Rozdział 37

687 35 12
                                    


Azazel nie pamiętał, kiedy biegł tak szybko. Może wtedy, kiedy uciekał przed rozzłoszczoną Kleopatrą, gdy powiedział jej, że baby nie powinny walczyć i prowadzić wojen? Nie. Wtedy nie biegł AŻ tak szybko. Może kiedy rozgniewał Hel mówiąc, że tego ranka wygląda jakby była trupem? Nie. Królowa złapała go nim zdążył przekroczyć Lete. Pamiątkę podziękowania za te słowa nosi aż do dziś. Mimo, że był pół krwi aniołem i pół krwi demonem (od wieków głowił się jak to jest możliwe) blizny po ranach pozostawały na jego ciele. A może wtedy, gdy nazwał swojego Króla żeńskim imieniem Lucy? Nie. Wtedy szorował pałacowe toalety przez dwie dekady. Dlaczego tak krótko? Cóż, wujcio wbrew pozorom posiadał poczucie humoru. A może kiedy dowiedział się, że ludność Piekła chce wszcząć bunt? Nie. Wtedy oglądał w telewizji najnowszy odcinek "Zbuntowanego Anioła". Naprawdę wciągający serial opowiadający o wczesnych latach młodości pewnego pierzastego ptaszka (tak w Piekle wołano na anioły. Było to łagodniejsze przezwisko), który pokochał śmiertelniczkę, co było wbrew zasadom. Reasumując nie wiedział, czy kiedykolwiek biegł tak szybko jak w tym momencie. Nie uciekał przed wysłannikami Alexandra. A może powinien powiedzieć Samara? Prawdę odkrył kilka dni wcześniej. Musiał się tylko upewnić i potwierdzenie to otrzymał. Obiecał sobie, że jeśli zdoła dobiec na czas, wróci do Akademii, przeprosi siostrę, że odsunął ją od śledztwa i tuszował dowody i przedstawi wszystko, co udało mu się zgromadzić. Nawet jeśli miałby za to oberwać. Tak więc Wielki Książę nie uciekał. Byłaby to zmaza na jego honorze, coś, czego nie zdołałby wybielić. Stary pryk najwyraźniej zapomniał, że jest on Wielkim Księciem, także demony, które wysłał za nim nie stanowiły większego problemu. Musiał tylko po powrocie do Akademii opatrzyć rozszarpany bark, lecz to tylko taki szczegół. Czarnowłosy biegł ile sił miał w nogach. Wyrok śmierci został wydany na Morganę, a wiedział, że niektóre rodzaje demonów lubują żywić się ludzkim mięsem. Wzdrygnął się mimowolnie. Obrzydliwe. Dogonił zielonooką w chwili, gdy ta została zaatakowana przez Zatanę i Adiraela. Widział, że dziewczyna była zaskoczona i przerażona. Mimo to uniknęła pierwszych ciosów i odparła jeden atak.

To wystarczyło.

Jednym susem wskoczył między nich, ledwie unikając ostrych jak brzytwa pazurów. Pierwsze chwile walki polegały głównie na unikaniu ciosów i obmyślaniu taktyki. No, dobrze, może mógł uśmiercić ich i bez tego, lecz nienawidził, kiedy jakaś myśl mu umykała, dlatego starał skupić się na jej przywołaniu. Sprawa nie wyglądała zbyt dobrze. Każdy z gatunków demonów posiadał określony rodzaj i klasę, która określała ich umiejętności i potencjał magiczny. Te dwa, z którymi przyszło im się zmierzyć należały do tak zwanych Walczących Średniej Klasy, co dawało im niezwykłe umiejętności w polu bitwy, rzadko posługujących się magią. Turkusowooki zebrał swoje siły i za pomocą mocy stworzył miecz z pobliskiego konara.

Z dzikim błyskiem w oku rzucił się na napastników.

Nie wiedzieli z kim zadarli.

A nie, jednak wiedzieli. Przypomniał sobie, że kiedy był jeszcze młodym smarkaczem lubił szlajać się po Podziemiach z tą dwójką. Ich znajomość wygasła wraz z jego tytułem, z czym oboje nie mogli się pogodzić.

Kącik ust chłopaka drgnął ku górze. Wyśmienicie. Znał swego przeciwnika. Z każdą chwilą było coraz ciekawiej.

Starał się wymachiwać mieczem w znany sobie sposób, lecz na tyle nieprzewidywalne, aby jego przeciwnicy nie mogli rozgryźć jego taktyki. Wiedział bowiem, że te dwa potwory są wiekowe, przez co są doświadczone w walce. Szanse były wyrównane. Świst przecinającego powietrza było słychać w odległości kilkunastu metrów. Walka ciągnęła się dalej, a przerażona Morgana czuła, że musi w jakiś sposób pomóc Leonowi. W końcu on jej pomagał. Ale nie miała przy sobie żadnej broni. Pistoletu, czy chociażby głupiego łuku, z którego korzystały dzieciaki Bartona. Nie potrafiła wyczarować sobie miecza tak jak książę. Jej jedyny środek obrony mogły stanowić gałęzie rozrzucone dookoła. Nie czekając dłużej chwyciła jedną z gałęzi i zaatakowała jednego z demonów.

— Co ty robisz, kobieto?! — krzyknął Wielki Książę Piekieł. — Chcesz szybciej umrzeć?

Według księcia, Morgana nie potrafiła poskromić żadnego potwora. Przecież ona przed chwilą uciekała przerażona przed nimi!

Co za nieznośna kobieta, pomyślał Leon i próbował jak najbardziej odtrącać dziewczynę od walki.

Nie rozumiał po co w ogóle pchała się do tego. Wolałby, aby w czasie bitwy trzymała się z boku i czekała aż załatwi te dwa potwory. Z drugiej strony oba stworzenia wiedziały, że nie zdołają zabić śmietrelniczki. Nie, kiedy sam książę stoi po jej stronie. Lecz nic nie trwa wiecznie. Niedługo wszystko, co znają, miało stanąć w ogniu, a świat zadrżeć w posadach. Miała rozpocząć się Nowa Era. Era panowania ich władcy.

Co się odwlecze, to nie uciecze.

Z tą myślą zawyły dziko i gromadząc wszystkie swoje siły, wystrzeliły w powietrze, wracając do tymczasowego miejsca ich zamieszkania. Azazel spojrzał na ciemnowłosą wyczerpany. Wspierając się na jej ramieniu powoli ruszył w stronę szkoły.

Nie wiadomo, czy znużenie, czy zbytnia utrata krwi sprawiły, że nie słyszał wieści, które niósł wiatr.

"Wszystko zacznie się, kiedy pierwszy śnieg otuli ziemię".

Angel From Heaven HellDonde viven las historias. Descúbrelo ahora