Renesmee
Sen, w którym znajdowałam się na tej dziwnej, kwiecistej łące, był ostatnim, który miałam. Od tej pory nocy mijały mi spokojnie; nie nawiedzały mnie ani bezbarwne postaci, ani bezkresny las. Cieszyło mnie to i martwiło jednocześnie, bo podświadomie liczyłam na to, że jeszcze zobaczę tę wspaniałą łąkę, która przyniosła mi tak wiele radości.
– O czym myślisz? – zapytał mnie Carlisle, widząc, że uśmiecham się delikatnie na wspomnienie euforii, którą odczuwałam. Brakowało mi tego uczucia.
– Coś mi się przypominało. – Wzruszyłam ramionami. – Chyba już koszmary mi odpuściły, bo mój ostatni sen był bardzo ładny – powiedziałam, choć było to sporym niedociągnięciem.
Doktor uśmiechnął się z ulgą, siadając przy mnie. Chyba powoli oboje zaczynaliśmy przyzwyczajać się do tego, że Edward wyjechał i jesteśmy sami. Już przynajmniej na myśl o wydarzeniach z lasu nie miałam ochoty rozpłakać się w niekontrolowany sposób, co bez wątpienia było dużym postępem w moim wypadku.
– Nessie, dobrze się tutaj czujesz?
Nieco zaskoczyło mnie to pytanie. Uniosłam brwi, zastanawiając się dlaczego właściwie miałoby być inaczej. Carlisle opiekował się mną i czułam się z nim bezpiecznie, nie rozumiałam więc dlaczego miał wątpliwości co do tego, czy dobrze się mną zajmuje.
– Odkąd cię znalazłem, nie rozmawiasz o rodzinie ani przeszłości. Chciałbym po prostu wiedzieć, czy nie byłoby lepiej, gdybyś wróciła do domu – wyjaśnił. – Mogę ci pomóc, jeśli coś jest nie tak, bo nie widzę powodu byś miała się tutaj męczyć.
W końcu zrozumiałam. Ulżyło mi nieco, bo przez chwilę pomyślałam nawet, że doktor też ma już dość moich tajemnic i po prostu chce mi delikatnie zasugerować, że mam się wynieść. To było nieco głupie, ale przywykłam już do ciągłego napięcia i niepewności; zbyt dobrze pamiętałam nagły wybuch Edwarda, by ryzykować, że to się powtórzy.
– Nie chcę wracać – zaoponowałam pośpiesznie, choć przecież było to kłamstwem. No ale Carlisle nie mógł wiedzieć, że najbardziej chciałabym się znaleźć w Forks, w roku dwa tysiące jedenastym. – Nie mam nikogo. Nie lubię mówić o przeszłości, bo... – Zawahałam się na chwilę, po czym opowiedziałam największe kłamstwo, jakie kiedykolwiek padło z moich ust: – Zabiłam swoją mamę, kiedy się urodziłam. Tata mnie znienawidził, Volturi omal nie zabili... Jestem sama, taka jest prawda... – Spojrzałam gdzieś w bok, mrugając pośpiesznie. – Mam wrażenie, że gdziekolwiek się pojawię, wszystko psuję – wyznałam już szczerze.
Taka była prawda. Zniszczyłam jego relację z Edwardem w kilka zaledwie dni. Nasza rodzina omal nie zginęła z rąk rodziny królewskiej, kiedy próbowali bronić mnie – dziwnej hybrydy człowieka i wampira, która nie powinna w ogóle przyjść na świat. No i jeszcze prawie połowa rodziny, w tym tata i Carlisle, początkowo była za tym, by mam usunęła ciążę, bo po prostu zabijałam ją z każdym kolejnym dniem. Co prawda kiedy się pojawiłam ich stosunek do mnie zmienił się diametralnie, ale i tak wiedziałam od Jacoba, jak wyglądało to przed moimi narodzinami.
YOU ARE READING
LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]
FanfictionCo by było, gdyby sny stały się czymś więcej, niż jedynie nocnymi majakami? Gdyby świat, nawet nieśmiertelnych, skrywał w sobie więcej tajemnic, niż wszystkim się do tej pory wydawało, zaś wśród wampirów i hybryd istnieli tacy, którzy samym swym ist...