Sześćdziesiąt dwa

90 13 2
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Do zamku wróciliśmy dopiero po północy. Gabriel nie żartował twierdząc, że ma mi sporo do pokazania. Nie dało się ukryć, że zna twierdzę zaskakująco dobrze, choć posobno był tu zaledwie kilka razy, kiedy zmuszały go do tego okoliczności. Oprowadzał mnie po zamkowych ogrodach, uważnie przypatrując się moim reakcjom na obecność bujnej roślinności, skąpanej w srebrzystym blasku księżyca. Dzięki wampirzym zmysłom taki spacer jedynie zyskiwał ze względu na swoje nietypowe okoliczności, zamiast tracić przez niezbyt sprzyjające człowiekowi oświetlenie; byłam po prostu zachwycona.

Nasza rozmowa podczas pokonywania kolejnych usypanych kamieniami ścieżek, przypominała raczej przesłuchanie albo coś na kształt wywiadu. Gabriel wyjątkowo nie zdawał się na swój dar – być może ciekaw takiego doświadczenia, a może po prostu skupiony na obejmowaniu ochroną pozostałych członków mojej rodziny – zasypując mnie dziesiątkami różnych pytań, głównie dotyczących mijanych przez nas kwiatów. Podrzucał mi ich nazwy, jednocześnie samemu wydając się starannie zapamiętywać te, które najbardziej mi się spodobały, jakby miał w tym jakiś ukryty cel, którego oczywiście nie zamierzał mi zdradzić.

Dopiero kiedy zaczęłam odpowiadać mu coraz bardziej lakonicznie, zdecydował się na powrót do zamku. Praktycznie nie pamiętałam, kiedy doprowadził mnie do mojej komnaty – zasnęłam praktycznie kiedy tylko położyłam się na łóżku, nawet nie myśląc o jego wyglądzie i skojarzeniach, które mi się nasunęły, kiedy pierwszy raz je zobaczyłam.

Byłam przekonana, że pewnie będę spała do południa, ale nie było mi to dane. Obudziłam się, kiedy na dworze było jeszcze ciemno; wciąż byłam zmęczona i ledwo kontaktowałam, ale nie na tyle, by nie zarejestrować dziwnego poczucia, które zmusiło mnie do otwarcia oczu. Nieprzytomnie rozejrzałam się dookoła, bo cały czas miałam wrażenie... że ktoś mnie obserwuje.

Wszystko wydawało się w porządku, a przynajmniej tak pomyślałam w pierwszej chwili. Gwałtowny ruch od strony okna sprawił, że otrzeźwiałam niemal natychmiast, napinając wszystkie mięśnie i wypatrując potencjalnego zagrożenia. Wykorzystując wszystkie zmysły, spróbowałam wyczuć bądź usłyszeć możliwego intruza, ale słyszałam jedynie swój przyśpieszony oddech i bicie serca.

Rozejrzałam się raz jeszcze, po czym zaczęłam się gramolić z łóżka, by jak najszybciej wypaść z pokoju i znaleźć schronienie u Gabriela (jakoś nie myślałam o tym, że komnaty Carlisle'a, Esme czy Edwarda są zdecydowanie bliżej); nawet jeśli coś mi się po prostu przywidziało, zupełnie nieświadomie planowałam wykorzystać okazję, by znów znaleźć się przy nim.

Wtedy go zobaczyłam.

Gdybym nigdy wcześniej nie miała kontaktu z takimi, jak on, pomyślałabym, że jest duchem. Wydawał się unosić nad ziemią, cała jego postać zaś wydawała się tak bardzo blada, że aż niemal przeźroczysta. Wpatrywał się we mnie wyjątkowo przytomnymi oczyma, choć przywykłam do tego, że zwykle wypełniały je szaleństwo i obłęd, które mnie przerażały. Choć wydawał się być niematerialny – mogłabym przysiąc, że gdybym spróbowała, byłabym w stanie go przeniknąć – stał mi na drodze do drzwi, z rozmysłem je blokując.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now