałam się tego, ale nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko.

Corney wyglądała na zaskoczoną. Zdrajca? W ich szeregach? Ktoś przeszedł na stronę Chaosu? Szybko przestudiowała w myślach listę osób, które należały do ich armii. Znała ich, ufała im. Nigdy nie podejrzewałaby żadnego z nich. Zapytała pannę Barnes, co powinni zrobić. Lazurowooka wzruszyła ramionami.

— Bądźcie ostrożni. Obserwujcie. Nikomu nie ufajcie i nie mówcie o tym, co dzisiaj wyszło na jaw — nakazała cicho, czując na sobie ciężar spojrzenia Amelii.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now