Dwadzieścia pięć

147 18 3
                                    

Renesmee

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

Renesmee

Obudził mnie krzyk. Poderwałam się zaskoczona, machinalnie prostując się do pozycji siedzącej. Przez chwilę nie byłam pewna kto krzyczał – ktoś w realnym świecie, czy może w moim śnie – szybko jednak udało mi się zidentyfikować źródło hałasu gdzieś w okolicach domu.

Zaniepokojona wyplątałam się z pościeli. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły przebrać się na noc, mogłam więc natychmiast wypaść z pokoju. Włosami się nie przejmowałam; nie miałam takiej obsesji na punkcie wyglądu jak Alice czy Rose, nie spoglądając więc nawet w lustro, zbiegłam po schodach, przeskakując po kilka stopni na raz.

Przy końcu omal nie potknęłam się o własne nogi, nim jednak zdążyłam stracić równowagę i spaść, chłodne dłonie chwyciły mnie za ramiona, ratując z opresji.

– Uważaj, wampirku – upomniał mnie Edward, nie wyczułam jednak tego luźnego tonu, którym zwykle wypowiadał to przezwisko. – Słyszałaś? – zapytał, kiedy już bezpiecznie znaleźliśmy się na dole.

Skinęłam głową,

– Co się dzieje? – zapytałam, choć coś podpowiadało mi, że powinnam doskonale to wiedzieć. – Ktoś krzyczał, mogłabym przysiąc, ale... – urwałam, wzruszając bezradnie ramionami.

– Nie mam pojęcia. – Rozejrzał się nieco podenerwowany. – Nie ruszaj mi się z miejsca – dodał, kierując się w stronę drzwi wejściowych.

Nie byłabym sobą, gdybym posłuchała. Westchnął jedynie, teatralnie wywracając oczyma, po czym pociągnął mnie za ramię – w efekcie znalazłam się za jego plecami. Nie puszczał mojej ręki, chcąc upewnić się, że nie zrobię nic głupiego, ja zaś sama zapragnęłam wznieść oczy ku niebu, modląc się o cierpliwość. Nie miał pojęcia kim jestem, a jednak zachowywał się jak mój nadopiekuńczy tata; to było miłe, bo tęskniłam za opieką rodziców, wciąż jednak pozostawało cholernie irytujące.

Widziałam, że ociągał się z wpuszczeniem mnie do korytarza. Zamarł nagle i chyba nawet zaklął pod nosem, prawdopodobnie wychwyciwszy jakąś myśl, rozluźnił się jednak nieznacznie, co dało mi do zrozumienia, że nie mamy się czego obawiać.

– Co się...? – zaczęłam, chcąc powtórzyć wcześniejsze pytanie, wtedy jednak znów doszedł do mnie krzyk, a chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie.

Już nie potrzebowałam wyjaśnień. W końcu poznałam ten pełen bólu głos, który wyrwał mnie ze snu. Wiedziałam co zobaczę, jeszcze zanim Carlisle wpadł do domu, niosąc na rekach Esme. Widziałam jak usiłuje walczyć z bólem, mało kto jednak potrafił wytrzymać spokojnie katusz, które powodował rozchodzący się po ciele wampirzy jad; ona się starała, najwyraźniej jednak było to dla nie za trudne – stąd przerywany krzyk, który słyszeliśmy.

Nie potrafiłam stwierdzić jak wygląda, bowiem oszołomiona sytuacją miałam wrażenie, że świat gwałtownie przyśpieszył, a ja nie mogę za nim nadążyć. Jakby tego było mało, doktor poruszał się wampirzym tempem, co całkiem już wytrąciło mnie z równowag; nie zauważyłam właściwie kiedy pokonał dystans dzielący go z salonem i ułożył przemieniającą się Esme na kanapie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora