Sto czterdzieści sześć

82 11 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Z entuzjazmem wybiegłam przed dom, żeby przywitać się z naszymi gośćmi. Nie spodziewałam się pojawienia Jacoba i Shelby, niemniej jednak ucieszyłam się na widok przyjaciela. Moja niedoszła zabójczyni też nie wywołała u mnie jakiś nad wyraz negatywnych emocji, miałam bowiem przynajmniej pewność, że dziewczyna żyje i już za nią nie odpowiadam. Nie życzyłam jej śmierci, mimo wszystko, od jakiegoś czasu bowiem rozumiałam ją chyba lepiej niż bym chciała.

Kiedy tylko Jake mnie zobaczył, natychmiast podbiegł bliżej, żeby porwać mnie w swoje objęcia. Na moment zapomniałam o tym, że powinnam bardzo uważać, jeśli chodzi o nasze relacje; po prostu dałam się ponieść emocjom i uściskałam go mocno. Tęskniłam za nim i chociaż to było egoistyczne, pragnęłam żeby pozostał w moim życiu, nawet jeśli wpojenie było przeszkodą, żeby zaakceptował mój związek z Gabrielem. Na razie wolałam nie myśleć o tym, że to raczej nie będzie możliwe – po prostu cieszyłam się chwilą, o resztę zamierzając się martwić później.

– Żyjesz... – Jacob był wyraźnie zachwycony tym odkryciem. Mocno tulił mnie do siebie, przeczesując palcami moje włosy i jakby chcąc się upewnić, że nie jestem wampirem. Fakt, że ani telepaci, ani poród mnie nie zabiły wydawał się napawać go jeszcze większym entuzjazmem. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest – odetchnął, w końcu stawiając mnie na ziemi; był wyższy ode mnie, więc chcąc mnie przytulić, musiał unieść mnie o kilka ładnych centymetrów.

– Nic mi nie jest – potwierdziłam, odsuwając się o kilka kroków, żeby móc na niego spojrzeć bez konieczności zadzierania głowy. Zdążyłam już zapomnieć jak bardzo był wysoki. – Też się cieszę, że cię widzę – dodałam, bo jego ostatnia wypowiedź niejako do takiego właśnie wniosku się sprowadzała. Poza tym mówiłam prawdę – bardzo cieszyłam się na jego widok.

Na moment całkowicie zapomniałam o bożym świecie. Jedynie resztkami świadomości wychwytywałam, że nie tylko ja wyszłam przed dom, ale i zaintrygowani obecnością zmiennokształtnych Cullenowie oraz – naturalnie – Gabriel. Dzieci zostały w domu same, co w normalnych warunkach byłoby nie do przyjęcia, jednak nie w przypadku naszej rodziny. Plusem bycia nieśmiertelnym i posiadania dwójki równie niezwykłych dzieci było to, że nie trzeba ich było non stop pilnować. Zresztą ja, podobnie jak inni, cały czas nasłuchiwaliśmy uważnie, żeby w razie potrzeby natychmiast popędzić do maluchów, gdyby zaszła taka potrzeba.

Ponownie skupiłam się na Jacoba. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, kiedy tuż obok mnie znalazł się Gabriel i wzdrygnęłam się, kiedy znajome ramiona owinęły się wokół mojej talii. W pierwszej chwili obejrzałam się, żeby promiennie uśmiechnąć się do ukochanego, zaraz jednak poczułam się speszona; wiedziałam, że dla Jacoba to niejako jak cios poniżej pasa, ale przecież musiał w końcu oswoić się z tym, że ja już zrezygnowałam. Jeśli przez to miałam go stracić, trudno – sama też musiałam pogodzić się z tym, że nie da się mieć wszystkiego.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now