Czterdzieści

109 15 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Nie byłam pewna, dlaczego nie wyczułam Iriny wcześniej. Kiedy zorientowałam się, że jest w pobliżu, nie miałam nawet czasu, by dokładniej przeanalizować informację, którą podsunął mi instynkt – ona po prostu nagle się pojawiła, dzika i ogarnięta furią polowania, skupiona tylko i wyłącznie na swoim celu.

Celu, którego byłabym gotowa bronić, gdybym tylko miała pewność, że zdążę do niego dopaść.

Ale nie zdążyłam. Słyszałam jakiś krzyk, coś jakby błaganie, pełne desperacji prośby; z opóźnieniem uświadomiłam sobie, że to ja jestem ich źródłem. Nie miało to znaczenia – Iriny i tak w tym momencie nic nie byłoby w stanie zatrzymać. Kiedy wampiry polują, jedynie potencjalne zagrożenie może przebić się przez amok, który je obezwładnia, który nakazuje im zabić, by dostać się do tego, czego tak bardzo pragnął.

Do krwi.

A ja z pewnością nie byłam kimś, kim Denalka powinna się w tym momencie przejąć. Taka tam słaba ciepłokrwista, przycupnięta po drugiej stronie pokrytego warstwą lodu jeziorka. Ona była silniejsza, nie miała czym się martwić, po co więc miałaby przerywać polowanie? Równie dobrze mogłam być jej następną ofiarą, choć przecież nie była na tyle spragniona, by nie zorientować się na kogo chce polować.

Mój własny instynkt podpowiadał mi, że powinnam się dla własnego bezpieczeństwa wycofać. Umysł i serce również mi to nakazywały – uciec, przestać przyglądać się temu, co tak bardzo mnie przerażało i ochłonąć gdzieś dalej. Wszystko to było nader kuszące, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, kiedy tylko chciałam spróbować.

Widziałam tylko jedno: srebrzystego, pozbawionego życia wilka. Piękne, szlachetne zwierze, uwięzione w silnym uścisku wampirzycy, która łapczywie przyssała się do jego szyi, spijając krew, której tak bardzo pragnęła. Oboje byli w takiej pozycji, że bez trudu mogłam dostrzec zwierzęce oczy, wpatrzone we mnie tęczówki, które wypełniały strach i ból, świadomość własnego losu; wciąż słyszałam to rozdzierające wycie, choć wilk już dawno umilkł, by nie odezwać się ponownie.

A potem coś w jego oczach zgasło i już tylko spoglądały w przestrzeń bez życia.

Irina piła dalej. Słysząc jak raz po raz przełyka, jak ssie z łapczywością na którą mnie samą nie byłoby stać, zrobiło mi się niedobrze. Nigdy nie poczułam czegoś takiego podczas polowania. Nie chodziło o to, że miałam jakiekolwiek obiekcje przeciwko diecie, którą sama przecież też stosowałam – w końcu dzięki niej ocalone zostało nie jedno ludzkie istnienie.

Ja po prostu nie potrafiłam znieść myśli o tym, że równie łatwo mógłby zginąć ktoś z moich znajomych z rezerwatu.

Że na miejscu tego zwierzęcia, mógłby się znaleźć Jacob...

Irina uniosła głowę. Dopiero co posilona zwierzęcą krwią, wyglądała zdecydowanie lepiej, niż kiedy tutaj szłyśmy. Jej tęczówki wręcz lśniły, na powrót miodowe, choć wciąż odrobinę dzikie. Jeszcze nie do końca wyrwała się z amoku polowania, nic więc dziwnego, że jej spojrzenie sprawiło, że cofnęłam się o krok. No i wciąż miałam w pamięci obraz jej ataku na wilka, którego bezwładne ciało teraz zwisało w jej ramionach.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz