Rozdział 70

219 17 1
                                    


Przez jednego człowieka! Marnego, nic nie znaczącego robaka, który nie znał swojego miejsca!

— Jak śmiałeś to przemilczeć! — wydarła się na niego rozeźlona. Tyle pracy, tyle nerwów i planów. Wszystko na marne! Przez jedną, parszywą gnidę, która nie raczyła jej nawet poinformować o tych zdarzeniach, o raportach nie wspominając! Mogła przecież coś zaradzić, ale nie... Wolał sam bawić się w dowódcę. I słono za to zapłaci. Dość już dobroci i miłosierdzia. Tu każdy powinien wiedzieć, gdzie jego miejsce! — Nie powiedzieć mi o niczym! Kłamać mi prosto w oczy! Nawet mnie nie wezwałeś!

— Pani — zaczął, widząc jej nieopisaną złość.

Głupi był, och, jak bardzo głupi! Mógł stosować się do wszystkiego, co nakazała, ale jego marzenia wzięły górę i zatracił się w wizji przyszłego przywódcy. Podświadomie czuł, że dziewczyna nie przyjmie żadnego wyjaśnienia, że jego los jest już przesądzony.

— Milcz — nakazała mu ostro, mierząc mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. — Co z ciebie za syn? Nie potrafiłeś ochronić swej rodziny, a matka Hydra przez ciebie ucierpiała.

Kara za to była tylko jedna. Śmierć. I nie zamierzała dyskutować z tym prawem (co z tego, że było to tylko umowne prawo? W Hydrze nieformalnie nie istniało nic takiego, wszystko zależało od kaprysów dowódców). Swymi słowami chciała jedynie nadać całej sytuacji szczypty tragizmu i utwierdzić innych w przekonaniu o słuszności tej racji.

— Ale — starał się zaprzeczyć, może ma szansę jeszcze się wybronić? 

Ale złudne były jego nadzieje. Przecież to Wilk Północy. Niczym, prócz wyglądu, nie różniła się od swoich poprzedników. Jedno spojrzenie. Ostrzeżenie w jej oczach, które pod wpływem negatywnych emocji przyjęły barwę turkusu. Zamknął usta. Zrozumiał przekaz. Miał milczeć.

— Odpowiesz za to — powiedziała sucho, a następnie nakazała. — Zabrać go!

Nawet nie obdarzyła nowego więźnia kolejnym spojrzeniem. Całą swoją uwagę skupiła na klęczącym u jej stóp żołnierzu. Pomogła mu wstać, a następnie uśmiechnęła się do niego, choć uśmiech nie sięgnął jej oczu.

— Już dobrze. Zajmę się wszystkim. SHIELD już was nie skrzywdzi — zapewniła.

Żołnierz zareagował radością na jej słowa. Pokłonił się głęboko i wrócił do swojej kwatery, niemal w podskokach. Białowłosa odprowadziła go wzrokiem. Usłyszała jak ktoś się przybliża, lecz nawet nie drgnęła. Czekała.

— Dobrze pani zrobiła — powiedział po krótkiej chwili wahania znajomy głos. Był to jeden z żołnierzy, który towarzyszył jej w podróży. — Ktoś w końcu musiał pozbyć się tego łajdaka i skrócić jego rządy.

— Wiem — rzuciła lakonicznie, wciąż myśląc co zrobić w sytuacji w której ją postawiono. Wciąż była wzburzona po niedawnym incydencie, lecz musiała zachować zimną krew. Tego od niej wymagano. — Zorganizuj konferencję — nakazała w końcu, podjąwszy decyzję. — Chciałabym przemówić do wszystkich moich żołnierzy.

***

Punktualnie o trzynastej czasu wschodnioeuropejskiego weszła na platformę, podobną do tej, na której niegdyś przemawiała, aby oznajmić, że została mianowana generałem. Miała na sobie ten sam czarny mundur i pelerynę podbitą futrem. Jednak teraz włosy splotła w koronę, a delikatny makijaż podkreślał jej autorytet.

Przed nią stało dwustu żołnierzy, którzy zamieszkiwali tą bazę. Z wyczekiwaniem spoglądali w jej stronę. Chwilę później światło na kamerach stało się czerwone.

Rozpoczęła się transmisja na żywo.

— Witajcie! — zawołała, a jej głos odbił się od ścian i powrócił w formie echa. Panowała idealna cisza. — Serce mnie boli, że spotykamy się takich okolicznościach. Przez zakłamanie i obłudnictwo jednego z naszych braci ucierpieliśmy. Wszyscy — zaznaczyła, nawet nie ukrywając swego rozczarowania i złości. — Pora na zapłatę, zgodnie z naszym prawem. Dlatego skazuję pułkownika Valentynowicza Korsakorova na śmierć. Wyrok zostanie wykonany natychmiast — dała znak ręką.

Stojący obok kat, odziany w czarne szaty położył głowę byłego pułkownika na pieńku katowskim. Korsakorov, odziany w zgniłozielone, brudne, więzienne szaty zamknął oczy. Nie opierał się. Wybiła jego ostatnia godzina. Siekiera ze świstem opadła, odrąbując jego głowę. Krew trysnęła czerwonym strumieniem, a głowa potoczyła się po stopniach, zatrzymując się dopiero u ich podnóża. Twarz zmarłego zastygła w wyrazie strachu, na jego policzkach widniały zaschnięte łzy.

— Dura lex, sed lex. Twarde prawo, ale prawo — skomentowała to białowłosa głosem pozbawionym nawet krzty emocji. — Ostatnie dni — zawahała się na moment i poprawiła — tygodnie musiały być dla was bardzo trudne. Rozumiem to i bardzo żałuję, że nie zdołałam was uchronić od tego nieszczęścia. Matka Hydra straciła wiele swych dzieci. My utraciliśmy naszych braci. To cios. Poważny cios — zawiesiła na chwilę głos, aby uzyskać lepszy efekt. — Ale przyjmiemy to z godnością — kontynuowała z mocą. — Jesteśmy żołnierzami i nie pozwolimy, aby żadne twory Wszechświata nas pokonały. Jesteśmy niezwyciężeni. Niepokonani! — zawołała, a potem nieco ściszyła głos. — Chaos zagraża nam wszystkim. To nasz największy wróg. W Akademii Bohaterów jest pewna garstka uczniów, którzy pragną walczyć razem z nami, ramię w ramię. Ale potrzebują wsparcia zbrojnego. Dlatego my go udzielimy. Do tego zarządzam, aby otwarto magazyny broni i rozpoczęto zbrojenie. Niech każdy trenuje z wytrwałością, aby przynieść chwałę i sobie i matce Hydrze. Hail Hydra! — zawołała, unosząc ręce do góry. 

Jej oczy lśniły niewytłumaczalnym blaskiem, który skłaniał ich do uwierzenia w jej słowa. W ich mniemaniu była doskonałym przywódcą, najlepszym jakiego mieli, zaraz po Red Skullu.

— Hail Hydra! Hail Hydra! — skandowali zgodnie.

Patrząc na nich lazurowooka uniosła kącik ust. Wszystko szło idealnie. Z godnością zeszła z platformy i oddaliła się, a zaraz za nią poszło kilku ludzi, stanowiących swego rodzaju eskortę.

— Piękna, płomienna mowa, pani — pochwalił kat, wycierając zbroczone krwią ręce w ciemny strój.

— Dziękuję — odpowiedziała mu. 

Poniekąd była zaskoczona, że kat, który był postrzegany jako milczący egzekutor (słowa rzadko opuszczały jego usta, a większość żołnierzy bała się go, bo był symbolem nadchodzącej śmierci), odezwał się do niej uprzejmym tonem. Głos miał nieco zachrypnięty, ale miły dla ucha, z rosyjskim akcentem.

— Pani generał, co pani ma zamiar teraz uczynić? — spytał jeden z przybocznych żołnierzy, który towarzyszył jej od początku podróży.

Stawał się coraz śmielszy, ale to dobrze. Potrzebowała tu silnych sojuszników, którym będzie mogła powierzyć częściową władzę. W końcu nie będzie mogła spędzić tu wieczności, będzie musiała powrócić do Akademii, a Hydra bez władzy pozostać nie może. To byłoby barbarzyństwo, wywołałoby rozłam i krwawe powstania. I tak jak we wszechświecie musiała istnieć równowaga, tak Hydra musiała mieć swoich zwierzchników.

— Dopilnuję osobiście, aby wykonano moje polecenia — zaczęła, zmierzając w stronę gabinetu dowódcy bazy, który miał być teraz jednym z jej gabinetów. — Potem przejrzę papiery i rachunki. Wydam odpowiednie pisma. Jednym słowem wszystko skontroluję. A potem... Cóż, mam zamiar odwiedzić kilka baz. Dlatego proszę o przygotowanie pojazdów i pilotów. Pierwszy cel: Słowacja — zarządziła, a towarzysząca im młoda dziewczyna już wydała odpowiednie polecenia (nie miała wystarczającego statusu, aby wydawać rozkazy), co Silvie bardzo się spodobało. Chciała, aby jej podwładni również sami używali mózgu. — Lecz najpierw, panowie — zatrzymała się i odwróciła do nich z przebiegłym uśmiechem — napilibyście się ze mną szklaneczki sherry do lunchu? — spytała.

Ewidentnie byli zaskoczeni jej propozycją. Jednak nie krytykowali jej, tylko jak jeden mąż schylili głowy w geście szacunku i odparli:

— Oczywiście, pani.

— Wspaniale! — klasnęła w dłonie. — Rozlew krwi wzmaga apetyt, nieprawdaż? — spytała retorycznie z błyskiem w oku.

I sprzyja interesom, dodała w myślach, a w jej głowie już zrodził się szatański plan.

Angel From Heaven HellМесто, где живут истории. Откройте их для себя