Dwadzieścia sześć

150 18 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

– Jesteś pewna, że sobie poradzisz – upewnił się raz jeszcze Carlisle, przyglądając mi się uważnie. Nie był chętny zostawić mnie samą w domu, choć zarówno on, jak i Edward, a tym bardziej Esme musieli zapolować. – Powinnaś pójść z nami, Nessie – powtórzył ponownie, usiłując przekonać mnie do wyjścia z domu.

Wiedziałam, że gdyby podczas ich nieobecności doszło do kolejnego ataku, doktor obwiniałby się o to, że zostawili mnie, znając sytuację. To było dla mnie bez sensu, bo przecież nie mogli się mną opiekować jakbym była małym dzieckiem, które nie potrafi o siebie zadbać. Przez całą przemianę Esme nic się nie działo z ich strony, co więc miałoby się wydarzyć, jeśli przez kilka godzin posiedzę sama?

– Nic mi nie będzie – zapewniłam. – Nie mam ochoty polować. Chciałam się wcześniej położyć – wyjaśniłam, powoli zmęczona tą rozmową; troska była dobra, ale jej nadmiar zawsze doprowadzał mnie do szału i sprawiał, że czułam się jak więzień.

– Źle się czujesz? – zaniepokoił się, sięgając do mojego czoła; udało mi się jakoś uciec z zasięgu jego rąk. – Nessie... – westchnął, spoglądając na mnie bezradnie. – Chcę co pomóc.

– Jestem po prostu zmęczona. Nie wysypiam się ostatnio – powiedziałam; była to szczera prawda.

Na jego twarzy pojawiły się zrozumienie i ulga. W końcu skinął głową, pojmując dlaczego jestem senna. Przez całą przemianę Esme, Edward wyciągał mnie z domu, nie chcąc bym musiała przysłuchiwać się temu, co musiała przechodzić przyszła nieśmiertelna. Zaglądał tu czasami, chcąc zorientować się w sytuacji, ja zaś za każdym razem upierałam się mu towarzyszyć, nawet jeśli wizyty te były dla mnie bardzo nieprzyjemne.

Większość czasu spędzaliśmy w hotelu w mieście i choć panował tam spokój, nie potrafiłam zasnąć. Zmartwiona wciąż rozpamiętywałam tamte krzyki i nawet jeśli udawało mi się zasnąć, zrywałam się w nocy. Przerywany sen mi nie służył, chciałam więc odespać ostatnie noce, skoro już wróciliśmy do domu. Oni byli potrzebni Esme, nie mnie; pierwsze polowanie mogło skończyć się różnie, lepiej więc było, by poszli oboje – wtedy mieli jakieś szanse zapanować nad nowo narodzoną, gdyby ta straciła kontrolę nad sobą i instynktem.

– Może Edward... – zaczął raz jeszcze, ale pokręciłam głową; sam widział ciemne tęczówki swojego przybranego syna, poza tym wiedział, że ciężko mu przebywać ze mną, kiedy męczyło go pragnienie. – No dobrze, ale nie ruszaj się z domu – upomniał mnie.

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Edward zajrzał do nas na chwilę, mocno zaciskając dłonie na framudze, wyraźnie z trudem znosząc przesycone moją krwią powietrze. Spojrzał nieco ponaglająco na ojca, chcąc jak najszybciej iść i wrócić, bym nie musiała zostawać sama. Miał podobne zdanie co do mojego pomysłu, musiał jednak przyznać, że ani w jego towarzystwie, ani w lesie z Esme nie będzie w pełni bezpieczna.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz