Rozdział 22

912 59 15
                                    


— Właśnie — nie zdążyła dokończyć, gdyż rozległ się strzał, a panna Barnes poczuła rwący ból w lewej łydce. Krzyknęła, bardziej z zaskoczenia, niż bólu i upadła na kolano.

Niech to szlag.

Zaciskając zęby obejrzała się za siebie.

Z rany postrzałowej sączyła się krew, a trzysta metrów za nią biegli ludzie, uzbrojeni w karabinki.

Cholera.

Potok przekleństw wyrwał się z jej ust. Pospiesznie spojrzała na młodą Rogers.

— Idź. Uciekaj. Ukryj się. Za sto metrów będzie miejsce zbiórki. Nie oglądaj się za siebie — rozkazała surowo, czując, jak serce zaczyna pompować jej krew trzy razy mocniej, a adrenelina wypełnia żyły.

Lea ze strachem wymalowanym na twarzy rzuciła krótkie "Uważaj na siebie", po czym przeczołgała się w stronę drzew.

Opierając się o te rośliny będzie miała większe szanse na dojście na miejsce.

Silva z trudnością stanęła na nogi i ustawiła się w pozycji do walki, umyślnie chroniąc ranną kończynę.

Nie miała szansy uciec. Byli zbyt blisko. Poza tym jej duma na to nie pozwalała. Nie potrafiłaby znieść myśli, że uciekła z pola walki. Kolejnym czynnikiem przemawiającym za jej pozostaniem na miejscu było odciągnięcie uwagi od Lei, której stan nie pozwalał na walkę.

— Chodźcie do mamusi — sarknęła, nim dobiegł do niej pierwszy z dwunastu przeciwników.

Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Wszystkie chwyty były dozwolone.
Sama walka była zacięta. Nie pozwalała sobie na choć chwilę odpoczynku, zresztą nie było nawet mowy o takiej możliwości. Cięła, blokowała ciosy i sama je zadawała.
Miała tylko jeden cel, który chciała osiągnąć za wszelką cenę.

Zwycięstwo.

Ledwie jeden kończył swój żywot, na jego miejsce pojawiali się inni. Jakaś kobieta uderzyła ją w twarz, co odpłaciła prawym sierpowym. Wystosowała kopnięcie z pół obrotu, powalając przeciwniczkę na ziemię.

Pieprzyć rany. Nie da się tak łatwo.

Nóż wszedł w ciało napastniczki, jak w masło. Trysnęła krew, zabrudzając podłoże i ubrania córki Jamesa Barnesa.

Nie będzie łatwo tego wyprać.

Jakiś mężczyzna chciał ją ogłuszyć starą dobrą metodą, jaką było uderzenie w uszy. Uniknęła ciosu, wymierzając cios w jego szczękę. Coś chrupnęło nieprzyjemnie, a mężczyzna upadł na ściółkę leśną. To przypieczętowało jego los. Zginął przez skręcenie karku.

Dziewczyna czuła się wyczerpana. Nie przeszkodziło to jednak dalszej walce, a następnie szybkiej kalkulacji.

Jedenastu, a gdzie jest dwunasty?, pomyślała Silva.

Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewała. Ktoś za nią przeładował broń. Odwróciła się powoli, by ujrzeć młodego chłopaka ze starą dubeltówką, mierzącego w nią z trzęsącymi się dłońmi.

Jedyne myśli, jakie towarzyszyły jej w tamtym momencie to: "Naprawdę nie mieli lepszego modelu?" i "To dzieciak, widać, że boi się bardziej, niż chce zabić".

Podeszła do niego dwa kroki.

— Ani kroku dalej! — zawołał młodzieniec przestraszony. — Bo strzelę!

— Ta jasne — mruknęła, idąc dalej niezrażona, co zaskutkowało lekkim naciśnięciem spustu.

Osiemnastolatka zatrzymała się w pół kroku. Jeszcze centymetr i już na zawsze będzie musiała słuchać marudzenia Azjela. Chociaż z drugiej strony mogliby nie przyjąć jej duszy do nieba.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now