Sto czterdzieści pięć

96 11 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

– Renesmee? Nessie?

Słyszałam głos Gabriela, ale nie potrafiłam się na nim skupić, wciąż Wpatrzona w bladą twarzyczkę Alessi. Jak mogłam się wcześniej nie zorientować?, pytałam samą siebie, czując, jak do mojego serca powoli wraca nadzieja.

– Dobrze się czujesz, moje kochanie? – dopytywał coraz bardziej zaniepokojony brakiem odpowiedzi Gabriel. Mocniej przygarnął mnie do siebie i zaraz dla pewności sprawdził, czy nie mam gorączki. – Mam zawołać twojego dziadka?

Dopiero wtedy zareagowałam, bo jego pytanie uświadomiło mi, że powinnam natychmiast zacząć działać, zamiast wciąż stać i napawać się zwycięstwem. Jeszcze nie było po wszystkim.

– Tak – oświadczyłam zdecydowanym tonem.

Spojrzał na mnie zaniepokojony, po chwili jednak zawołał Carlisle'a. Doktor naturalnie był w domu, zaraz też znalazł się przy nas, zaniepokojony; spodziewał się jakiegoś problemu z Alessią albo ewentualnie ze mną, ale przecież chodziło o coś zupełnie innego.

– Co się stało? – zapytał, machinalnie sprawdzając wyniki na monitorach urządzeń, które kontrolowały stan małej.

Gabriel jedynie rozłożył ręce, rozdrażniony. „Jej się pytaj" – zdawało się mówić wymowne spojrzenie, które rzucił w moją stronę. Był już nie tyle zaniepokojony, ale głownie rozdrażniony, wciąż jednak zachowywał się wobec mnie w porządku, bo nie próbował wnikać w mój umysł.

– Wiem – oświadczyłam tryumfalnie, chcąc w końcu im wszystko wyjaśnić, ale sądząc po ich pytających spojrzeniach, teraz już nic nie rozumieli. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby się tym przejąć. – Och, Gabrielu, wiem! – powtórzyłam i pod wpływem nagłego impulsu, po prostu chwyciłam ukochanego za ręce i zerwawszy się z miejsce, pociągnęłam go do jakiegoś szalonego walca, który był zaledwie marną parodią tańca do ktorego poprowadził mnie na balu w Volterze.

– Nie bardzo rozumiem... – wyznał i na moment musiał się zapomnieć, porażony bijącym ode mnie entuzjazmem, bo przejął kontrolę i za jego sprawą wykonałem wdzięczny piruet.

– Ale ja jestem taka szczęśliwa... – westchnęłam i zamarłam, bo wraz z kolejnym obrotem wylądowałam w jego ramionach, tak blisko jego ust o szyi, że ledwo mogłam się powstrzymać, żeby przypadkiem tego nie wykorzystać; gdybym go ugryzła albo pocałowała, miałby jeszcze lepszy wgląd w moje emocje...

– To akurat widzę. Jak radosna rusałka w środku lata – stwierdził. – Nie żeby twoja radość mi się nie udzielała, ale... – Urwał wymownie, zerkając przy tym w stronę Carlisle'a, żeby przypomnieć mi, że miałam im coś wytłumaczyć.

Niechętnie powstrzymałam się od tego, by pociągnąć ukochanego do dalszego tańca albo go pocałować. Racja, trzeba było przejść do rzeczy – cieszyć się mogłam, kiedy Alessia już będzie cała.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now