Rozdział 81

194 15 6
                                    


— Proszę zażywać to trzy razy dziennie. Do treningów może pan wrócić pojutrze i widzimy się za tydzień. Wtedy wszystko powinno już wrócić do normy — powiedział Kayden, podając jednemu z żołnierzy zieloną buteleczkę z syropem.

— Dziękuję, panie doktorze — uśmiechnął się lekko czterdziestolatek, odbierając lekarstwo i wstał, żegnając się krótkim "Do widzenia".

— Do zobaczenia — odparł ciemnowłosy, unosząc na chwilę wzrok znad dokumentacji lekarskiej. 

Drzwi cicho trzasnęły, kiedy żołnierz opuścił pomieszczenie. Mimo to nawet teraz złotooki słyszał jego kaszel. Paskudne przeziębienie. A sugerował już tutejszemu pułkownikowi, żeby żołnierze nie spędzali kilku godzin na mrozie, będąc zakopanymi w śniegu. Rozumiał, że to trening, aby każdy z nich był gotowy na taką ewentualność podczas misji, ale litości! To już piąty przypadek przeziębienia w tym tygodniu, a do tego musiał leczyć już dwa odmrożenia!

Westchnął ciężko, wstając i podchodząc do okna. Plac był pusty, tylko kilku uzbrojonych mundurowych stało na warcie przy głównej bramie, pilnując, aby nikt nieproszony nie dostał się na teren poligonu i Akademii. Nigdy nie spodziewał się, że sprawy potoczą się w ten sposób. Powrócił po wielu latach, by móc choć ją zobaczyć. Wytłumaczyć. Przeprosić. Chciał jej tyle powiedzieć, ale nie mógł. Nie wziął pod uwagę, że ona także się zmieniła. Że minione wydarzenia bezpowrotnie odcisnęły na niej swe piętno.

Poznał jej ojca. Pomógł mu, tak jak kiedyś pomógł jego córce. Był elfem z rodu uzdrowicieli. Miał rzadki talent, a wspomagany Iskrą Bożą specjalizował się w wielu dziedzinach medycznych. Zimowy Żołnierz był jego kluczem do osiągnięcia celu. To dzięki niemu mógł ponownie ją spotkać. A kiedy ją zobaczył... wtedy, na balu w tej pięknej sukni i biżuterii, którą jej podarował... poczuł się jakby znowu był młokosem z Hydry, tamtejszym lekarzem, którego serce zabiło wiele razy szybciej na widok dziewczyny o białych włosach.

Jego uczucia nigdy nie wygasły. Tylko tliły się gdzieś na granicy duszy, by zaatakować ze zdwojoną mocą na jej widok. Potem go unikała. Wiedział, co przeżyła, w jak wielkim stresie była, dał jej czas. A kiedy już chciał pomówić... zbyła go ostro, kazała się nie wtrącać. Miała prawo być zła. Ba, nawet wściekła! Lecz jej słowa i tak go zabolały.

A potem zniknęła i Bóg Jeden wiedział, gdzie się podziewała. Czy była bezpieczna. Czy niczego jej nie brakowało, czy nic jej nie groziło. Martwił się o nią. Z każdą godziną, z każdym dniem coraz bardziej. Lecz nic nie mógł na to poradzić, musiał uzbroić się w cierpliwość i czekać na jej powrót.

W tym czasie postanowił nie być zbędnym balastem dla Akademii i postanowił pomóc, robiąc to, co najlepiej umie — leczyć. Dlatego też zatrudniono go w pobliskim poligonie, przylegającym do szkoły. Od teraz był doktorem Kaydenem Nicholausem Verne.

Jego uwagę zwróciło zamieszanie przy bramie. Skierował swój wzrok na dwóch mundurowych, którzy właśnie legitymowali jakąś dziewczynę w kapturze. Przejrzał się jej uważnie. Była smukła, wysoka. Kiedy tylko dostrzegł biały kosmyk włosów zerwał się z miejsca i jak burza wypadł z gabinetu.

W końcu wróciła.

***

Po kontroli, podczas której zjadła masę nerwów ("Proszę okazać papiery. Jak to? Nie ma papierów? Udowodnij, dziecko, że jesteś uczniem Akademii". Całe szczęście, że jej sława wyprzedzała ją samą, miny wartowników na dźwięk jej nazwiska były bezcenne) ruszyła przed siebie. Celem jej podróży był domek ogrodnika, w końcu dawno go nie odwiedzała, za co była na siebie zła. Przez ten natłok obowiązków zaniedbywała podstawowe rzeczy. Staruszek musiał przez ten czas czuć się strasznie samotny. Było jej go żal, w końcu został teraz zupełnie sam.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now