Sto czterdzieści siedem

77 11 1
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Zapach krwi podziałał na wszystkich, niczym czerwona płachta na byka. Kiedy tylko go poczułam, bez zastanowienia rzuciłam się w stronę domu. Tym bardziej, że płacz Alessi był jednoznaczny z tym, że coś się stało i powinnam natychmiast znaleźć się przy córce.

Kiedy wpadłam do salonu, momentalnie porwałam zapłakaną małą na ręce. Wtuliła się we mnie, chociaż była jakby spokojniejsza; nie miałam pewności, czy to moja obecność, czy coś innego, liczyło się jednak, że się uspokoiła. Teraz jedynie szlochała, zakołysałam więc nią delikatnie, z przerażeniem obserwując liczne kawałki wazonu, które walały się po podłodze.

- Pewnie tylko się przestraszyła - uspokoił mnie Gabriel, który wraz z pozostałymi pojawił się w pokoju dosłownie sekundę po mnie. - Sama zobacz. Nic jej nie jest - dodał, ujmując rączkę córeczki, żebym na własne oczy przekonała się, że jest cała.

- Ale ja czuję krew - zaoponowałam; jak na zawołanie, cała uwaga spoczęła na obserwującym nas z podłogi Damienie.

Gabriel wziął naszego synka na ręce, a ja aż jęknęłam, kiedy zobaczyłam na jego rączkach lepki, czerwony płyn. Mocniej przytuliłam Alessię, w duchu wyklinając swoja nieodpowiedzialność. Co to za matka, która zostawia małe dzieci chociaż na pięć minut? Co z tego, że szybciej się rozwijały, skoro jakby nie patrzeć, w połowie były ludzkie i podatne na urazy? No i, do cholery, to wciąż były dzieci - prawdy nie dało się oszukać.

- Nie wiem, co o tym sądzić, ale to z pewnością nie jest jego krew - usłyszałam głos dziadka i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Stał przy Gabrielu, żeby móc obejrzeć Damiena i wyglądał na zdezorientowanego. - Małemu nic nie jest - zapewnił mnie, widząc mojego spanikowane spojrzenie.

Teraz już nic nie rozumiałam. Skoro zarówno Damien, jak i Alessia byli cali, skąd w takim razie wzięła się krew? To nie miało dla mnie sensu, bo przecież nie zostawiliśmy im butelki, poza tym w takim wypadku ciecz byłaby wszędzie i nie w tak małej ilości. Poza tym byłam pewna, że ta krew nie należała do człowieka - przecież rozpoznawałam zapach własnych dzieci!

- Nie rozumiem... - poskarżyłam się, delikatnie kołysząc Alessię, która z tego wszystkiego zamknęła oczy i zaczęła przysypiać w moich ramionach. Ucałowałam ją w czoło, wciąż wystraszona tym, co mogło się stać jej albo Damienowi.

- Nie zrozumiesz dopiero za chwilę - poprawił mnie tata, pierwszy raz zabierając w tej sprawie głos. - Spójrz na to - doradził mi, skinieniem głowy wskazując na kawałki rozbitego wazonu, które walały się po podłodze.

Wzmocniłam uścisk wokół Alessi i przykucnęłam, żeby lepiej się przyjrzeć, bo po prostu nie dowierzałam własnym oczom. Część drobnych odłamków lśniła na rubinowo, co bynajmniej nie miało związku ze wzorem wazonu; to była krew, nie miałam co do tego wątpliwości.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz