Sto osiem

92 11 0
                                    

Renesmee

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

Renesmee

Następne trzy dni wyglądały bardzo podobnie, choć to nie znaczyło, że narzekałam na nudę – wręcz przeciwnie; nie miałam kiedy odetchnąć, a po każdym ćwiczeniu mocy z Gabrielem właściwie musiał mnie zanieść do pokoju i położyć do łóżka, bo sama nie miałam do tego siły.

Nie było w tym wysiłku fizycznego, ale psychiczny jak najbardziej. Teraz, kiedy w końcu zaczęłam być w stanie spełniać oczekiwania Licavolich, nie miałam co liczyć na taryfę ulgową – jeśli akurat nie przekazywałam swoich myśli na odległość, sama próbowałam zgromadzić moc i wykorzystać ją jako broń. Choć wychodziło mi to całkiem wprawnie i udawało mi się już nawet nakierowywać strumienie mocy w konkretną stronę, zdecydowanie wolałam tę pierwszą opcję; wykorzystywałam możliwość mentalnego przekazywania myśli na odległość na co dzień, powoli odkrywając dar tak jak kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem i unikałam odzywania się.

Isabeau odesłała Michaela, nakazując mu kontrolować sytuację. Dziwne, ale dopiero po jego zniknięciu zorientowałam się, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłam zapytać wampira o to, czy kiedyś odeśle mnie do domu. Chyba nawet nie chciałam wiedzieć – ja już czułam się jak w domu. Zakładałam też, że „ważną sprawą", jaką miał do załatwienia nieśmiertelny, była opieka nad Anną, którą również się nie zainteresowałam o co w jakimś stopniu miałam do siebie pretensje.

Jednocześnie trochę martwiłam się dziadkiem, bo od momentu którym wyszło na jaw, że Lawrence żyje, właściwie z nami na temat telepatów nie rozmawiał. W kwestii ewentualnej walki dawał nam niejako wolną rękę, ani się nie angażując, ani niczego nam nie narzucając. Chciałam spróbować z nim porozmawiać o Lawrencie, ale jakoś nie mogłam znaleźć na to odwagi, usprawiedliwiając się brakiem czasu.

Co ciekawe, prócz ciągłego zmęczenia, coraz bardziej przekonywałam się do ludzkiego jedzenia, co było dziwne. Gabriel był oczywiście w niebo wzięty, ale ja nie miałam pojęcia, co powinnam o tym myśleć. Nie miałam zbytnio ochoty na krew i bynajmniej nie czułam się z tym dobrze.

Isabeau była na dobrej drodze do tego, by zamienić się w tyrana i naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby wkrótce zaczęła wparowywać do pokoju mojego i Gabriela – naszego, nie mojego, bo mój ukochany już właściwie się do mnie wprowadził – przed wschodem słońca. Jakoś nic nie zapowiadało kolejnej konfrontacji z telepatami w najbliższym czasie, a jednak Isabeau zaczynała zachowywać się, jakby lada dzień miała wybuchnąć wojna. Oczywiście sama zainteresowana zapewniała nas, że po prostu chce być w gotowości, a skoro Gabriel wieczorami znika w szpitalu, trzeba było wykorzystywać pozostały czas, tym bardziej, że zaczynałam robić postępy.

Ostatecznie to Gabriel pierwszy zaprotestował, decydując się niemal na siłę wyciągnąć siostrę z domu. Zabrał ją do miasta, żeby trochę się uspokoiła, ja zaś naturalnie musiałam się zająć sama sobą. Nie przeszkadzało mi to, bo jakoś nie miałam siły i nastroju do czegokolwiek, poza tym nie miałam nic przeciwko towarzystwa Edwarda i Esme – Carlisle był w swoim gabinecie, a ja znów nie mogłam się zmusić do tego, by z nim porozmawiać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt