Rozdział 34

801 41 12
                                    


Zdanie wypowiedziane przez białowłosą wprawiło zgromadzonych w zdziwienie. Ona? Pół-anioł miał być siostrą demona? Barnes miał dwoje dzieci? Jakim cudem? Różnili się w wyglądzie, jak ogień i woda, tylko oczy mieli podobnej barwy, mężczyzna kilka odcieni ciemniejsze i bardziej demoniczne.

— Brata? — zapytał oniemiały Rogers, przeskakując wzrokiem od Silvy to przybysza i na odwrót.

Chłopak nie przypominał jego przyjaciela, a z tego, co wiedział, to białowłosa była lustrzanym odbiciem matki.

— Owszem — odparła dziewczyna lakoniczne, zadzierając wysoko podbródek.

Nie czuła potrzeby tłumaczenia się ze wszystkiego. Czarnowłosy natomiast wyszedł zza dziewczyny, uśmiechając się niby przepraszająco i splatając dłonie za sobą. Przemówił pewnym siebie głosem ku uzbrojonym:

— Państwo wybaczą mój brak manier, lecz głębokie wzburzenie przyćmiło mi zmysły. Jestem Azazel, Wielki Książę Piekieł i przybyłem w odwiedziny do mej umiłowanej siostry. Mam nadzieję, że moja obecność tu nie będzie zbyt kłopotliwa? — uniósł brew.

— No, nie wiem... — skrzywił się Fury.

Miał wystarczająco dużo problemów już w tej chwili. Nie potrzebował kojejnego w postaci demona (na dodatek księcia), który wydał mu się nieokrzesany, przebiegły, a nawet niebezpieczny. Z drugiej strony wiedział, że nie warto byłoby robić sobie w nim wroga, nie skończyłoby się to zbyt dobrze. Azazel, jakby słysząc myśli dyrektora uśmiechnął się półgębkiem. Stary śmiertelnik najwidoczniej miał jeszcze trochę oleju w głowie.

— Ależ skąd! — zawołała panna Maria Hill, pełniąca funkcję wicedyrektora. W tym momencie odznaczyła się nie tyle rozsądkiem, co była kolejną ofiarą uroku turkusowookiego. — Proszę, niech pan się rozgości w Akademii, przygotujemy panu kwaterę.

— Dziękuję milady — mężczyzna zadowolony skłonił się szarmancko. — Co prawda, mam od was wyższy status i wiele więcej lat na karku, lecz prosiłbym, abyście się do mnie zwracali jak do każdego innego ucznia. Na ziemi przyjmuję tożsamość Leopolda Wintergardena. W skrócie Leo. Jestem rad móc poznać ludzi, którzy czuwają nad bezpieczeństwem mej drogiej siostry, która czasami nie grzeszy roztropnością — spojrzał z pobłażaniem na białowłosą.

Musiała mu wybaczyć, takowy dobór słów był konieczny, aby przekabacić Avengers i grono pedagogiczne na swoją stronę.

— Policzymy się na osobności, braciszku — syknęła Silva tak cicho, że tylko czarnowłosy był w stanie ją usłyszeć, jednocześnie obdarzając zgromadzonych promiennym uśmiechem. Oboje w grze aktorskiej mogli ubiegać się o tytuł mistrzów. — Porachuję ci za to wszystkie kości.

— Również tęskniłem — szepnął do niej z figlarnym uśmiechem i psotnymi iskrami w oczach.

— No dobrze, lecz to nie wyjaśnia, dlaczego zaatakowałeś ucznia — odezwała się Czarna Wdowa nieufnym wzrokiem mierząc przybysza.

Coś jej w nim nie pasowało, był zbyt pewny siebie i na pewno chciał tym swoim gadaniem przyćmić ich czujność, ukrywając swoją prawdziwą naturę.

— Mili państwo, wszystko da się wyjaśnić. Ta pomyłka Merlina... — wskazał na rozstrzęsioną Alice, która aż dygotała ze strachu.

— Leo — warknęła Silva, przerywając mu.

Musiał zważać na słowa, jeśli chciał pozostać w placówce.

— Wybacz siostro — powiedział, po czym poprawił się, kontynuując wypowiedź. — Ta smarkula obraziła Silvę używając słów, które nie przystoją damie w jej wieku, przy czym otwarcie jej groziła. Ponad to podniosła na nią rękę, co jest niewyobrażalnym wykroczeniem. Jako starszy brat mam obowiązek chronić moją małą siostrzyczkę — mrugnął porozumiewaczo do oburzonej panny Barnes. — Jednocześnie liczę, że z jej karygodnego zachowania zostaną wyciągnięte odpowiednie konsekwencje.

Angel From Heaven HellWhere stories live. Discover now