Szesnaście

165 21 2
                                    

Gabriel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gabriel

Radość i euforia wypełniały jego serce, kiedy pędził przed siebie, rozkoszując się pędem. Gabriel poruszał się zwinnie i lekko, zachowując się niczym cień czy duch, którymi z pewnością nie był. Oczywiście, mógłby stać się czymś zdecydowanie więcej, niż zwykłym, śmiertelnym pół-człowiekiem, ale wbrew wszystkiemu nie miał sumienia, by bratać się z ciemnością. Takie życie mu wystarczyło, widział zresztą co potężna moc robiła z tymi, którzy usiłowali ją okiełznać.

Ostatnio działy się rzeczy straszne i dziwne, i to niekoniecznie tutaj, w Columbus. Gabriel od kilku lat obserwował konflikt, który podzielił społeczność nieśmiertelnych, a ostatnio przybrał na sile, wraz z pojawieniem się... No właśnie, kogo? Nigdy nie poznał wampira, który powoli przekabacał na swoją stronę coraz większej ilości telepatów, choć ten bez wątpienia znał jego i był nim zainteresowany. Już niejednokrotnie musiał zmieniać miejsce pobytu, by uniknąć ataków wymierzonych w jego osobę; odpierał je z łatwością, ale na dłuższą metę było to frustrujące. Nie zamierzał się mieszać w wiszące w powietrzu starcie. Był samotnikiem i wolał, by tak pozostało – obojętnie czego oczekiwali inni.

I faktycznie, od przeszło roku miał spokój, choć nadal lubił być na bieżąco; dobrze wiedział, że spora grupa takich jak on sieje spustoszenie w okolicznych miastach, nawet jeśli ciepłokrwiści nie zorientowali się jeszcze, co jest przyczyną dużej ilości zniknięć i dziwnych zachowań kolejnych ludzi. Jedynie szpitale psychiatryczne zdawały się dobrze rozwijać w obliczu obecnej sytuacji; ci „źli" nie dbali o to, czy przypadkiem nie wyniszczą swojej ofiary psychicznie, kiedy będą się pożywiać. Już i tak spory ukłon należał im się za to, że pozostawiali swoich dawców przy życiu. Jako utalentowane pół-wampiry mogli sobie na to pozwolić, skoro kobieca część ich populacji nie posiadała daru, a pozostała połowa znała pewne sposoby, by nie dopuścić do niechcianej przemiany. Trzeba było się tego trzymać, bo nawet jeśli żadne z nich nie szanowało wampirzej rodziny królewskiej, ich wizyta nikomu nie była na rękę.

Znał sporą część tych, którzy przyłączyli się do Nieznajomego. Potocznie nazywano ich „zespołem uderzeniowym", doskonale przygotowanych przez swojego mistrza. Potrafili działać na duże odległości, dzięki połączeniu mocy i umiejętności, moc ich zaś dawno już przekroczyła zdolności, którymi dysponował Gabriel i wielu równie potężnych jak on. Oczywiście miało to swoje granice, bo chyba nikt nie byłby w stanie udźwignąć takiej potęgi – mawiano, że członkowie zespołu powoli tracili zmysły i byli już co najmniej szaleni. To był kolejny powód dla którego Gabriel wolał się trzymać od tego wszystkiego z dala, nawet jeśli był pożądanym obiektem.

Tak właściwie nie był pewien jaki cel ma w tym wszystkim Nieznajomy. Podejrzewał, że zupełnie odwrotny od Volturi, którzy usiłowali za wszelką cenę utrzymać wampirzą społeczność w tajemnicy przed ludźmi. Zadanie zespołu uderzeniowego miało przywrócić nieśmiertelnym podobno należne im miejsce, sprowadzić ludzi do roli chodzących banków krwi – tak przynajmniej wydawało się Gabrielowi, bo przecież taki plan byłby całkiem logiczny, gdyby znalazł się ktoś na tyle szalony, by wcielić go w życie. A oni bez wątpienia tacy byli.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz