Rozdział 26

871 51 26
                                    


Zdenerwowana szybkim krokiem przemierzała korytarze Akademii. Każdy o zdrowych zmysłach usuwał jej się z drogi, chociaż spojrzenia pełne nienawiści, żalu i pogardy odprowadziły ją aż do jej kwatery. Nie wiedziała, co było powodem tak drastycznej zmiany nastawienia środowiska w stosunku do niej, ale w tamtym momencie miała to w głębokim poważaniu.

— Gdzie idziesz? — spytała ostrożnie Morgana, patrząc z "bezpiecznej" odległości na poczynania panny Barnes, która to prędko przebrała się w szary dres, sportowe buty i czarną bluzę.

Córka Iron Mana nie raz widziała podobny stan u Sa... swojego pracodawcy, jego oczy również jarzyły się złotym kolorem, dlatego też wolała nie być obiektem  wyładowania negatywnych emocji. Już raz tak się stało i nie wspominała tego za dobrze.

— Pobiegać — warknęła rozeźlona Silva i wyszła trzaskając drzwiami.

Może i była zbyt ostra w stosunku do współlokatorki, ale złość na — jej zdaniem — niesprawiedliwy, a wręcz krzywdzący wyrok przyćmiła wszystko inne. Dlatego też postanowiła nie poruszać się głównymi korytarzami i wkroczyła do jednego z tych najmniej uczęszczanych. Prowadził prosto do bocznego wyjścia, obok starego wejścia do podziemnych katakumb. Utrzymany był w złoto-brązowej kolorystyce, a na podłodze rozłożony był staromodny, czerwony dywan. Okna były ogromne o łukowatym zakończeniu. Nie przewidziała jednego. Ktoś także potrzebował samotności i leniwym krokiem spacerował po tym samym korytarzu. Widząc zmierzającą ku niemu białowłosą osóbkę, czekoladowooki rozciągnął swe wargi w prześmiewczym uśmieszku. Sądził, że przez wizytę ojca i jego obojętność ten dzień jest stracony. Jak widać mylił się. Uwielbiał uprzykrzać życie swojemu wrogowi.

— Ach, jest i nasza zguba — westchnął teatralnie Nathan Stark. — Jak było na przesłuchaniu Rady?

— Nie powinno cię to obchodzić, synu Iron Mana — odwarknęła. Celowo użyła ostatniej części zdania, wiedząc, że chłopak nie lubi, kiedy traktuje się go jako syna sławnego miliardera.

Młody Stark skrzywił się na to określenie. Chciał zmieszać ją z błotem, upokorzyć, ale ona jak zwykle była przygotowana.

— Znam twój sekret, zdrajczyni — powiedział, siadając na parapecie i patrząc na nią świdrującym wzrokiem.

— Problemy z twoim nieodpowiednim doborem słów powinny zostać gdzieś zgłoszone — oznajmiła obojętnie. — W skrzydle medycznym przywitają cię z otwartymi ramionami.

— Wiem, gdzie się narodziłaś i żyłaś, córko Hydry. Teraz wszyscy wiedzą — stwierdził, uśmiechając się bezczelnie.

Więc o to chodziło. Dlatego wszyscy patrzyli na nią w t a k i sposób. Wygadał wszystkim o jej życiu w Hydrze. Miała wrażenie, że jej ciśnienie podskoczyło gwałtownie. Gnój.

— Zapewne. Szczycisz się przecież długim jęzorem, synu Starka — wycedziła, zbliżając się do niego kilka kroków. Pieczenie oczu poinformowało ją o zmianie ich barwy. — Uważaj. Jeden zły ruch i możesz go stracić.

Nathan wiedział, że stąpa po kruchym lodzie. Coś mu podpowiadało, aby zamilkł i odszedł od niej jak najprędzej, jednak jego cholerna duma znów wzięła górę. Nie mógł pokazać strachu, nie tego oczekiwałby od niego ojciec. Odpowiedział jej, patrząc na nią z góry wzrokiem pełnym pogardy:

— Nie wydaje mi się. Jesteś słaba. Słaba jak twój żałosny ojciec-morderca i matka. Jak myślisz co u niej słychać? Ach, nie, zapomniałem. Przecież leży trzy metry pod ziemią.

Przesadził. Silva czuła jak jej bariery samokontroli opadają. Nie opierała się, tylko poddała się uczuciu potęgi i mocy, jakie nią owładnęło. Jej moc była potężna i straszna. Okiełznanie jej zajęło pannie Barnes wiele lat. Za każdym razem, gdy pod wpływem gniewu ją uwalniała, czuła jak jej krew śpiewała najpiękniejszą arię, uwalniając gorące wstęgi, które wypełniały jej żyły. Chcieli zrobić z niej potwora. Taką ją widzieli po informacji, że narodziła się i żyła w tej przeklętej organizacji. Usta białowłosej rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu.

Angel From Heaven HellNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