Rozdział 7

1.4K 84 46
                                    


Z przyzwyczajenia Silva obudziła się kilkanaście minut przed piątą. Zdecydowała, że nie było sensu próbować ponownie zasnąć, dlatego też wykonała poranną toaletę i założyła mundurek składający się z szarych rurek, białej koszuli, krawatu w szaro-czerwono-żółte pasy oraz bordowej marynarki z logiem szkoły. Włosy związała w warkocza. Gdy wyszła z łazienki zegar wskazywał godzinę piątą piętnaście. Jeszcze nigdy nie spędziła tak dużo czasu na samych przygotowaniach.

— Dłużej nie można?! — warknęła niemiło Alice i wbiegła do łazienki.

Silva wzruszyła ramionami, zupełnie niewzruszona komentarzem czarnowłosej i wyjęła torbę, pakując wszystkie potrzebne rzeczy na lekcje. Zarzuciła ją na ramię i wyszła z pokoju, kierując się w stronę stołówki, skąd dało się słyszeć głośny gwar rozmów.

Stołówka miała duże okna, wychodzące na pobliski las, duże stoły, przykryte obrusami w czerwoną kratkę i krzesła. Podeszła do podłużnej lady, przy której stały kucharki. Wzięła szarą tacę i rozejrzała się po różnych smakołykach.

— Co podać, kochanieńka? — zapytała starsza kobieta uśmiechając się do niej ciepło.

— Nie mam pojęcia — przyznała dziewczyna szczerze. — Tego jest tak dużo. A co pani by mi zaproponowała? — spytała, uśmiechając się przyjaźnie do kobiety.

Mimo początkowego zdziwienia odparła:

— Jajecznica jest dzisiaj dobra.

- Więc poproszę ją i do tego kubek kakao — oznajmiła.

Starsza pani podała jej to, o co poprosiła, życząc smacznego. Podziękowała jej i usiadła przy stoliku w rogu pomieszczenia, skąd miała idealny widok na całe pomieszczenie. Do sali zaczęło wchodzić coraz więcej uczniów, dlatego też rozmowy stawały się coraz głośniejsze. Jak zdążyła zauważyć, każdy siedział w określonej grupie i miał inny mundurek. Nie minęło wiele czasu, gdy usłyszała za swoimi plecami nieznajomy głos:

— Nie możesz tutaj siedzieć. Nikt z młodych Avengers nie siedzi przy tym stoliku.

Białowłosa obróciła się i ujrzała czwórkę osób, ubranych podobnie do niej, tylko że oni mieli marynarki w odcieniu zieleni. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków przyglądało jej się wyczekująco.

— Nie sądzę, aby było to zabronione — powiedziała pewnie. — Nie obchodzi mnie podział, jaki sobie wykreowaliście między sobą. Jeśli nie chcecie usiąść ze mną, nie będę płakać. Jeśli jednak macie taką ochotę, to nie gryzę, zapraszam — zakończyła, patrząc im prosto w oczy.

— Już cię lubię — oznajmił jeden z chłopaków, po czym zasiadł po jej lewej stronie.

Chłopak był wysoki, miał brązowe włosy i oczy. Po jego zachowaniu zauważyła, że nie darzy zbytnią sympatią osób z jej grupy.
Bardzo dobrze. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, nieprawdaż? Po chwili dosiadła się reszta osób. Drugi chłopak był średniego wzrostu z niebieskimi oczami oraz blond włosami. Na nosie miał okulary. Wyglądał na osobę, która kochała naukę.
Jedna z dziewczyn była niską nastolatką o błękitnych włosach i brązowych oczach. W dolnej wardze miała kolczyk. Ostatnia dziewczyna była trochę wyższa od swojej koleżanki. Miała blond włosy i piwne oczy. Była wysportowana, pod rękawami koszuli dało się dostrzec wyraźnie zarysowane mięśnie.

— Jak macie na imię? — zapytała, chcąc rozpocząć rozmowę.

— Ethan — przedstawił chłopak, który usiadł obok niej jako pierwszy.

— Michael — powiedział chłopak z okularami na nosie.

— Anastasia — powiedziała dziewczyna z niebieskimi włosami.

— Rosalie — powiedziała blondynka.

