Sześćdziesiąt pięć

93 11 1
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Moje oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, kiedy tylko zdecydowałam się spojrzeć na Gabriela. Choć teraz wcześniejsze, rytmiczne dudnienie wydawało mi się mieć sens, scena przede mną nie chciała zostać zinterpretowana przez mój umysł. Zdezorientowana, niemal całkowicie zapomniałam o spotkaniu z Jane i Demetrim – a przynajmniej na chwilę.

– Gabriel, do cholery, co to ma być?! – zapytałam nieco piskliwym głosem, spoglądając na ukochanego. Nie dało się ukryć, że musiałam odrobinę zadrzeć głowę?

– To? – Gabriel spojrzał na mnie z uprzejmym zainteresowaniem. Wyraźnie ledwo powstrzymywał się od śmiechu. – To jest koń –uświadomił mnie łaskawie, nachylając się, by poklepać po pysku swój obecny środek transportu. – A konkretnie, konie – sprostował.

Faktycznie, stworzenia były dwa. Ten, którego dosiadał mój ukochany, był czarny i jakby dziki – wydawał się być równie nieprzewidywalny, co sam Gabriel. A jednak nic nie wskazywało na to, by miał zamiar jakkolwiek niepoprawnie zareagować na swojego jeźdźca czy mnie, co było dziwne, bo zwierzęta zwykle unikały wampirów – a tutaj było ich mnóstwo.

Zerknęłam na drugie stworzenie, całkowicie odmienne od swojego pobratymca. Nie znałam się na koniach, ale byłam niemal całkowicie pewna, że stworzenie o białej, lśniącej sierści, które Gabriel prowadził za sobą na uprzęży, było klaczą. Wolałam jednak jak na razie nie myśleć o tym, dlaczego chłopak przybył z parą tych niezwykłych zwierząt.

– Bardzo śmieszne – bąknęłam, patrząc jak klacz z zainteresowaniem spogląda na otaczające ją kwiaty, jakby zastanawiając się, która z roślin może smakować najlepiej.

– Na tyle zabawne, byśmy mogli się pośpieszyć? – upewnił się, z gracją zsuwając z grzbietu. – Nie wspomniałem ci, że wygodniej będzie ci w spodniach? Sama sobie utrudniasz – zauważył, krytycznie spoglądając na moją sukienkę.

Sam miał na sobie obcisłe spodnie i rozpiętą, skórzaną kurtkę. Na chwilę zapatrzyłam się na jego tors, przysłonięty jedynie cienką bawełnianą koszulką, dlatego jego słowa dotarły do mnie z pewnym opóźnieniem. Nie mogłam jednak na nie nie zareagować.

– Chyba nie oczekujesz, że na to wsiądę! – prychnęłam, spoglądając na niego z niedowierzaniem.

Spojrzał na mnie, unosząc jedną brew i domyśliłam się, że to był jeden z jego genialnych pomysłów na spędzenie czasu. Teraz przynajmniej zorientowałam się, dlaczego nawet pomimo całej sytuacji z utratą przeze mnie kontroli, Carlisle był taki rozbawiony, kiedy wychodziłam. Wszyscy wiedzieli, oczywiście pomijając mnie!

– Jak najbardziej – potaknął takim tonem, jakby wszystko było już załatwione. – Z łaski swojej, nie mów „to" o moich podopiecznych – skarcił mnie, niczym dobry rodzic, którego dziecko właśnie zaatakowano.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now