Białowłosa już otwierała usta do zadania kolejnego pytania, gdy nagle drzwi od stołówki gwałtownie się otworzyły, a do środka wszedł dyrektor z ludźmi, których poznała w wieży. Między nimi zauważyła JEGO. Miała wrażenie, że jej serce stanęło na kilka minut.

James Buchanan Barnes.

Syn Hydry.

Jedna z najważniejszych osób w jej życiu, ale również osoba, której nie chciała już więcej spotkać. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie jej dane ponownie go ujrzeć. Niestety, los chciał inaczej. Mogła sobie wyobrazić, jak patrzy teraz z góry z zadowolonym uśmiechem śledząc rozwój sytuacji. Nakazał jej się zmierzyć z przeszłością w najmniej oczekiwanym momencie. Kochany braciszek, prawda? Czując, że nie zdoła więcej przełknąć, spuściła wzrok na talerz, dłubiąc w jedzeniu. A zapowiadał się taki piękny dzień.

— Witajcie młodzieży. Ich znacie, więc nie muszę ich przedstawiać — mówił dyrektor. Słuchała uważnie każdego jego słowa. — Zastanawiacie się pewnie z jakiego powodu do nas przyjechali...

— Ja wiem! — krzyknął ktoś, po barwie głosu rozpoznała, że to Nathan. — Z powodu tej dziewczyny, która nie miała prawa dostać się do naszej grupy — powiedział z wyrzutem.

Zacisnęła dłonie w pięści. Miała go już serdecznie dosyć! Och, ileż by dała, by wzorem zasad w Hydrze, mogła wyrównać z nim rachunki. Nienawidziła osób, które uprzykrzały innym życie, uważając się za lepszych.

— Nathan rozmawialiśmy już o tym — powiedział surowo dyrektor, a ojciec chłopaka zmierzył go nieprzejednanym spojrzeniem.

Młody Stark bez słowa zajął wcześniejsze miejsce.

— Gdzie jest ta dziewczyna? Skończmy już tą szopkę, muszę jeszcze udoskonalić moje zbroje — powiedział ojciec chłopaka.

— Silva, podejdź tu — nakazał dyrektor.

Wstała bardzo powoli, z wyraźną niechęcią.
Odwróciła się, podchodząc kilka kroków. Wzrok wszystkich skierowany był na nią. Ona jednak patrzyła tylko na NIEGO. W jej wzroku kryła się gorycz i gniew. Skrzyżowała ręce na piersi i odważnie zadarła podbródek. Mężczyzna z metalowym ramieniem spoglądał na nią z niedowierzaniem, a w jego szarych oczach lśniły łzy.

— Silva, przedstawiamy ci... — zaczął niczego nie domyślający się Rogers.

Uniosła dłoń, przez co zamilkł.

— Nie trzeba — powiedziała spokojnie. — My się znamy.

Po sali rozniosły się pomruki i szepty, które uciszył Fury jednym, zimnym spojrzeniem.

— Skąd? — zapytał zdziwiony Kapitan.

Zapadła cisza. Silva zastanawiała się, czy warto wyjawiać ten sekret i narazić się na niepotrzebne nerwy. Z drugiej strony kiedyś i tak wszystko wyszłoby na jaw...

— Niech się pochwali — nakazała sucho.

Ponowna cisza. Zimowy Żołnierz spuścił wzrok.

— Brakuje ci odwagi? — spytała gorzko. — Po tych wszystkich latach? Po tym, co razem przeżyliśmy w tym piekle? — mówiła, patrząc mu prosto w oczy.

Odpowiedziała jej cisza, co przelało czarę goryczy.

— Powiedz coś wreszcie, do cholery! — zawołała, na co wszyscy się wzdrygnęli. — Nie czekałam tylu lat, by nawet nie usłyszeć głupiego przepraszam... ojcze — powiedziała gorzko.

Usłyszała jak kilka osób wciąga ze świstem powietrze. Na ich twarzach malował się szok. Białowłosa pokręciła głową z zawodem.

— Matka miała rację. Jesteś... nawet nie potrafię tego powiedzieć — oznajmiła Silva i wyszła ze stołówki.

Wpadła do pokoju jak burza, by trochę ochłonąć. Najchętniej wyżyłaby się na worku, ale nie miała zamiaru opuszczać lekcji pierwszego dnia. Przemyła twarz zimną wodą i zarzucając torbę na ramię, udała się na biologię.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now